wtorek, 2 grudnia 2014

Powrót w nieznane (?)

Cześć wszystkim, huh.

Ostatnio sporo się zmieniło. W sumie co dzień coś się we mnie zmienia, codziennie dopisuję jakieś nowe linijki do zeszytu.. Korzystam z tej nieograniczonej dla mnie wyobraźni,  tworząc to coraz nowsze twory. Opowiadania z tego bloga skończyłam już pisać dawno temu, czekają tylko, aby je przepisać..

Ale czy mam dla kogo je przepisać, czy jest osoba, która jeszcze interesuje się moim pisaniem?
W sumie, czy w szkole, czy w domu, sprawdzam, czy są jakieś wyświetlenia.. i widzę raptem 1, może 2 wyświetlenia... A jak dobrze pójdzie, to 3.
Zastanawiam się, skąd to? Skąd ta wręcz znikoma aktywność na blogu? Ze względu na to, jak piszę?

Postanowiłam, że poczekam, ktoś może jednak wyrazi swe zdanie, choć..

~ Yuna.

piątek, 26 września 2014

Rozdział 5. (2)

Popatrzyłam niepewnie na czarnowłosego. Nie wiedziałam, co mu dokładnie przekazać, bo aż tyle tego było. Odbiegłam wzrokiem od jego brązowych tęczówek i wyszeptałam od niechcenia.
- Ostatnio coś się ze mną dzieje, coś, co przeraża mnie, i zaczyna niepokoić Martina. Mam wizje Katri, o czym dobrze wiesz, ale także..
Przerwałam. Spojrzałam na Niego niepewnie, w moment zdałam sobie sprawę, że zapomniałam języka w gębie. To, co miałam mu przekazać, zostało zamazane mgłą w dosłownie sekundę.
Złapał od tak moją rękę i uśmiechnął się do mnie. Czy byłam aż tak rozdarta, że nie reagowałam na to?
- Tak? mów, spokojnie..
- Czasem, gdy dochodzi do zbliżenia pomiędzy mną a Martinem.. - Spuściłam głowę, czując oblewający mnie rumieniec. - Widzę Ciebie.
- Tenshi, nie wiem, jak Ci na to poradzić. Przyjdź do mnie dziś wieczorem, dobrze?
- Okej. - Odsunęłam rękę i spojrzałam na bawiące się dziecko.
Uspokoiłam się, jednak powiedzenie mu dobrze mi zrobiło. Spojrzałam, jak Yuuko raczkuje do nas z zabawką, a raczej do Lauriego. Podała mu lalkę z malusieńkim uśmiechem i wróciła na swoje miejsce, tak po prostu.



Weszłam do nowoczesnej restauracji, w której pracował Martin. Zostawiłam wózek na recepcji i weszłam z małą na rękach do środka.
W środku było bardzo schludnie i przyjemnie. Białe ściany z czerwonymi paskami świetnie kontrastowały z czerwonymi obrusami na stołach i drewnianymi krzesłami. Zajęłam szósty stolik i poczekałam na kelnera, a małą posadziłam na krześle dla dzieci obok mnie. Gdy kelner przyszedł, złożyłam zamówienie na spaghetti szefa kuchni i kaszę malinową. O dziwo, serwowali tam jedzenie dla dzieci od roku wzwyż.
Po złożeniu zamówienia, zauważyłam inne szczęśliwe rodziny, z dziećmi w wieku mniej więcej pięciu lat. Uśmiechnęłam się od niechcenia, dostając po chwili jedzenie od.. Martina.
- No, kochanie, nie spodziewałem się Ciebie tutaj.. - Odezwał się i przysiadł obok. Małej za to podał w dwudziesto mililitrowej miseczce kaszkę z łyżeczką.
- Nie spodziewałam się, że podasz mi jedzenie.
- A, widzisz.. Tenshi, chce pogadać o Twoim zachowaniu.
- A jest coś niepokojącego? - Zbyłam pytanie na samym początku wiedząc, o co mu chodzi.
- Owszem, co się dzieje? Wiem, że nie mówisz mi wszystkiego.
- Porozmawiamy o tym w domu, okej? Teraz są tu ludzie, nie chce robić awantur. 
Wzięłam do ręki widelec i włożyłam go w makaron. Zawinęłam go i spojrzałam na dalej siedzącego Martina, wpatrującego się we mnie.
- Wracam do domu za dwadzieścia minut. Mamy więc dużo czasu by pogadać.
Ogarnęłam swe włosy, jedząc podane jedzenie, pomagając w między czasie małej.
Musiałam coś wymyślić.
Czas szybko minął, przez całą drogę nie odezwałam się do mężczyzny, ani on do mnie.
Dopiero, gdy weszliśmy do domu, a ja położyłam do spania Yukko, cokolwiek powiedzieliśmy do siebie. Widziałam, że był zły, ale za razem ciekawy.
Opadłam na kanapę i spojrzałam na Niego. W czarnej dopasowanej koszulce i szarych dresach wyglądał nieziemsko, ale w tej chwili nie mogłam myśleć o takich rzeczach.
- Nom, wyjaśnij mi co nie co.. - Stanął nade mną i skrzyżował ręce.
Zostało mi jedynie wyjaśnić to wszystko. Westchnęłam i spuściłam wzrok. Przekazałam mu dokładnie to samo, co mówiłam parę godzin temu Lauriemu.
- Słucham? - Wrzasnął nieoczekiwanie, aż podskoczyłam. - Tenshi, czemu mi nie powiedziałaś?
- Właśnie dla tego. Nie dałbyś mi spokoju, a Twoje reakcje skłaniałyby nas jedynie do kłótni. - Spojrzałam na Niego z wyrzutem i podniosłam się.
Stałam z nim wtedy twarzą w twarz, że aż ciarki oblewały moje ciało ze strachu.
- I wiesz co, Martinie? Muszę się zastanowić, czy dobrze robimy będąc razem. Bo sądzę, że i Ty masz przede mną jakąś tajemnicę.
Szybko wyminęłam go, nałożyłam botki i płaszcz dodając, że dziecko odbiorę jutro. Ten próbował mnie zatrzymać, na marne.
Idąc do domu jak na złość samej sobie mijałam zakochane parki. Byłam albo naburmuszona, albo po cichu płakałam.
Najgorsze czekało dopiero pod domem. Zastałam opartego o bramę Lauriego, który liczył coraz nowsze gwiazdy pojawiające się na niebie. Sprawnie otworzyłam furtkę.
- Ej, panie marzyciel. - powiedziałam ironicznie - Chcesz wejść?
Spojrzał na mnie, jakby wystraszony, po czym minął próg i poszedł w stronę drzwi, a ja za nim.

Chwilę zajęło mi przygotowanie herbaty, ale gdy już ją przygotowałam, usiadłam obok czarnowłosego i patrzyłam na niego w skupieniu.
- Nie ma sposobu, abyś usunęła z siebie Katri. Przykro mi.
Oparłam się bezradnie o kanapę. Spojrzałam z powrotem w jego oczy, które od dawna mi się przyglądały.
Widziałam w nich troskę, chęć pomocy.
- Na pewno?
- Tak. - Powiedział z trudem.
Spuściłam głowę, widząc ukradkiem, że mężczyzna kieruje się do wyjścia. Szybko wstałam i spojrzałam na niego.
- Ukrywasz coś, prawda?
I wtedy wiedziałam, że trafiłam w jego czuły punkt.
- Tak, ukrywam, Ale zdecydowanie nie jesteś na to gotowa.
Po czym zniknął, a ja poczułam zimno oblewające moje ciało.

                              ------------------

Wiedziałem, że nie zachowałem się fair wobec Tenshi. Ufała mi, a ja i tak tego nadużyłem.
Powinienem jej od razu powiedzieć, że znam sposób na to, by stała się sobą.
Musiałem iść do swojego mieszkania, by to wszystko przemyśleć, o tak.
- Mam nadzieję, że jej nie powiedziałeś?
Obejrzałem się za siebie i spojrzałem na Martina oczami pełnymi gniewu. Miałem do tego powód - to on od początku kazał mi tak robić. Jak głupi jednak dawałem się mu. 
- Nie. - Odpowiedziałem najspokojniej jak tylko mogłem.
- To dobrze.
Poszedłem dalej przed siebie, czyli w stronę domu, gdy dostrzegłem, jak coś się pali. Tym czymś był właśnie mój dom. Przeraziłem się, spoglądając w tył.
Dostrzegłem jedynie uśmiech Martina i ogromną satysfakcję.
Wiedziałem wtedy, że to jego wina.

______________________________________

Cześć, jest tu ktoś jeszcze?

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 4 (2)

Przepraszam, za zmianę planów.
Powiem tak - miałam totalny brak pomysłu na rozdział, serio. (Chodzi mi o rozdział rocznicowy)
Pomyślałam, że dostaniecie rekompensatę w postaci "A co by było gdyby.. Yuna pisała dalej Akademię."
Przyznam się, że od dawna piszę taki jakby "pierwszy rozdział"  akademii. Jaki jednak miałoby to sens? Podejrzewam, żaden..

Tradycyjnie podziękowania dla Mistchie. :*

                                                  --------------------

Dziś pierwszy raz od dawna spadł śnieg. Ludzie wychodzili ze swoimi pociechami, by zaznać odrobiny rozrywki.
Od miesiąca nie miałam kontaktu z żadną żywą duszą. Siedziałam z córką, odseparowując się od świata zewnętrznego. Dziś jednak postanowiłam wyjść i spędzić dzień z Yuuko. Miałam zamiar pokazać jej góry i miasto. Mimo, że miała dopiero pół roku, głęboko wierzyłam, że stanie się mądrą kobietą. Miałam również nadzieję, że nie popełni tych samych błędów, które popełniałam ja.
Włożyłam na stopy czarne kozaki na koturnie i tego samego koloru płaszcz. Yuuko zaś ubrałam w fioletowy kombinezon, kremowy szalik i białą czapkę.
Biorąc córkę na ręce, wyszłam z mieszkania. Chwilę później schodziłam ze schodów, uśmiechając się pod nosem. Wyjście na świeże powietrze dobrze mi zrobi, myślałam. Wydawało mi się, że to z tego powodu moją twarz ozdabiał uśmiech. Byłam nastrojona pozytywną energią.
Już chciałam przekroczyć ostatni stopień i zejść na zaśnieżony chodnik, gdy ktoś zagrodził mi dalszą drogę. Pacnęłam czołem o czyjąś klatkę piersiową. Niezadowolona, uniosłam głowę. Widok osoby, której nie spodziewałam się tu ujrzeć, odjął mi mowę.
- Tenshi, co za miła niespodzianka! Myślałem, że zapadłaś się pod ziemię.
Martin odsunął się, bym mogła zejść na chodnik. Gdy to uczyniłam, zjawił się obok mnie, obejmując ramieniem. Ciepło, które od niego emanowało, rozlało się po moim ciele. Z zadowoleniem wtuliłam się w jego bok. Trzymałam Yuuko, więc nie mogłam go objąć, mimo, że bardzo tego chciałam. Tęskniłam za nim po dłużącej się rozłące.
- Właśnie miałam do ciebie jechać.
- Wiem, że cię wyprzedziłem. - Martin uśmiechnął się czule. Spojrzał na dziecko, marszcząc brwi. - Strasznie urosła.
Słyszałam w jego głosie zdziwienie. Zachichotałam.
- Wiem. Rośnie jak na drożdżach. - szepnęłam, wpatrując się w czubki swoich butów.
- Umm.. - mruknął zakłopotany. Kątem oka widziałam, jak drapie się po głowie. - Może pójdziemy do mnie? Zrobię kawy, przy okazji porozmawiamy.
- Hmm.. Dobry pomysł. Dziękuję. - Z lekkim uśmiechem pognałam w stronę czarnej bramy.


Opatuliłam się szczelnie brązowym kocem, biorąc do rąk kubek z gorącą czekoladą. Upiłam spory łyk, delektując się słodkim posmakiem w ustach i ciepłem, które odczuwałam.
Oblizałam wargi, kątem oka przyglądając się osobie siedzącej tuż obok. Musieliśmy wyglądać komicznie. Przy Martinie wyglądałam na szarą myszkę, a to wszystko przez jego wzrost i mięśnie.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos:
- Co u ciebie, Tenshi? Nie chodzi mi oczywiście o nasze dziecko, tylko o ciebie.
Zachłysnęłam się czekoladą, której właśnie zasmakowałam. Martin poklepał mnie energicznie po plecach, bym przestała krztusić się gorącym smakołykiem.
Gdy się uspokoiłam, wybałuszyłam na niego oczy. Analizowałam słowa, które przed chwilą wypowiedział. Słowa, w które nie mogłam uwierzyć.
Nigdy nie myślałam, że usłyszę właśnie ten wyraz. Nie z jego ust! Nawet nie przeleciało mi przez myśl, że zaakceptuje to dziecko. Autentycznie się zdziwiłam.
Odstawiłam kubek z czekoladą, ażeby przypadkiem znów się nie zakrztusić. Niestety, ciepło, które odczuwałam w dłoniach nagle wyparowało, więc szybko schowałam je pod koc.
Zerknęłam na towarzysza spod wytuszowanych rzęs.
- Wszystko dobrze, wzięłam wolne, by odreagować od tego wszystkiego. - mruknęłam, zerkając na małą, która bawiła się laleczką. Na moje wargi wkradł się uśmiech - nie pierwszy raz, zresztą. Spoglądając na swoją córkę nie mogłam powstrzymać swojej radości. - A co u ciebie?
- Hmm.. Mam pracę. Jestem kucharzem w restauracji nieopodal. - Gdy to mówił, słyszałam w jego głosie spokój.
Westchnęłam. Cały czas spoglądałam na córkę i unoszącą się lalkę; najpierw z obojętnością, a dopiero później - ze zdziwieniem. Jak w amoku wyciągnęłam w jej stronę rękę i przyciągnęłam do siebie. Zarejestrowałam kątem oka, jak Martin przygląda mi się pytająco.
- Widzę to pierwszy raz. - wyjaśniłam cicho.
Mój towarzysz objął mnie delikatnie. Zamruczałam niczym kotka. Mimo, że nie było mi zimno, cieszyłam się z dodatkowego ciepła, jakie zapewniał mi ukochany.
- Domyślałem się, że będzie czarownicą. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Odziedziczyła moce po matce.
Kiwnęłam głową, zagryzając dolną wargę. Martin, jak gdyby to zobaczył, ucałował moją szyję. Przemierzał ustami każdy milimetr mojej odsłoniętej skóry - od obojczyka w górę.
Mimo pieszczoty, zapytałam:
- To jest niebezpieczne. A co będzie, jeśli stanie jej się krzywda?
- Będziemy ją pilnować, Tenshi. Uspokój się. - mruknął z ustami tuż przy mojej szyi.
Powrócił do całowania miejsc, które przemierzał parę sekund temu. Wysunął koniuszek języka, by przejechać nim po obojczyku. Westchnęłam cicho z rozkoszy, odchylając głowę do tyłu. Zamglonymi oczyma zerknęłam na jego twarz.
Nim się spostrzegłam, leżałam na kanapie. Czułam przyjemny ciężar jego ciała i usta, które z żarliwością wpijały się w moje. Musiałam jednak przerwać pieszczotę. Sięgnęłam na skraj jego koszulki, by jednym ruchem ją z niego ściągnąć.
Zerknęłam na niego z lekkim uśmiechem. Pożądanie, które odczuwałam, zaćmiło moje zmysły. Z opóźnieniem dostrzegłam, że przed sobą miałam twarz Lauri'ego, a nie Martina.
Zszokowana, zapiszczałam, próbując się od niego odsunąć.


Stałam w wielkim oknie mojego domu. Przyglądałam się otoczeniu, a szczególnie mężczyźnie ubranemu na czarno. Ewidentnie zmierzał w stronę moich drzwi.
Zeszłam więc na dół i otworzyłam je na oścież. Uśmiechnęłam się do czarnowłosego, odsuwając się i pozwalając mu wejść do mieszkania. Dostrzegłam na jego kurtce płatki śniegu, więc delikatnie je strzepałam. Czułam jednak, że ten czyn był nie na miejscu, więc, zawstydzona, cofnęłam rękę.
Lauri spojrzał na mnie jednak z uśmiechem. Wskazałam dłonią salon, w którym bawiła się Yuuko.
- Co mnie tu sprowadza?
- Usiądź, proszę. Chcesz coś do picia? - zapytałam, kierując się do kuchni.
- Dziękuję. Jeśli to nie problem, może być herbata. - Rozpiął swe okrycie wierzchnie, ściągnął je i powiesił na wieszaku stojącym nieopodal.
Ja w tym czasie zdążyłam zaparzyć wodę. Z górnej szafki wyciągnęłam dwa kubki i włożyłam do nich po jednej saszetce. Zniecierpliwiona, siłą woli podgrzałam ciecz. Gwizdek, pod wpływem wrzenia, zaczął wariować.
Dolałam wody do naczyń i podreptałam do salonu. Lauri stał przy zaparowanej szybie, co rusz zerkając na moją córkę.
Widząc mnie, uśmiechnął się i zapytał:
- A więc? Co się dzieje?

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 3. (2)

Cześć wszystkim. Dziś trochę z informacji.
W sierpniu, najprawdopodobniej 11 pojawi się niespodzianka na blogu tym, lub na akademii. Jeszcze nie wiem do końca gdzie, ale powiem jedno: Będzie ciekawie.
Dlaczego? Już mówię.
Mniej więcej w tym samym czasie powstawały me dwa blogi, i będzie powstawał jeszcze trzeci. Lecz to, co mam już naszykowane, będzie sądzę, wielką niespodzianką. :-)
Aż ciężko mi pomyśleć, że to aż dwa lata akademii i rok TMT. ;-)
No ale, dużo pracy przed nami w najbliższym czasie. Jakiej? Okaże się..

-------------

          Kiedy dowiedziałam się o tym, że mogę zabić swojego chłopaka był to dla mnie szok, bo co niby zwykła, prosta Tenshi Mitsui może zrobić temu, kto nie mógł poświęcić jej wystarczająco dużo czasu?
          Okazało się, że jestem czarodziejką, jak się przydażyło, nie taką zwyczajną. Bowiem rodzice zostawili mi spory zbiór ksiąg, starych eliksirów i zwojów, których nawet człowiek żyjący dziewięćdziesiąt lat nie miałby czasu przeczytać.
          A teraz?
          Okazuje się że pochłonęłam życie jakiejś natapirowanej blondi - mojego klona, który podwalał się jakieś dwieście lat temu do mojego obecnego mężczyzny. Ile ona ma wiosen? Jakbym miała się dokładnie zastanowić, to jakieś sześćset. Doliczając do tego mój wiek to jakieś sześćset dwadzieścia dwa lata.
          I jeden wątek, który umknął mojej podświadomości - rodzice.
          A co z nimi? Przecież na moje urodziny jakoś przyszli z zaświatów. Jak mu było? Kamień umarłych?             Muszę chyba go stworzyć bo za dużo wątpliwości kłębi się w mej głowie.
          A na świecie coraz mniej osób do powierzenia tajemnicy.

          ----------      

          Wparowałam do domu niczym tornado i od razu weszłam do magicznego pokoju nie zważając na ubłocone buty.
- No to teraz księgo, jak pozbyć się sobowtóra który czyni wstręt do własnego faceta.
Wiedziałam, że odpowiedzi szybko nie znajdę, ewentualnie mogłam poradzić się wróżbity albo jakiejś innej czarownicy z większym stażem niż mój.
- Czego szukasz?
Podskoczyłam i spojrzałam nerwowo na miejsce wymowy. W drzwiach stał dobrze bawiący się Lauri, dłubiący słonecznik.
- A Ty czego tu? - wypowiedziałam chamsko.
- Camil Ci nie mówił że od.. Hmm.. - chwilę popatrzył w sufit, by po chwili spojrzeć na mnie. - tygodnia, masz mnie na ogonie? Nie bój się, nie wejdę pomiędzy Twoje życie prywatne a Martina.
- Twój zasięg wzroku tyle nie sięga?
- Nie ale wiem, że ostatnio macie krucho. - podszedł bliżej i ogarnął swe czarne włosy. - Chcesz odstawić Katri, prawda?
- O niczym innym obecnie nie marzę. - powiedziałam arogancko.
- Mogę tylko powiedzieć, że się nie da. Ale jeśli mam polepszyć Twój humor to trochę pomogłem, byś to Ty wygrała.
Spojrzałam na Niego zła, po czym nagle ochłonęłam - jakby cała ta furia zniknęła.
- Jak niby? Chyba tuląc mnie do Twojej dziewczyny.
- Nie koniecznie. Wtedy, kiedy coś Ci wstrzyknąłem, był to jad neutralizujący. Działa on tak, że niezależnie kto wepchnie się w Twoje ciało, to Ty odnosisz sukces.
- Fajnie, więc, mam teraz skakać? Woohoo?
Uśmiechnął się do mnie niewinnie. Czy Camil nie miał w tym jakiegoś celu, by ten ktoś nazywany chłopakiem mnie gonił? Miał, i dobrze to czułam.
- Tenshi, w zasadzie to po co szukasz zaklęcia na Katri skoro i tak nie masz mocy?
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Czyli, że to, co mówił Martin było prawdą - "Będąc wampirem nie możesz być czarodziejką, i na odwrót."
Ale ze mną było inaczej.
- Chce być taka jak dawniej. Czarować, skopać wampirom zadki.
- Trafne. Ale nie do osiągnięcia.
Dziwiło mnie to, że trzymał się na wodzy, jeszcze. Ale ja doskonale znałam jego czułe miejsce, i nie zamierzałam marnować tej wiedzy.
- Dlaczego? Bo blondi wróci? I nici z Twoją wolnością?
Widziałam w jego oczach wielką furię, co dało się we znaki poprzez przygwożdżenie mnie do ściany. Spojrzałam na Niego niewinnie, co tylko spotęgowało jego uczucia.
- Nie wiem czego się najadłaś, ale zmień lepiej dostawcę. Ja nie zamierzam tego słuchać, rozumiesz?! - przybliżył się jeszcze mocniej tak, że jęknęłam z bólu. - Myślałem, że się dogadamy, ale widzę że to jak szukanie igły w stosie siana. A Katri wypaliła Ci mózg.
Odsunął się ode mnie i wyszedł. Pamiątką po nim został jedynie rozsypane pestki słonecznika.
I wtedy do mnie dotarło - Co ja najlepszego zrobiłam. Zaczęłam czuć żal mimo tego, że wcześniej tak nie miałam. Bynajmniej nie do Niego.

          Weszłam do sklepu strasznie rozgrzana i zdesperowana. Minęło ledwo piętnaście minut, a ja nadal nie mogłam znaleźć wewnętrznego spokoju. W sumie, po co ja tu weszłam? Gdy o tym pomyślałam, miałam przy sobie mleko 3,2% i stałam przy stoisku z nabiałem. Kiwnęłam głową na nie. Co ja najlepszego robiłam? Jednak w tym momencie mogłam się wszystkiego po sobie spodziewać.
Poszłam z ową rzeczą do kasy, zapłaciłam za nią i wyszłam, by po chwili wsiąść w swe auto i odjechać. Nie śpiesząc się jechałam spokojnie 60km/h, mijając zakręty i kolejne ulice, jechałam na około.
Sama się nie rozpoznawałam. Już trudno mi pomyśleć co to będzie, gdy wejdę w mury domu Martina.
Jednym słowem - Katastrofa.
Czy powinnam przeprosić Lauriego? Chyba tak.
Zjechałam na uliczkę, gdzie znajdował się jego dom. Był duży, jasno niebieski z zadbanym ogródkiem. Skąd miał czas, by się nim zajmować?
Wyszłam z auta, zamykając go guzikiem od pilota, minęłam schody, by od razu znaleźć się przy drzwiach. Zapukałam w nie. Chwila oczekiwania, aż łaskawie otworzy była chyba najdłuższą.
- Czego tutaj szukasz? - Usłyszałam jego głos za sobą, obejrzałam się za siebie i spojrzałam na Niego. Dalej miał swą twardą jak skała twarz.
- Chciałam.. Przeprosić.
- Na przeprosiny Ci się zebrało?
Spuściłam głowę i zeszłam ze schodów.
- Nie wszystko jest tak jak myślisz. - Ponownie się odwróciłam. - Może i Katri zamieszkuje moje ciało, ale nie serce i umysł. Próbuję nieustannie odcinać ją od mej podświadomości, ale ta cząstka.. Niestety ten pierwiastek się we mnie wkrada. I nie wiem, co z tym zrobić.
Wsiadłam pośpiesznie do auta i odpaliłam je, nie zważając uwagi na szczegóły poza autem.
Nagle zachciało mi się na zwierzenia? W dodatku - Z Laurim?
No to teraz, Tenshi. Jesteś po uszy w bagnie.


piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 2. (2)

Cześć wszystkim!
Ogromne podziękowania dla Mistchie, mojego "prywatnego korektora" :)
Wracam myślę ze zdwojoną siłą. w 3 rozdziale wyjaśnię o co chodzi :)
Całuję, Yuna.


-----------------------


          Gdy weszłam w mury komisariatu, poczułam rozpierający  mnie głód. Wręcz wbiegłam na górę, wpadając do pokoju Camila. Nie znajdował się jednakk sam.
- Och, cześć, Tenshi. Ładny kolor. - Powiedział ciemnoblond włosy, uśmiechając się do mnie.
Spojrzałam  się na jego kolegę, który robił wszystko, by nie patrzeć na mnie.  Jednakże był mi on znajomy, zwłaszcza jego czarne, długie włosy i wygląd  niczym Robb Flynn z mego ulubionego zespołu metalowego.
- Okej, to ja Was zostawiam, zajrzę po sprawie.
Camil  machnął na niego ręką. Gdy ten wstał, skutecznie zagrodziłam mu drogę  do wyjścia. Siedzący przy biurku chłopak zdziwił się, lecz nie zwracałam  na Niego uwagi.
- A z Tobą, pragnę pogadać.
- Och, Tenshi, nie chcę zabierać Cię z pracy. - wymówił to melancholijnie.
- Och, ależ ja nalegam. Zwłaszcza, że nie jestem Tenshi. - Wyszeptałam.
Postanowiłam zagrać to inaczej, jednak poczułam ogromną satysfakcje, jak złapał haczyk.
- Chodź ze mną.


          Usiadłam na przednim siedzeniu jego auta. Wzrok utkwiłam przed siebie, hen daleko, więc nie zwracałam uwagi na mężczyznę obok. Jednak sam on  w niedługim czasie się o to doprosił.
- A więc?
- Wiem, że nie powinnam Ci ufać, nie powinnam też ufać Martinowi, ale.. Co łączyło z nim Katri?
Zadałam to pytanie prosto z mostu, choć wcale nie powinnam. Spojrzałam na mężczyznę. W moim sercu tliła się nadzieja - nadzieja na odpowiedź.
- A po co Ci to potrzebne? Wiesz co.. Nie mam za bardzo czasu.. - powiedział wymijająco.
Nie ze mną te numery, pomyślałam, uśmiechając się w duchu. Nie mogłam mu odpuścić.
- Mam wizje z życia Katri. Zarówno widzę tam Martina jak i Ciebie, Lauri.
- Czemu nie możesz spytać o to swojego chłopaka? Jakbyś nie pamiętała, ja mam tu najmniej do gadania.
Zerknęłam na niego zła. Lecz miałam za co? Zasłaniał się, jak każdy inny. Przeniosłam dłoń na panel samochodu, po czym ponownie na niego spojrzałam.
- Oj dobra, kochali się, a bynajmniej on ją. Kiedy Katri mnie poznała, chciała tylko mnie. 
Zgadzało  się. Widziałam to w wizji, co oznaczało, że nie kłamał. Ściągnęłam  dłoń, kładąc ją na udzie, skubiąc delikatnie materiał spodni. Spojrzałam  jeszcze raz na długowłosego, po czym wysiadłam z samochodu, mówiąc  zwykłe "dziękuję". Musiałam wszystko przemyśleć na spokojnie, bez  obecności drugiej osoby. Co prawda, w pracy nie mogłam tego zaznać, choć nie miałam wyboru. To tam musiałam zwalczyć swe rozterki.
Szybko przestąpiłam próg drzwi Camila. Z uśmiechem usiadłam na przeciwko niego. Położywszy dłonie na biurku, nachyliłam się w stronę mężczyzny. 
- Co tam ciekawego działo się pod moją nieobecność?
- Było parę akcji, nie powiem.. Ale o tym później. Najważniejsze - co się dzieje z Tobą?
- Wszystko jest okej, dlaczego pytasz?
-  Tenshi, widzę i czuję. - Złapał moje dłonie i czule je objął. - Wiem,  kim jesteś, i chcę, byś wiedziała, że pomimo sprzeczki z tych paru  miesięcy przed, możesz na mnie liczyć.
- Dzięki, Camil. Doceniam  to. - Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wstałam i wzięłam papiery z  komody stojącej na końcu pokoju. Postawiłam je na blacie i zaczęłam w  skupieniu analizować.


         Wróciłam do  domu Martina zmęczona i głodna. Od razu weszłam na górę do pokoju małej,  zdziwiona, że jej tam nie ma. Wybiegłam, kierując się do sypialni  chłopaka. Ujrzałam go leżącego z Yuuko. Uśmiechnęłam się  i podeszłam do nich, i, położywszy się obok, wtuliłam się w plecy ciemnowłosego. Moje ręce spoczęły na jego brzuchu. W tym samym czasie wtuliłam się w niego mocniej. Brakowało mi tych radosnych chwil, jak to bywało  wcześniej między nami.
Ale oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej; poróżniło nas to, co stało się wcześniej.
Rozpłakałam  się, oparłam głowę o jego plecy i zaczęłam cicho szlochać.  Wiedziałam, że tym niczego nie odwrócę, ale było mi.. przykro.
- Tenshi? - Usłyszałam szept Martina. W tym samym czasie delikatnie ściągnął moje dłonie, odwracając się, by spojrzeć mi w oczy.
Zerknęłam na niego ze łzami w oczach. W sercu czułam głęboki smutek. 
- Przepraszam, ja..
-  Ćśś.. - Przyłożył mi palec wskazujący do ust. - Wiem. Kochanie, nie  jestem na Ciebie zły. Kocham Cię, rozumiesz? - Ostatnie słowa wyszeptał  mi do ucha. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Ja Ciebie też.. - Wyszeptałam.
Uśmiechnął  się do mnie. Podniósł mnie i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na niego  wygłodniałymi oczami, a ten tylko pogłaskał mnie po policzku.
- Jadłaś coś?
- Twoja lodówka świeci pustkami, a ja nie mam co jeść.
- Ale wiesz, że teraz pijesz to, co ja? - Wyszeptał czule, prowadząc mnie na dół do kuchni.
Pokręciłam głową, lecz dałam mu się pociągnąć za sobą. Gdy już byliśmy w  pomieszczeniu, usiadłam na blacie i poczekałam dosłownie sekundę, aż  chłopak da mi coś czerwonego, lejącego się do picia.
- Pij, Tenshi.
Popatrzyłam  na szklankę z napojem i głośno przełknęłam ślinę. Przybliżyłam kubek do  ust i w jednej chwili wypiłam całą zawartość.
- Lepiej?
- Lepiej. - wyszeptałam, unosząc głowę ku górze.
Naszła  wtedy kolejna wizja. Próbowałam jej się przeciwstawić- nie chciałam widzieć  kolejnych potyczek Katri, ale najwidoczniej musiałam.


     Pożywiłam się jakimś człowiekiem. Jego krew nie była tak słodka jak  Martina zaledwie parę lat temu, mając na myśli ten okres czasu - zanim  oczywiście go przemieniłam.
Z biegiem czasu był to jednak  błąd. Nie mógł się ode mnie odczepić, cały czas chodził za mną jak głupi  pies, i pomimo tego, że mówiłam by tego nie robił, on nadal robił swoje.
Dobrze  znanym mi skrótem przeszłam do zamku mego ojca, omijając długie, grube  drzewa. Stanęłam  jednak przed drzwiami, czując krew. Wolnym, cichym  krokiem weszłam do środka. Strażnicy leżeli martwi, co wcale mnie nie zdziwiło.
- Tata?! - Warknęłam i wbiegłam na górę, szybko mijając zakręty do jego gabinetu.
Rozejrzałam się; nie był tam sam, a z dwojgiem dobrze zbudowanych mężczyzn.
Ojciec w skupieniu patrzył na mnie, lecz szybko wstał i walnął swoimi masywnymi rękoma w biurko.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że jesteś krwiopijcą, zdrajczyni?!
Uniosłam brwi ze zdziwienia. Skąd znał prawdę?
- Ale tato.. 
- Zamilcz, jednak nie chce Cię słuchać. Zabrać ją do lochów!



          Ogarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam na zdziwionego wampira -  wiedziałam, że pewnie będę musiała mu się tłumaczyć z tego, co  widziałam.
Ale ten tylko się uśmiechnął.
- Coś się stało?
- Nie, nic - odpowiedziałam spokojnie. - To tylko ta krew..
Musiałam  coś wymyślić, by odciągnąć jego uwagę. W mojej głowie znalazł się tylko  jeden pomysł - by go czymś zająć. W ułamku sekundy byłam obok niego z pożądaniem w oczach i słodkim uśmieszkiem na ustach. Pocałowałam go zachłannie, a tymczasem on odpowiedział mi tym samym. Przyparł mnie  mocno do ściany. Wiedziałam, czego chce.
Przeczesywałam jego włosy, jednocześnie całując. Po chwili jednak, z niewyjaśnionych przyczyn, odepchnęłam go od siebie. 
Z rozwartymi szeroko oczyma, jęknęłam. Powód był jasny: zrozumiałam, że nie odepchnęłam go od siebie z własnej woli. Ktoś, lub coś, kazało mi to zrobić.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 1 (2)


Cześć wszystkim!
Przepraszam, że rozdział pojawia się dziś, lecz z powodu wyjazdu nie mógł się on znaleźć tutaj wcześniej.
Miłego czytania!
Yuna.

---------- ----------

          Wstałam, mając w głowie pustkę. Co się wczoraj stało?
Rozejrzałam się nerwowo, jakbym znajdowała się w kopule napełniającej się wody.
Obok mnie siedział mężczyzna. Przystojny. Nie rozpoznałam jednak go, nie umiałam go sobie przypomnieć.
Czy był kimś ważnym dla mnie?
- Tenshi? Czy może Katri?
Popatrzyłam na Niego zdziwiona. Chłopak założył ręce na piersi, patrząc na mnie surowo.
- To pierwsze.
- Nic nie pamiętasz? - powiedział głosem, jakby chciał mnie skarcić. - Katri Cię dopadła.
- Jaka Katri? Ja Cię nawet nie pamiętam.
- Tak? - delikatnie wszedł na mnie i uniósł ręce ku górze.
Moje dalsze kłamanie nie miało sensu. W jego oczach widziałam złość. Chyba się domyślił co jest grane.
 - Martin, ok, to ja.
- Wiedziałem.
Pocałował mnie czule w usta. Tak po prostu minęła mu cała złość na mnie. Jednak dalej nie wiedziałam, co się wcześniej ze mną działo. Moja pamięć była w tym okresie jakaś zamglona, albo po prostu nie umiałam się skupić. Twarz leżącego na mnie chłopaka jakby się uspokoiła, nie na długo co prawda, bo wiedział, że zaraz zadam mu pytanie, które całkiem popsuje ten rosnący humor.
- Co się ze mną stało?
Zblednął. Ten jeden, krótki czyn dał mi do zrozumienia, że rzeczywiście coś jest nie tak. Objęłam jego już całkiem bladą twarz rękoma, które też zresztą były jasne, ale nie aż tak.
- Katri Cię dopadła. - Słychać było, z jaką trudnością to mówi. - Znalazłem Cię niedaleko.
- Czyli ja jestem..
Martin spuścił głowę. To oznaczało tylko jedno - stałam się tym samym, co on sam paręnaście lat temu. Stałam się bestią, i musiałam coś zrobić, bym nią nie była. Mam córkę, i muszę o Nią zadbać, a nie przed nią uciekać.
Odepchnęłam od siebie mężczyznę w stronę łóżka, sama po chwili usiadłam na materacu, nie zwracając na coraz wyraźniejsze detale różnych rzeczy.
- A co z mocami? Ja..
- Jeśli jesteś wampirem, nie można być czarodziejką.
Wstałam i wybiegłam do kuchni. Martin przymocował mnie do ściany tak, bym nawet o milimetr nie mogła się poruszyć. Popatrzyłam w górę i siłą umysłu zapragnęłam, by zegar stojący nad nami spadł na Niego. A gdy usłyszałam huk, zdziwiłam się.
- Działa, ja.. Nie chciałam.
Warknął, odrzuciwszy przedmiot, wstał. Tym razem z impetem przyłożył me ciało do ściany. Nie wiedziałam dotychczas, czy nie zostawił tym sposobem wgniecenia, lecz nie musiałam zajmować sobie tym zbytnio głowy. Ważniejsze było tu i teraz.
- Tenshi, uspokój się. Ja na prawdę chcę dobrze. Pomogę Ci przezwyciężyć tą panikę, okej? Wiem co czujesz, wiem, w jakiej sytuacji się znajdujesz. Masz mnie, przebrniemy przez to.
Popatrzyłam na Niego. Wiedziałam, że w moich oczach widział jedną wielką niepewność, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Bałam się nadchodzącego okresu, bo nie wiedziałam, co mnie spotka. Martin mało co mi opowiadał o wampiryzmie i o tym, jak to przebiega. Czego powinnam się wyprzeć, a co zaakceptować.
- Dobra. Muszę coś z Tobą zrobić. - westchnął i pokiwał głową. - Chcę zobaczyć, czy coś zostało Ci po egoistycznej blondynce.
Przełknęłam głośno ślinę. Och!
- A że teraz Ci nie ufam, muszę niestety Cię tam zanieść.
- Będę grzeczna. - Wyszeptałam, spoglądając w dół. Wzięłam kosmyk swoich włosów i od razu dostałam szału.
Nie były już czerwone jak dawniej, tylko... Miodowe.
No co jak co, ale blondynek najbardziej nie lubię! Czemu musieli mnie aż tak skarać?
- Wątpię - Jednym ruchem jego dłoni znajdowałam się do góry nogami, przywieszona do jego ramion.
Waliłam jak najmocniej mogłam w jego pośladki lub plecy, lecz na marne. Widać, że był bardzo odporny na to.
- Nie próbuj, i tak to Ci nic nie da. - Powiedział rozbawionym głosem, jakby znajdował się na jakimś śmiesznym spektaklu.
- Żeby tylko nasze dziecko się po Tobie nie wdało!
Coś powiedział pod nosem. Upuścił mnie na ziemię w jakimś ciemnym miejscu, zaświecając światło.
Moim oczom ukazał się wielki fotel, a do Niego dołączone dwa monitory. Nigdy go nie widziałam, może dla tego, że nawet nie wiem, jak się tu dostaliśmy.
- Wstań i usiądź tam. - Wskazał na ów przedmiot. - I bez przekrętów.
Uśmiechnęłam się od niechcenia, rozglądając się. Podniosłam się, siadając na meblu. Popatrzyłam na Martina, nie poznając go. Nie był on taki sam, jak kiedyś, znikła w nim ta pogoda ducha, jaką kiedyś miał.
- Nic mi nie rób, proszę.
- Boisz się? - Położył się obok mnie. - Złap mnie za rękę, jeśli coś zobaczysz, od razu mi o tym mów.
Zrobiłam to, co powiedział. Jego dotyk był delikatny.
Zamknęłam oczy. Na początku nic nie zobaczyłam, ale jak ścisnęłam mocniej jego rękę, ujrzałam naszą pierwszą noc. Zdawałam mu relacje z mych wizji, czując, jak gładzi mnie po policzku.
Znów mroczny kolor, a po nim coś, czego nie pamiętałam. Blond włosa dziewczyna goniąca kogoś pośród drzew. Gdy ta osoba się odwróciła, ona natychmiast znajdowała się w jego ramionach. Drugoplanowo widziałam, jak się całowali.
To był Martin. Nie trzeba było być inteligentnym, by to dostrzec.
Otworzyłam oczy. Musiałam udawać, że tego nie widziałam. Nie było na to innej opcji, jak na razie.
- Wszystko. - Wyszeptałam, udając spokojną. - Co to za..
- Fotel wspomnień. Nie widziałaś nic z życia Katri?
- Nie. - Skłamałam.

          Śpiewałam kołysankę mojemu dziecku. Patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami, a ja uśmiechałam się do Niej. Czułam się wspaniale, mając tą małą istotę na rękach.
Poczułam czyjeś ręce na ramionach, jak delikatnie je masują, Martin dawał mi tym znak, że wrócił. Przez chwile usypiałam Yuuko, tym razem zasnęła na łóżku, przykryłam ją i wyszłam. Zeszłam na dół, do kuchni. Przy wejściu ten pokazał mi zawartość torebki - pampersy, mleko, ciuszki. Odstawił te rzeczy na blat i oparł się o jego brzeg. Widziałam doskonale, że coś go trapi, jego wzrok utkwił gdzieś daleko. Przybliżyłam się do Niego, obejmując go w pasie.
- Hej, co się dzieje? - Wyszeptałam.
- Myślisz, że jest okej? - Ściągnął moje ręce i odwrócił się do mnie. - Tenshi, chciałem Cię przemienić, ale teraz jest to na nic, dlaczego? Bo Katri musiała wtrącić nosa tam, gdzie nie trzeba. Ale wiesz co, jest okej, mam Ciebie, mamy dziecko..
Popatrzyłam na Niego. Chciałam w tym momencie się wtulić w jego ramiona, ale wiedziałam, że nie mogę. Lepiej, gdyby on zrobił ten krok. W jego oczach widziałam smutek i żal, nie dziwiło mnie to jednak. Ale dosłownie jedno dało mi do myślenia..
- Wiesz.. Ja też wiele rzeczy chce. Między innymi chce żyć z Tobą w zgodzie. Jednakże się nie da.
Wybiegłam z pokoju i wleciałam po schodach na górę, do pokoju Yuuko. Położyłam się obok Niej i zaczęłam płakać, a potem chyba zasnęłam, bo nic nie pamiętam.

     
     Leżałam na łące pełnej czerwono-fioletowych kwiatów. Nie znałam ich odmiany, wiem jednak, że były one wyjątkowe. Ogarnęłam swe blond loki, które powiewały mi na twarz, drugą ręką zaś trzymałam ogromną, ciemno czerwoną spódnicę.

     - Jestem, ma pani.
     Podniosłam się i otrzepałam, moment stał obok mnie czarnowłosy chłopak o ciemnych oczach. Przyszedł o tej godzinie, o której go prosiłam. Idealnie.

     - To dobrze. - Zmierzyłam go wzrokiem i podeszłam do Niego z ochotą. - Za niedługo będziesz mój, Lauri. - Przybliżyłam się do Niego głową i delikatnie nadgryzłam jego skórę pomiędzy szyją a ramieniem.

     - Tak się bawisz, Katri?
     Wywróciłam oczami i odwróciłam się. Stał tam jak zawsze mężny, jak zawsze chętny Martin. Machnęłam ręką w stronę długowłosego, a ten odszedł.
     - Wiesz, że tego nie lubię? Mówiłam Ci, tylko jeden.
     - Tylko? Katri, mam tego dosyć. nie chce już tego, rezygnuję.
     Zagryzłam wargę przyglądając się, jak brązowowłosy odchodzi, nie zależało mi na nim, mógł ode mnie odejść.
     Na moim oku znajdowała się nowa zdobycz, ciesząc się, opadłam z powrotem na ziemię, przyglądając się niebu.


sobota, 14 czerwca 2014

Prolog - 2 część.

Widziałam ciemność. Ciemność mroczniejszą niż tą, którą widziałam wcześniej.
Widziałam życie, które nie należało do mnie. Należało do blondynki.
Przemijałam różne daty - 1906, 1876, 1543. W każdej coś było zapisane. Coś, czego nie rozumiałam.
Zrozumiałam, w jakiej sytuacji się znajduję. Że muszę się stąd wydostać. Bo jak tego nie zrobię, to ktoś zajmie moje miejsce.
Dostrzegłam światło. Pobiegłam do niego i wyciągnęłam rękę. Światłość ogarnęła me ciało. Wchłonęłam ją całą widząc przed sobą nieznane mi osoby, i dwie znane. Martin i Lauri.
Podeszłam do tego pierwszego. Spojrzał na mnie jak na obcą osobę.
Czym sobie na to zasłużyłam?
Odepchnął mnie do czarnej dziury. Wyciągnęłam ręce, by choć złapać się krawędzi, ale i na to było już za późno.
Umarłam.


-----------------------

Cześć wszystkim!
Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie mogłam.. :)

Nastaje druga część TMT, a z nią sądzę, że wiele emocji.
Tych negatywnych i pozytywnych.
Nie wiem czy do jutra wyrobię się z pierwszym rozdziałem, ale w nadchodzącym tygodniu powinien już być.
Buziaczki, Yuna.

piątek, 13 czerwca 2014

Epilog.

Sześć miesięcy później.

Wracałam do domu z małym dzieckiem o imieniu Yuuko.
Dziewczynka spała w moich ramionach. Wniosłam ją na górę do pokoju i położyłam do łóżeczka - mój stary, mały salon na górze, został zastąpiony pokojem dla mojej córki. Ściany były w odcieniach beżu i szarości. Łóżeczko było białe z różowym baldachimem. 
Ułożyłam ją wygodnie w łóżeczku i zeszłam na dół po resztę rzeczy, wnosząc je na górę.
Mentalnie czułam ulgę.
Lecz serce - mówiło inaczej.
Ale ten czas nastał - musiałam się zmierzyć z tym, że Martin musiał się o wszystkim dowiedzieć. pomimo mych licznych sprzeciwów, że dam sobie radę. Jednak prawda musiała się wydać.
Wykręciłam numer do mężczyzny, po chwili jednak wątpiąc.
- Halo? - Usłyszałam jego ciepły głos.
- Martin..? Jesteś może w Finlandii?
- Nie. - Odpowiedział krótko. - Coś się stało?
Jęknęłam cicho, spuszczając wzrok.
- Nie.. skądże. - po wypowiedzeniu tych dwóch słów wiedziałam, że się wkopałam. - Chcę porozmawiać.
- Tenshi..
- Przyjdź jutro do kawiarni, tej koło mnie.
Opadłam na łóżko i dopiero wtedy poczułam spokój.

Nazajutrz ubrałam małą w koszulkę i body, nakładając na głowę przewiewną czapeczkę. Nie odnajdywałam się w roli matki. To była dla mnie nowość. Przez trzy miesiące moja położnicza próbowała wprowadzić mnie w ten okres - wyjaśniła pewne tematy, obaliła nużące mnie pytania, bym poczuła się lepiej. Tak było.
Do tego dnia - dwudziestego pierwszego lipca. Wtedy wszystko się zmieniło, gdy została mi dana moja córka.
Zeszłam z małą, mając ją na rękach i włożyłam do wózka. Zapowiadało się na upalny dzień, a ja i tak dmuchałam na zimne.
Sama ubrana w czarną sukienkę, czerwone szpilki i pasek, pomaszerowałam w stronę umówionego miejsca.
Gdy już tam byłam, chłopaka jeszcze nie było. Usiadłam w jednym z wolnych miejsc i poczekałam, kołysząc co chwile wózek.
Aż wreszcie się pojawił. Wyglądał znów czarująco jak wtedy, gdy go poznałam.
Jak te sześć miesięcy temu, kiedy mnie opuścił.
Popatrzył się na mnie pewnie, po chwili patrząc na wózek, który trzymałam jedną ręką. Nawet na chwile nie próbował ukrywać zdziwienia. Usiadł naprzeciw mnie i poprawił czerwoną koszulę.
- Kto to?
- Martin.. - Przełknęłam głośno ślinę. - To nasza córka.. - wyrzuciłam to z siebie.
- Byłaś w ciąży? - Położył ręce na stole i splótł je. - No tak.. Że też się nie domyśliłem..
Czułam łzy, spływające jedna po drugiej. Wiedziałam już, jaka będzie reakcja mojego byłego chłopaka.
- Tenshi.. Jaką ja zapewnię przyszłość temu dziecku?
- A ja? Sądzisz, że co ja jej dam? Sama? 
Mężczyzna wstał i podszedł do wózka. Wziął na ręce małą, złapał delikatnie jej rączki i uśmiechnął się. Nie chciałam podchodzić do nich. Nie potrafiłam.
- Chodźmy do mnie. Mamy do porozmawiania na osobności.
Poczułam ciarki na całej skórze. Przełknęłam głośno ślinę, wiedziałam, że to nie brzmi dobrze.

Siedziałam z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Martin kładł małą do spania. Nie mogłam w tym czasie racjonalnie myśleć. To było niewykonalne.
Jednak nie dane było mi jej dopicie, poczułam miękkie ręce chłopaka na ramionach, zmierzające w stronę obojczyka.
Wstałam powoli i odwróciłam się do Niego. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Przejechałam palcem po jego klatce piersiowej w dół tak, by rozpiąć jego koszulę. Obserwowałam ruchy dłoni. Gdy już się z tym uporałam, odrzuciłam jego górną część garderoby gdzieś w dal.
Poczułam, jak zostałam przyparta do stołu. Usiadłam na nim delikatnie, czując wargi Martina na swoich. Przyciągnęłam go do siebie.
- Pragnę Cię. - wyszeptałam.
- Wiem. Widzę.. 
Całował mnie po szyi. Gdy owinęłam go nogami w okolicy bioder, ten włożył ręce pod moje pośladki i uniósł mnie. Wtuliłam się w jego ciało jak bezbronna.
Czułam, jak mnie zanosił. Jak jestem po chwili mocowana do pościeli poprzez jego ciało. Oddawał czułe pocałunki po niemal całym ciele.
- Martin. - Wyszeptałam zniecierpliwiona.
- Tak, to ja. - powiedział ironicznie.
Ale on postanowił mnie jeszcze przetrzymać. Nie chciał najwidoczniej zbyt wcześnie zaczynać.
A na mnie to działało jak płachta na byka. I sądziłam, że on o tym dobrze wiedział.
Jednak po dłuższej chwili moje błagania zakończyły się. Rozebrał mnie, a ta chwila dłużyła się, jakby była wiecznością.

Mój wzrok zatrzymał się na powiewnej przez wiatr firankę. Wiedziałam, że nie dobrze zaczęłam - powinnam najpierw pogadać z Martinem.. ale z jednej strony.
- Co z nami? - Nachyliłam się nad nim. Musiałam to ja zacząć.
- Decyzja należy do Ciebie. Raczej znasz moje zdanie..
Mruknęłam. Przejechałam delikatnie palcem po jego nagiej skórze.
- Chce tego, chce nas. - uśmiechnęłam się. - Ale nie chce powtórki. Nie chce być zraniona.
Pocałowałam go.
- Aghr. Muszę iść, ściemnia się.
Spojrzałam się w okno. Rzeczywiście, niego przykrywały ciemne chmury.
- Przecież możesz zostać u mnie..
- Nie ma tu rzeczy Yuuko.
- Dobrze.. Zostanę z dzieckiem, a Ty leć szybko. Przygotuję Ci coś na kolację. 
- Dzięki.
Wstałam i poszłam do łazienki. Ubrałam się i uczesałam, korzystając z rzeczy Martina. Delikatnie natapirowałam włosy i przeczesałam, układając je do porządku. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze i wyszłam. Nałożyłam buty i zamknęłam za sobą drzwi.
Co teraz? Miałam niby załatwić sobie bilet do szczęścia przez łóżko? A raczej - bezmyślnie załatwiłam.
Poczułam chłód.  Usłyszałam szelest liści i powiew wiatru. Weszłam do ciemnej ulicy, by przejść na skróty do domu.
Kątem oka zauważyłam czyjąś rękę. Odwróciłam się, widząc kropla w kroplę mego sobowtóra.
- Cześć i żegnaj, Tenshi.
Opadłam na zimną ziemię, razem z moim klonem.

-----

Z boku pojawiła się ankieta* odnośnie bloga. Jako, że jestem strasznie niezdecydowanym człowiekiem - pozostawiam decyzję i Wam!

* - Jako, że ankiety nie działają mi z jakiegoś powodu, wypowiadajcie się proszę w komentarzach. : Więcej opowiadań na jednym blogu, czy jeden blog i jedno opowiadanie?

To jeszcze nie koniec.
Yuna.

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 20.

Zadzwoniłem do Tenshi. Nie odbierała.
A ja nie mogłem czekać.
Ostatni raz zadzwoniłem do mojej byłej a kiedy nie odebrała, zebrałem się i wyruszyłem na posterunek policji.
Nie ważne, że mieli mnie za to złapać.
Po prostu chciałem się z nią spotkać.
Nic więcej.
Wsiadłem do auta i odjechałem. Będąc pod budynkiem, spróbowałem zadzwonić jeszcze raz. Gdy jednak nie odebrała, bez namysłu wszedłem do środka. Niezauważony, prześlizgnąłem się na pierwsze piętro, kierując się ku gabinetowi niejakiego Camila Goldenmage'a.
Szybkim krokiem minąłem próg pomieszczenia. Kobieta i mężczyzna, jak jeden mąż, odwrócili się w moją stronę. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie.
- Tenshi, porozmawiajmy.
- Znasz go? - Mężczyzna wskazał na mnie oszołomiony. - Przecież to.. to ten zabójca!
Całą siłą woli próbowałem zachować zimną krew. W tym momencie mało obchodziło mnie, kim jestem dla Camila. Interesowała mnie tylko kobieta.
Podszedłem do Tenshi i złapałem ją za rękę. Chwilę później poczułem dobrze znaną sobie blokadę. No jasne.. Co by było, gdyby jej kolega tego nie zrobił?
- Ściągnij to. - nakazałem, zerkając na niego spode łba.
- Zostaw ją. Zaraz i tak wtargną tu funkcjonariusze.
- Pójdę z Martinem. Camil, proszę, ściągnij to. - wyszeptała.
Mężczyzna posłusznie ściągnął barierę. Ja zaś w tym czasie pociągnąłem Tenshi w stronę wyjścia. Po zejściu na dół zmierzyliśmy w stronę auta.


Stałem niczym zaklęty na środku gabinetu, gapiąc się na krajobraz za oknem niczym ciele w malowane wrota. Byłem oszołomiony. Co ten morderca chciał od Tenshi?
Zostawiła telefon na biurku. Może to nie był najlepszy pomysł, ale za wszelką cenę musiałem się czegoś dowiedzieć. Wiedziałem, że jest to jedyna okazja.
Spojrzałem na ekran urządzenia, który porwałem z blatu, szybkim ruchem palców odblokowując go. Na tapecie widniała dwójka szczęśliwych ludzi. Od razu ich rozpoznałem.
Martin i Tenshi.
Razem.
Jeszcze raz zadałem sobie w myślach pytanie: Co to miało być?



Siedziałam na tylnym siedzeniu ze wzrokiem utkwionym w tapicerce auta. Przez ostatnie kilka minut próbowałam zawiesić wzrok na wszystkim, co nie dotyczyło Martina. On zaś próbował za wszelką cenę do mnie dotrzeć.
Nie ułatwiałam mu tego zadania.
- Potrzebuję czasu. Myślisz, że wybaczę Ci tak szybko? - warknęłam. - Sądzisz, że, ot tak, zapomnę, co robiłeś z tą lalunią? Owszem, tylko się całowaliście. Ale to było przy mnie. Nawet nie chcę myśleć, co robiliście przy wcześniejszych spotkaniach.
Opierając się o siedzenie, wzięłam głęboki oddech. Próbowałam się uspokoić, choć niezbyt mi to wychodziło. Nie możesz się denerwować!, powtarzałam sobie w myślach niczym mantrę.
- Tenshi? Co się dzieje?
- Słabo mi. - Skłamałam.
- Połóż się. Pójdę po kogoś, dobrze?
- Nie.. Zostań. Proszę, Martin, zostań. - szepnęłam.
Tonąc w spojrzeniu jego nieziemskich tęczówek, przypomniałam sobie nasze wszystkie wspólne chwile. I byłam niemal gotowa na przebaczenie wszystkich jego błędów. Chciałam zapomnieć o tym, że mnie zdradził, o tym, jaki był w przeszłości. A, co najważniejsze, pragnęłam wyrzucić z umysłu wspomnienia o jego przewinieniach w przeszłości.
Siadając na kolanach mężczyzny, którego kochałam, nie czułam żadnego skrępowania. Byłam pewna, że gdyby nie buzujące we mnie hormony ciążowe, nie odważyłabym się na taki krok.
- Zostań. - Mówiłam uspokajającym głosem, obejmując go nieśpiesznie, wręcz delikatnie, ramionami.
- Śniło mi się dziecko podobne do nas. - rzekł niespodziewanie, zagłębiając swoje usta w moje włosy. - Mówiło.. "Tato, wróć do mamy!". Dziwny sen, prawda?
- Nie. Mi śniło się podobnie. Tylko, że to dziecko tęskniło za ojcem..
Martin wtulił się w moje ciało, które idealnie do niego pasowało. Próbowałam przeanalizować całą sytuację, która wydawała mi się co najmniej chora. Nie myślałam jednak trzeźwo będąc w jego ramionach. Nie zdziwiłam się więc, że analiza mi się nie udała.
Wiedziałam jednak jedno - Martin nie mógł za żadne skarby dowiedzieć się o ciąży.
Nie teraz, bo skomplikowałabym to jeszcze bardziej.


Wróciłam do gabinetu Camila po kilkunastu minutach.Mężczyzna siedział załamany na krześle biurowym. Twarz ukrył w dłoniach. Mój telefon leżał tuż obok niego.
- Ufałem Ci. Liczyłem na Ciebie, a Ty tym czasem? Bronisz tą kanalię, tego morderce. - szepnął, nie podnosząc na mnie wzroku.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty na odpowiedź. Chciałam jedynie odebrać swoją własność i wyjść; Camil jednak postanowił mi to utrudnić. Gdy tylko wyciągnęłam dłoń, rzucił się na mnie i mocno złapał za nadgarstek. Uścisk był na tyle silny, że aż jęknęłam z bólu, który mi zadał.
- Jesteś z nim? Przyznaj się!
- Byłam, jak już. - powiedziałam oschle. - Dowiedziałam się o jego przewinieniach dopiero, jak sprawa zaczęła się nagłaśniać. Już nie powiem, kto to zrobił.
- A ja głupi myślałem co innego..
- Zrozumiem, jeśli mam jutro odebrać rzeczy i stracić pracę.
Wyrwałam mu się, chwytając zdecydowanym ruchem torebkę i telefon. Po kilku minutach wychodziłam już z budynku.


Gdy wróciłam do domu, od razu weszłam na górę. Gdy tylko uruchomiłam laptopa, weszłam na skrzynkę mailową. Nie mogłam jednak znaleźć kopii wypowiedzenia, której tak namiętnie szukałam. Byłam jednocześnie wściekła i smutna.
- Do kitu do wszystko. - Odrzuciłam laptopa, wzdychając głośno.
Zerknęłam na ekran telefonu. Odgłos, który wydawał urządzenie, co najmniej mnie irytował. Nie patrząc, kto dzwoni, odebrałam połączenie.
- Halo? - mruknęłam.
- Wyjdź na ganek. - Usłyszałam męski głos.
Moje serce zabiło szybciej. Nie miałam ani cienia wątpliwości co do rozmówcy.
Wstałam z łóżka i zeszłam po schodach, trzymając się poręczy. Jednym, szybkim susem znalazłam się na tyłach mojego domu.
Zatoczyłam się do tyłu, gdy tylko go ujrzałam. Wyglądał.. fenomenalnie. Ociekał wręcz seksem. Był niewiarygodnie przystojny w prostym, trzy częściowym garniturze i z odpiętymi górnymi guziczkami koszuli ukazującymi wyrzeźbiony, spory kawałek klatki piersiowej.
Mierząc go wzrokiem od stóp do głów, przełknęłam ślinkę. Mogłam go opisać jednym słowem - B ó g.
Widząc jednak jego wyraz twarzy, czułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Po plecach przeszły mi ciarki, gdy otwierał usta. Spodziewałam się najgorszego.
- Wyjeżdżam. - Powiedział spokojnie.
Moje tęczówki rozszerzyły się ze zdumienia. Na przemian, niczym ryba, otwierałam i zamykałam buzię. Byłam jak w amoku. Nie mogłam nic wykrztusić.
- Tenshi. A po co ja tutaj jestem? Przeze mnie dziś straciłaś pracę.
- Po co? - warknęłam nie oczekiwanie. - Czy przypadkiem jeszcze parę godzin temu nie chciałeś mnie odzyskać?
- A co ma piernik do wiatraka?
- Dużo, wiesz? - powiedziałam oschle, odwracając się na pięcie. Chciałam znaleźć się w domu - jak najdalej od niego.
Coś jednak kazało mi znów na niego spojrzeć. Zerknęłam więc w tył, gdzie stał. Przystojny i smutny. Obrazek ten był nie do zniesienia.
Nieznana mi siła pchnęła mnie w jego ramiona. Wtuliłam się w jego ciało, gdy ujął mój podbródek i pochylił głowę ku górze. Scałował delikatnie kącik ust, by wessać się delikatnym, acz stanowczym pocałunkiem w moje wargi.
- Przepraszam. - szepnęłam, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja też. - Mruknął.
Czując kopnięcie, złapałam się za brzuch. Uśmiechałam się dla pozorów, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Ale o nie był taki głupi.
- Tenshi, znów nie jesz? - spytał podejrzliwie.
- Tak. - powiedziałam najbardziej spokojnie, jak się dało. - No wiesz.. za niedługo wakacje. Wolę utrzymać linię. Nie chcę wyglądać w kostiumie jak tłusta świnia. Żadna szanująca się kobieta by tego nie chciała.
Moja irytacja na samą siebie rosła.
Modliłam się w duchu, by tylko złapał haczyk.

- Kłamiesz. Widać to po Tobie, wiesz? - Odsunął mnie od siebie, uśmiechając się z żalem. - Wrócę za siedem miesięcy. Czekaj na mnie, Tenshi.
I wtedy odszedł.
Odwrócił się i odszedł. Tak po prostu.
Pobiegłam za nim, choć nie był to dobry pomysł. Mój brzuch dawał o sobie znać, promieniejąc wręcz potwornym bólem. Nie powinnam się ani przemęczać, ani denerwować. Ale to jest warte świeczki.
- Martin! - Wykrzyczałam. - Zostań! Przecież.. ja.. kocham Cię!
Ale było za późno.
Odszedł na dobre, o czym dobrze wiedziałam. Nie mogłam w to uwierzyć.
Szczególnie nie po słowach, które przesłał mi telepatycznie.
,,Ja Ciebie też. Dbaj o siebie. "

Podziękowania dla 
Mistchie - za to, że poświęciła się dla mnie.. Ona wie w jakiej sprawie.. :)

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 19.

Leżałam na kanapie mając w głowie pustkę, spoglądając jedynie w sufit.
Lekarz po krótkiej konsultacji zrobił mi badania USG. Po dość długim czasie wpatrywania się w monitor popatrzyła na mnie pewnie.
- Jest Pani w ciąży. Na moje oko połowa czwartego miesiąca.
Zamarłam. Nie dotarło to do mnie. Nie umiałam się z tym pogodzić.
Niby jak?
- Zrobiłem zdjęcie USG, ale jak na razie może się pani wytrzeć, ja pogadam z Camilem.
Wzięłam papier i otarłam nim brzuch. Nadal nie docierało do mnie, z czym musiałam się zmierzyć.
Jak teraz mogłam myśleć o dziecku?
Jak mogłam myśleć o tak małej istocie potrzebującej troski w czasie, kiedy rozstałam się z chłopakiem - ojcem tego nienarodzonego człowieka?
Nie.
Doprowadziłam się do porządku. Nie mogłam dać poznać przy Camilu, że jest coś nie tak. To byłby szczyt głupoty.
Jak to wszystko.
Ciemnoblond włosy wszedł do pokoju i popatrzył na mnie z troską. Doktor zapewne wszystko mu powiedział. I nie myliłam się.
- I co teraz zrobisz?
- A mam jakiś wybór? - Wstałam oburzona, nie kryjąc tego. - Jestem sama, facet mnie zdradził. - zaklęłam, po chwili kontynuując. - Jeszcze przychodzi mi na świat dziecko, a w pracy nie najlepiej mi się dzieje. Wybornie normalnie.
- Zwolnię Cię z obowiązku uczęszczania na akcjach. Nie możesz się przemęczać.
- Będę jeździć.
Spuściłam głowę, a z nią wzrok, patrząc w podłogę.

Leżałam w łóżku, myśląc o tym wszystkim, co się wokoło mnie działo.
To wszystko było za szybko. Odbijało się na mnie. Powinnam powiedzieć Martinowi o ciąży?
Nie.
To byłaby dopiero klęska. Nie chce być teraz narażona na kontakt z nim. 
Delikatnie wstałam i wzięłam telefon, wykręcając przy tym numer do Simona - a bynajmniej jego stary numer, który miałam. W tle usłyszałam jakąś kobietę.
- Halo? Tenshi?
- Hej. Jest może Simon? - Podeszłam do okna, łapiąc się za głowę.
- To Ty nie wiesz?
- Czego?
- Simon nie żyje.. Od dobrych dwóch lat.
Uniosłam brwi i szybko się rozłączyłam.
Zamarłam.
Co takiego?
Przecież wiem co widziałam - rozmawiałam z nim dobre parę dni temu. A więc?
To musiała być pomyłka. Osoba, z którą rozmawiałam, musiała mnie wkręcić. Odwróciłam się. Widząc blondyna zrobiłam wielkie oczy.
- To prawda. Nie żyję, umarłem wtedy, kiedy ostatnim razem się widzieliśmy razem z naszą paczką.
- Czemu kiedy widzieliśmy się wtedy, w kawiarni.. Było czuć od Ciebie kozłek lekarski? - Wymawiam to pytanie, od razu żałując.
- Za życia byłem czarodziejem. Umierałem w miejscu, gdzie były kiedyś hodowane owe kwiatki.
- Czemu jesteś na ziemi? - Zadając pytanie, oparłam się o okno balkonowe.
- Mogę wracać do świata. Widzą mnie wtedy jedynie czarodzieje. Wiedziałem o Tobie od dawna. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Skąd wiedziałeś o tamtej sytuacji? 
- Z góry widać wszystko szybciej. Chciałem Cię przed tym ostrzec.. 
Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. 
- Dziękuję Ci. Za wszystko.
Położyłam się na miękkim materacu. Przytuliłam głowę do poduszki i zasnęłam.

Odpoczywałam na hamaku wraz z dzieckiem. Była to dziewczynka - brązowowłosa, z niebieskimi oczami i ślicznym uśmiechu. Wyglądem przypominała mi Martina, choć wcale się nie dziwiłam. Miała jego nos oraz usta.
Przytuliła się do mnie, szepcząc, że tęskni za tatą. Nic nie odpowiedziałam, po prostu ją przytuliłam. Nie mogłam nic więcej zrobić.
Czekałyśmy jak na deszcz w czasie suszy - bez sensu.

Wstałam z rana i od razu zmrużyłam oczy. Światło słoneczne było skierowane w moje powieki. Zasłoniłam ręką okolice padania  i wyszłam z pokoju, schodząc po schodach. Wchodząc do kuchni naszykowałam składniki na naleśniki - mąkę, mleko i jajka.
Została mi godzina do pójścia na komisariat. W tym czasie mogłam zrobić sobie coś dla siebie.
Usiadłam na blacie i położyłam rękę na brzuchu. Siedziała tam mała istota, uśmiechałam się na samą myśl, ale smuciły mnie okoliczności, w jakich powstało.
Po niespełna dwudziestu minutach naleśniki były gotowe. Posmarowałam je dżemem z czarnych porzeczek. Smakowały przepysznie.
Jednak czas mnie gonił. Wkładając jedzenie do lodówki wbiegłam po schodach, do pokoju. Wybrałam długą, czarną sukienkę i buty na koturnie.  Włosy rozpuściłam, na czubek głowy nakładając okulary przeciwsłoneczne, biorąc do tego torebkę.
Uśmiechnęłam się. Wyszłam z domu i kierowałam się w stronę komendy policji.


Znajdowałem się na hamaku z jakimś dzieckiem - brązowowłosą dziewczynką z niebieskimi oczami. Jej wygląd można porównywać do mnie i do Tenshi. Miała jej oczy i tak samo jak ona - zaróżowione policzki.
- Tato. Wróć do mamy! Mamusia jest strasznie samotna. Potrzebuje Cię.
Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, lecz ta mała istota utrudniła mi to, przykładając mi małą rączkę nad brodą.
Wtem zauważyłem obok nas Tenshi - Miała na sobie biały top, ciemnoniebieską, asymetryczną spódniczkę i czerwony pasek. Stała ze wzrokiem wbitym we mnie, a w oczach miała złość.


------------------------------

Dzień dobry.
Na dniach pojawią się krótkie "wycinki" moich nowych opowiadań, które piszę. Czemu to robię?
W przerwie pisania Tell Me Truth mam zamiar stworzyć nowego bloga. Nie wiem jeszcze, jaki przybierze on charakter (czy będzie jedno opowiadanie, czy będzie wiele opowiadań - częściej i więcej).
Dlatego chce, żebyście ocenili owe opowiadania, które - jak wspomniałam - za niedługo się pojawią.

Co z TMT?
Seria (śmiem to tak określić) za niedługo się kończy. Oczywiście dla spragnionych mogę zapowiedzieć, że będzie następna część.
No ale to na tyle.. 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 18.

Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Jedna za drugą znikały poniżej mojej brody. W myślach pytałam sama siebie: co do do cholery ma znaczyć?
Czując na sobie wzrok chłopaka; spojrzawszy na niego ostatni raz, wybiegłam z mieszkania.
- Tenshi! - usłyszałam jego głos tuż za sobą. Chwilę później byłam w jego ramionach.
- Posłuchaj mnie, skarbie.. To nie tak..
Zamknęłam oczy, powoli się uspokajając; nic mi to jednak nie dało. Musiałam użyć mocy, aby się od niego oderwać. Martin, jak gdyby to wyczuł, uwolnił mnie, co pozwoliło mi pobiec dalej.
Nie chciałam myśleć o tym, co miało miejsce raptem kilkanaście minut temu.
- Skąd wiedziałeś?
- Hm?
- To, czego byłam świadkiem. W moim domu. Musiałeś skądś wiedzieć.
- Wiem, o co Ci chodzi. Niestety, nie mogę nic wyjawić.
- Ty też? - szepnęłam.
Wzięłam torebkę, odłożyłam kubek, zostawiając Simona w lokalu. Był jednak problem: gdzie miałam się podziać? Nie mogłam wrócić do domu.
Kucnęłam, zakryłam twarz dłońmi i rozpłakałam się jak małe dziecko. Czemu musiało się to przytrafić akurat mi?
- Tenshi? - Usłyszałam znajomy głos.
Spojrzałam na ową osobę. Wtem moim oczom ukazała się postać mojego kolegi z pracy - Camila. Wstałam, otrzepując się, po czym spojrzałam na niego niepewnie wiedząc, że zaraz zostanę zasypana milionem pytań typu "co się stało". Jednak chłopak tylko mnie objął.
- Chodź. Pogadajmy..

Siedziałam na kanapie w jego domu, wpatrując się w smutne ściany. Miałam w nosie to, co się wokół mnie działo. Czułam mianowicie, jak druga część mnie umiera.
Tymczasem ciemnoblond włosy przysiadł się obok. Wiedziałam, że patrzy na mnie.
- Tylko się nie załamuj, ok? - Objął mnie delikatnie.
Poddałam się temu, nic nie mówiąc. Nie miałam na to ochoty, a jedyne co zdawało mi się, że mogłam to płakać i szlochać z powodu..
I znów to zrobiłam..
Chłopak podał mi paczkę chusteczek. Chcąc wziąć jedną, otarłam się o jego szorstką dłoń.
- Prze.. Przepraszam. - Wyjąkałam, odciągając rękę.
Jednak mężczyzna przyciągnął ją do siebie, tym samym każąc mi spojrzeć na siebie.
- Camil?
- Tenshi. Obchodzisz się ze mną jak z jajkiem. - powiedział spokojnie. - Jesteśmy przyjaciółmi czy nie?
Kiwnęłam głową na tak, automatycznie się uśmiechając.

Czekałem z zamkniętymi oczami na przyjście mej dziewczyny. Jednak z biegiem czasu zwątpiłem, że w ogóle się pojawi.
Jednak o godzinie szóstej nad ranem słyszę, jak otwierają się drzwi. Odrywam się i patrzę, jak Tenshi wchodzi, zamykając drzwi zaklęciem. Spojrzała na mnie pytająco.
- Daj mi wyjaśnić.
Nie odpowiedziała nic. Zaświeciła jedynie światło i podeszła bliżej, nie mijając futryny.
Czułem niemal jej oddech na skórze mając świadomość, że dzieli nas duża odległość. Czułem, jak była zła.
- No, słucham. - Powiedziała opanowana. - może zdążysz zanim wyniosę Cię z tego domu siłą.
Uniosłem brew zaskoczony. Co jej się stało?
- Rzuciła się na mnie.
Parsknęła śmiechem. W tym momencie poczułem się jak śmieć.
Jak wygnany.
Zrozumiałem wtem, że ją też zabolał mój czyn.
- Idź do niej.. Widać, że jesteście sobie pisani.
- Co z nami?
- Koniec.
Odwróciła się na pięcie i, tak po prostu, odeszła. Szła na górę, ja za nią.
Złapałem ją mocno za ramiona, aż jęknęła, po chwili odwracając w swoją stronę. Całowałem ją, przyciskając do ściany. Nie wyrywała się, wręcz przeciwnie - oddawała moje pocałunki z równą żarliwością.
Aż w końcu przerwała. Dopiero wtedy zauważyłem łzy spływające po jej policzku.
- Odejdź ode mnie. Tak będzie dobrze. - Wyszeptała stanowczo. - Proszę. Dla mojego i Twojego dobra.
- Dobrze. Jeśli tak uważasz.
Puściłem ją i zrezygnowany jeszcze raz spojrzałem w jej oczy.
Po czym wyszedłem. Tak po prostu.



Siedziałam przy stanowisku komputerowym i czytałam kolejne wersy opowiadania. Kątem oka widziałam, jak Camil przynosi mi herbatę. Uśmiechnęłam się do Niego i podziękowałam.
- Posłodzona, dwie łyżeczki.
- Dziękuję.
Spiłam łyk przyrządzonego płynu spoglądając w okno.
Od ostatniego incydentu z Martinem nie mam kontaktu. Pomimo mych chęci rozmowy z nim, nie mogłam, nie było to wykonalne.
Wzięłam pobliskie ciastko i ugryzłam je, czując rozpływający się smak czekolady.
Gdy skończyłam czytać wstałam i sprawnie poszłam do toalety. Przechodząc obok lustra spojrzałam w nie. Po moich nogach ciekła czerwona ciecz, jakby krew. Przejechałam palcem po niej upewniając się, że moje podejrzenia są słuszne.
To nie był pierwszy raz. Tydzień temu zdarzyło się to samo, tylko że bardziej obfite.
O co chodziło?
Wytarłam ciecz z nóg i wyrzuciłam papier. Musiałam zareagować.
Powędrowałam do Camila i stanęłam w drzwiach.
- Zawieź mnie do szpitala. proszę. - Powiedziałam ze słyszalnym strachem w głosie.
- Usiądź. Zadzwonię do kolegi, jest lekarzem.
Posłusznie zrobiłam to, co mi zaproponował i usiadłam na swoje miejsce. Mój znajomy wykonał w tym czasie telefon do swego przyjaciela.
Bałam się, choć nie wiedziałam czego. 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdzial 17.

***

Stanąłem nad ciałem mojej koleżanki. Spojrzałem na nią niepewnie, chwile później wzrokiem taksując całą okolicę. Upewniwszy się, że nikogo nie ma, usiadłem na łóżku.
Przejechałem dłonią po jej lewym ramieniu, zmierzając w dół. Dotknąłem jej ręki, by wetknąć jej kartkę z miejscem spotkania.
Podniosłem się i raz jeszcze spojrzałem na jej twarz. Stałem tak kilka minut. Gdy się otrząsnąłem, wytworzyłem portal, w który po chwili wszedłem.
Musiała się dowiedzieć, co się dokładnie stało. Zbyt długo na ten moment czekałem, by teraz coś się zepsuło.
Usiadłem na jednej z wolnych chmur i przypatrywałem się światu z góry. Teraz pozostało mi tylko czekać.

***

Zbudziłam się. Od razu z tym przywitał mnie ból całego ciała.
Wyczułam coś w ręce. Podniosłam dłoń i przeczytałam, że jakaś osoba, która nawet się nie podpisała, chce się spotkać w najbliższym barze. Uniosłam brew i wykonałam dość ogromny grymas.

Wstałam i minęłam drzwi mojego pokoju. To jednak przyszło mi z łatwością. Krótko potem orientuję się, że Martina nie ma w domu. Przez chwilę byłam zdziwiona, a potem umknęło mi to przez myśl.  
Uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam spowrotem na górę. Termometr wskazywał 16 stopni. Wzięłam czarną sukienkę w kwiatki, rozkloszowaną i do tego botki na płaskim obcasie. Uczesałam koka na włosach i zrobiłam delikatny, nie rzucający się w oczy makijaż.
Na co ja się szykowałam? Na randkę? Trudno. Nie wiedziałam z kim mam do czynienia, a bynajmniej się nie domyślałam. Nie czułam lęku przed nieznanym i choć to dziwne, chciałam poznać to, co się za tym kryje - tą osobę, która zostawiła mi tą wiadomość.
Wyszłam z domu dopiero po godzinie. Zaszłam spokojnie. Zegar nad barem wskazywał czternastą. Rozejrzałam się, widząc tylko jednego człowieka - blondyna, ubranego w garnitur.
Usiadłam obok niego czując woń kozłka lekarskiego. To był czarodziej?
- Witam, Tenshi. Poznajesz mnie?
Mrużę delikatnie oczy i i po chwili doznaje olśnienia.. To Simon.
- Trudno Cię nie poznać.. wciąż jesteś taki sam.
Uśmiechnął się radośnie, a ja przecierając dłonią o serwetkę, popatrzyłam, tym razem niepewnie, w jego stronę.
- Zapewne ciekawisz się, o co chodzi z tym liścikiem.. - Napił się kawy, by po chwili dokończyć swój dialog - Chciałem się spotkać, by przy okazji porozmawiać o paru rzeczach.
- Czyli?
- Jak Ci się żyje?
Osłupiałam na chwile. Ale on chyba chciał, by owa reakcja zaistniała.
Lecz co było tego motywem?
Ocknęłam się, bo wtedy poczułam rękę Simona na swojej.
- Coś się stało?
- Słabo mi. - Wstałam i wyszłam do toalety, czując się co najmniej dziwnie.
Spojrzałam się w ekran telefonu. Rozładował się. Cholera. 
Polałam zimną wodę na ręce i szybko przyłożyłam sobie je na ręce. Wróciłam do chłopaka i usiadłam z powrotem na swoje miejsce.
- Tenshi. Uraziłem Cię?
- Nie. Po prostu w moim życiu nie jest różowo.
- Wiem o tym, dlatego tu jestem. 
- Słucham? - Powiedziałam zdziwiona, analizując to, co powiedział. A gdy ten zrozumiał, zbledł.
- Dobra, nie było tematu. - Powiedział wymijająco, spoglądając w okno. 
- Był. Simon, nie znam Cię od wczoraj.
- No dobrze. - odwrócił się i spojrzał na zegar widniejący nad barem. - za godzinę wróć do domu i wejdź do salonu. Jak coś się stanie, wróć tutaj. Będę czekał.
Popatrzyłam na Niego pewniej. Czułam się bezpieczniej, choć przeszkadzała mi tajemnica blondyna. Czy on wiedział coś, o czym ja nie miałam pojęcia? Zostało mi jedynie domyślanie się. 
Reszta czasu spełzła na rozmowie. Czyli czym mój kolega się zajmował. Pamięcią cofałam się do tych chwil, po nie długim czasie czując jak się uśmiecham. O siedemnastej wyszłam, idąc ciągle prosto, po paru metrach jednak skręcając.
Przyłapałam się na tym, że ciekawość mnie zżerała. Popatrzyłam w niebo - było niebieskie bez żadnej chmury.
Gdy znajdowałam się na posesji mojego domu, minęłam drzwi wejściowe. Zmęczona zeszłam do salonu - gdybym mogła, odwróciłabym się na pięcie. To, co zastałam, przyprawiło mnie o głęboką nienawiść, w oczach wezbrały łzy, a szok nie pozwalał ruszyć się z miejsca.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 16.


Popatrzyłam zszokowana na rodziców. Czułam ich, jak tu są, jako ludzie, nie jako duchy. Przeraziłam się i spojrzałam na Martina niepewnie.
Ten za to położył rękę na moich plecach. Uśmiechnęłam się, dalej patrząc na rodziców. W głównej mierze dla tego, że nie wiedziałam, o co chodzi.
- Wróciliśmy ? - Spytała moja mama, Meredith, patrząc na mojego tatę, Angusa.
- Najwidoczniej.. Ale chyba nie na długo.. Biorąc pod uwagę, że zostaliśmy przywołani.
- Dołożę wszelkich starań, byście tu zostali. - zapewniłam.
Mama i tata uśmiechnęli się. I ja razem z nimi.


Wyszłam z komisariatu. Byłam tam jedynie w celu przesłuchania świadków. Przy okazji dowiedziałam się, że w mieście grasuje nowy wampir - trzy ciała zostały wyssane z krwi.
Tylko jakiemu krwiopijcy był potrzebny pentagram? Może to był krąg wampirów-satanistów?
Usłyszałam swój telefon. Zachwiałam się na swoich dziesięciocentymetrowych koturnach, po czym odebrałam, wybierając kluczyk od auta.
- Halo?
- Kupisz bułki? Twoi rodzice są strasznie głodni.
- Jasne - Spojrzałam w niebo, robiło się już ciemno. westchnęłam.
Nagle usłyszałam szelest liści. Rozejrzałam się, lecz nikogo na swej drodze nie widziałam. Ponownie odetchnęłam.
- Tenshi? Co się dzieje?
- Nic. Zaraz będę. - Powiedziałam, jąkając się.
Po chwili się rozłączyłam, po czym ponownie zerknęłam na prawo, to na lewo.
Pusto.
Wzruszyłam ramionami i sprawnie otworzyłam samochód.
I wtedy poczułam czyjeś ręce na mojej głowie. I to, jak obca osoba, mówi coś po łacińsku. Była to kobieta. Po jej wymowie automatycznie mdleje.


Zbudziłam się w dziwnym pokoju. Było ciemno i nic nie widziałam. Próbowałam wstać, lecz znacznie uniemożliwiło mi to przypięcie moich rąk i nóg, a po próbie wyrwania się czuję przeszywający mnie ból.
- Co jest do cholery? - Wyszeptałam.
Odpowiedziała mi cisza. Odchyliłam głowę, słysząc w oddali czyjeś słowa.
- Może się wybudziła, nie wiem... Przetrzymam ją, dopóki Katri nie wróci z polowania... Wiem, ale to jej zależy na mocach. - Ów ktoś wszedł do pokoju, zaświecając światło. Zmrużyłam oczy. - Zbudziła się, kończę.
- Kim jesteś? - Jedynie to pytanie na razie nasunęło mi się na język.
Spojrzałam na chłopaka. - Miał czarne włosy do ramion, brązowe oczy, czarną koszulę, czarne spodnie.
- Koszmarem, Tenshi. Ale możesz mi mówić Lauri.
- Po co tu jestem? - Powiedziałam oschle.
- Hmm.. Powiedzmy że o tym wiesz.
- Niestety nie. Więc?
- Moja ukochana chce Cię poznać.. Ma na imię Katri, kojarzysz może?
- Nie.
- Więc Ci nie powiem.. Zaznajomicie się i wtedy pogadacie.
- Jesteś bardzo skomplikowany.
Odwróciłam się i zamknęłam oczy. Z nich poleciały też łzy.
Wyczułam, jak wpadłam w kłopoty. Jak mogę stracić przy tym Martina. Czułam, jak traciłam.
- Nie smuć się. Żeby poprawić sytuację.. Jakiej muzyki słuchasz?
- Metalu i Rocka. - Westchnęłam.
- To tak jak ja. Bardzo ciekawe.. - I wtedy zaczął mamrotać coś, co olałam.
Nie słuchałam go, nie miałam zamiaru.


Na zegarku widniała godzina dwudziesta pierwsza. Poczułam zimno oblewające moje ciało, a z tym szedł i ból w okolicy prawego nadgarstka. Podniosłam głowę i rozejrzałam się, by po prawej stronie zobaczyć Lauriego patrzącego się na mnie, jakby był głodny.
To jest wampir? Czy mój chłopak wie o nim? Tyle pytań sunęło mi się na myśl, tyle, że na żadne nie znałam poprawnej odpowiedzi, a jak wiedziałam, to nie byłam jej pewna.
- W 1602 poznałem Katri. Piękna, urokliwa blondynka. Taka sama jak Ty. Jednakże moja dociekliwość pozwoliła mi poznać różnice pomiędzy Wami. Wiesz.. - Wstał i podszedł do mnie - Chciałem zmienić się dla Niej. Pokazać jej, że .. - Przerwał, by powoli odetchnąć - pragnę tego.
- Wypuścisz mnie?
Uśmiechnął się. Było już wtedy wiadome, że nie.
- Och. - Opuściłam głowę. - Czemu żeście się na mnie uwzięli? - Spytałam, jakby sama siebie.
Nie odpowiedział. Po prostu stał biernie, patrząc się na mnie.


Znowu ciemność.
Czułam, jak ktoś mnie niesie. Byłam jednak zbyt słaba, by zobaczyć co się dzieje. Słyszałam kogoś szepty. Analizowałam, czy to podświadomość podpowiada mi nieznane, czy to człowiek. Wtem obstawiłam, że to drugie. Poczułam miękkie podłoże. I wtedy spokojnie odetchnęłam, zapadając w prawdziwy sen.


----


- Zadanie wykonane, mistrzu. - powiedziała Melgine, chwytając Tenshi w ramiona.
- Dziękuję, zawsze wierzyłem w Twe moce. - Uśmiechnąłem się i odebrałem dziewczynę z ramion mej koleżanki. Wtem przeniosłem się z nią do mojego domku obserwacyjnego. Przypiąłem ją do krzesła i zapieczętowałem zaklęciem, by nikt jej nie wyciągnął.
Ale jak zwykle coś musiało się spieprzyć.

wtorek, 18 marca 2014

Rozdzial 15.

Martin.
Rok 1992, Japonia.

Włóczyłem się po Tokio bez celu. Nie interesowały mnie żadne Mangi i anime, których było bardzo dużo, ale sam kraj. Objawiał się wiecznym spokojem i siłą, którą czułem w piersiach.
I wtedy, przechodząc przez ulicę usłyszałem krzyki..
Szybko poszedłem w owe miejsce, gdyż nie było ono daleko, ujrzałem ciemnowłosą kobietę o niebieskich oczach. Siedziała w kącie, wyciągając do mnie rękę. 
- Wampir, daj mi żyć..
- Coś się dzieje? - spytałem z troską.
- Zawieź mnie do szpitala, proszę. Moja córka, Tenshi..
- Rozumiem. Niech pani mi zaufa.
Pomogłem kobiecie wstać, z tknięciem jej dłoni wyczułem, że jest to czarownica. Jednym wyrazem zakląłem się w myślach, może mnie zabić. Lecz sama ona chyba nie czuła takiej potrzeby.
Wspomogłem ją w dojściu do szpitala, będącego akurat niedaleko. Kobieta została przewieziona na porodówkę, gdzie po godzinie urodziła zdrową dziewczynkę.
- Czy pan jest z rodziny tej dziewczyny? - Spytała czarnowłosa Azjatka.
- Nie.
- Dobrze. - Kiwnęła głową na tak, po czym odeszła.
Przez drzwi zobaczyłem, jak druga pielęgniarka wypisuje akt urodzenia, kątem oka wyłapałem.

" Tenshi Mitsui, 20 listopada 1992r. "



Spojrzałem na zegar - 1:32. Tenshi słodko spała, przytulona w moje ciało.
Dziś 20 listopada - Dzień jej urodzin.
Wstałem tak, by nie budzić mojej dziewczyny i poszedłem do magicznego pokoju, tak, jak ona go nazywała. Pamiętając czasy, kiedy wysyłali mnie na lekcje alchemii tworzę specjalny kryształ - Kamień umarłych.
Zawsze nie rozumiałem, jak z kozłka lekarskiego, mandragory, dwóch łez i szarego kawałka kamienia wspomnień tworzy się jasny przedmiot. I tym razem nie zrozumiałem.
Ową rzecz schowałem w kieszeń i jak nigdy nic powędrowałem do jej pokoju. Dalej spała, wtulona w poduszki i kołdrę.
A kiedy z rana wstała, czekałem już przy łóżku z jedzeniem. Wymyśliłem jajecznicę z grzankami, maczanymi w ziołach, a gdy ujrzała, co ma na talerzu, uśmiechnęła się.
- A to za co?
- Jeśli nie wiesz to potem się dowiesz, kochanie. Zjedz spokojnie.
Uśmiechnęła się promiennie i kiwnęła głową, po czym zaczęła jeść. A ja w tym czasie usiadłem na fotelu obok.


Stany Zjednoczone, 30.06.2006r. 

Siedziałem właśnie w barze i delektowałem się zamówionym bourbonem. Planowałem przy alkoholu, choć wcześniej cholernie tego nie lubiłem. Przemieszałem trunek w szklance i dopiłem go, czując dogłębnie jego smak. Pierwsze - Skończyć z zabójstwami, po czym znaleźć sobie jakiś związek, jakąś kobietę, która będzie mnie w tym wspierać, która będzie dawać mi siłę. Kątem oka zauważyłem czerwonowłosą dziewczynę, wyglądającą na około czternaście lat. Siedziała sama, więc szybko postanowiłem przysiąść się do Niej, a gdy ta popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami, po dogłębnym przyjrzeniu się towarzyszce zauważyłem, że ma dosyć smutny wyraz twarzy.
- Ile tu siedzisz?
- Nie długo, nie umiem znaleźć sobie miejsca.
- Mogę znać Twoje imię? - Spojrzałem na Nią pytająco, po czym uśmiechnąłem się.
- Tenshi - Westchnęła. - A Ty?
- Martin.
Mówiłem sobie jej imię w myślach, jednak po krótkiej chwili ukazał mi się obraz kobiety, którą uratowałem parę lat temu w Japonii, i jej córki.
- A ile masz lat? Bo wyglądasz na starszego..
- Piętnaście. - Skłamałem.
Zachichotała, po czym powiedziała to, co przewidziałem - miała czternaście lat.
Po dłuższej rozmowie dowiedziałem się o Niej więcej, co utwierdziło mnie w tym, co na początku myślałem - to była ona.


- Kochanie.
Z letargu myśli wyrwała mnie Tenshi - Jakby zaniepokojona. Przytuliłem się do Niej.
- Coś się stało?
- Nic, skarbie. - Pocałowałem ją - Chcesz coś?
- Ciebie. - Wtuliła się, a ja jęknąłem.
- Pamiętasz wtedy, gdy się poznaliśmy? - wyszeptałem.
- Pamiętam, i to doskonale.
Uniosłem jej rękę i wplotłem swoje palce w jej, wtem spojrzałem na nią, a ona na mnie.
- Cieszę się, że Cię poznałem i pokochałem.
- Ja też. - Uśmiechnęła się.
Mruknąłem cicho. Tenshi nagle stanęła na palcach, po czym zaczęła mnie całować. Robiła to coraz namiętniej, jakby była tego spragniona. Jej ręce spoczęły na moich plecach, wbijając się w nie.
Wziąłem ją delikatnie na ręce, po czym oparłem o ścianę. Coraz namiętniej się całowaliśmy, i co sekundę bardziej się nie kontrolowałem.
Po pocałunkach, moja dziewczyna spojrzała na mnie pewnie, jej oczy były zamglone, a twarz zarumieniona i pogodna.
- Chcę, Martin.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą. Mieliśmy jeszcze dużo czasu zwłaszcza, że zamierzałem dać jej Kamień umarłych o godzinie szesnastej. Zaniosłem moją dziewczynę na łóżko. Ta bez zbędnych zajęć zaczęła ściągać moją koszulkę na ramionach, po czym ściągnęła moje czarne spodenki. Ja jedynie zrzuciłem jej bluzkę na ramiączkach i spodnie czarnego koloru, po czym na materacu położyłem się na Niej. Gdy zauważyłem, jaka jest spragniona wszedłem w Nią.


Stałem pod jej domem. Gardło mnie drapało, gdyż nie wiedziałem, na co mam się szykować. Odrzuci mnie? Zaakceptuje? Nie mogłem tego przewidzieć. Dziewczyna po chwili otworzyła drzwi, a gdy mnie zobaczyła, rozpromieniła się.
- Słucham? - Powiedziała spokojnie.
- Mogę..?
- Jasne, wejdź. - Odsunęła się, wpuszczając mnie do jej domu. Pomyślnie wszedłem do środka, a ta popatrzyła na mnie, a ja na nią.
- Tenshi, ja.. Zakochałem się w Tobie.
- Martin..
Kiwnęła głową na nie, po czym zaczęła mnie całować. I wtedy widziałem, jak i ona odwzajemnia moje uczucie.


Wieczorem dałem Tenshi kryształ. zdziwiła się i popatrzyła na mnie niepewnie.
- Co to?
- Kamień umarłych. Użyj go i pomyśl o rodzicach.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do mnie.
Odsunęła się o dwa metry, po czym aktywowała małą skałę. Wtem ukazał się obraz jej rodziców, będących spokojnie na ziemi. Jej rodzice zaczęli się rozglądać, a gdy jej mama mnie ujrzała, pobladła i jednocześnie się zdziwiła.
- Mamo, tato! - Odezwała się Tenshi z radością w głosie.
- Cześć, córeczko. - Zaczęła kobieta.
Jej ojciec ciągle patrzył na mnie niepewnie, chyba wiedział, kim jestem.
- Cieszę się, że was widzę. Bardzo.
- Kim jest ten facet? - Ojciec Tenshi spytał z ostrością w głosie. - Przecież to wampir.
- To mój chłopak..
- On?! - Usłyszałem nagle głos kobiety. - On mnie uratował w 1992. Kiedy się rodziłaś.
- Słucham.. ? - Popatrzyła na mnie niepewnie.
- Nie mówiłem Ci tego. Po tym, jak się poznaliśmy, dowiedziałem się o tym dopiero po dłuższej konwersacji z Tobą, Tenshi.
Ta spuściła głowę, po czym spojrzała na rodziców.
- Chciałabym, żebyście zostali tutaj, żebyście mi towarzyszyli. Zwłaszcza w ten dzień.
Popatrzyłem na Tenshi, po czym zawiesiłem wzrok na jej rodzicieli. Poczułem dwie osoby więcej w pomieszczeniu. Zmarszczyłem czoło, widząc ich zdziwienie.

środa, 5 marca 2014

Rozdział 14.

- Witaj, Katri. Co Cię tu sprowadza?
- Mój sobowtór.. Zbudziła mnie swoją mocą zabijającą wampiry..
- Mogłem się domyślić. Lecz przykro mi, do Tenshi się nie dostaniesz.
- A to czemu? Konsekwencje konsekwencjami, ale to nie ważne, prawda? W moim ciele będzie jej świetnie. - powiedziała pewnie, wydymając w przód usta.
- Ona nie będzie wampirem, ani się nie wcielicie.
- Po trupach do celu. Poczekam na Nią - Uśmiechnęła się szyderczo.

Tenshi.

Siedziałam właśnie w okręgu przygotowanym przez Camila. Miało to na celu ustabilizowanie mojej mocy magicznej. Sama już nie wiedziałam, czy to pomoże. Ciemnowłosy wspominał, że mogą być efekty uboczne. Ale jakie? O tym niestety już nie wspomniał.
W ostatniej chwili moich myśli usłyszałam, jak wypowiadał właśnie końcowe zaklęcie, a gdy ucichł, poczułam się strasznie słabo.
- Tenshi ? Jesteś strasznie blada, znowu.
I wtedy poczułam, jakby ktoś walnął mnie czymś twardym, w efekcie czego straciłam kontakt ze światem, zemdlałam.

- Dałem jej morfinę, ale nie wiem, czy to coś da, może umrzeć. - Usłyszałam głos nieznanego mężczyzny.
- Ratuj ją, proszę.
- Camil. Ledwo co daję radę. Czy to twoja dziewczyna?
- Nie, może chciałbym...
Wszystko się urwało. Znów poczułam, jak siłą zabierają mnie w objęcia Morfeusza. Uległam.
- Czy ma jakąś rodzinę?
- Chyba nie. Nic mi nie mówiła.
- Pojedź do jej domu.
Nie. Cholera jasna! Tylko nie to..
Chce się wyrwać, lecz nie mogę. I ponownie zapadam w sen.

Zbudziłam się w dziwnym miejscu, widząc szyby i skórzane siedzenia orientuje się, że to auto. Obok mnie siedzi Martin.
- Ile dni byłam nieprzytomna?
- Sześć. - Odpalił silnik, po czym odjechał. - Muszę o Ciebie dbać. Jeszcze tylko pojadę po leki dla Ciebie
Martin popatrzył na mnie przekonująco. Nie musiał mi wiele mówić bo czułam, o co mu chodzi. Sama recepta, którą mi po chwili dał, na to wskazywała.
Zajechał do najbliższej apteki, po czym wyszedł, zostawiając auto na ręcznym. Poczekałam tylko chwile, gdyż po nie długim czasie mój chłopak był w aucie z siateczką leków.
A po dziesięciu minutach byłam w domu, w nim od razu zostałam wysłana na łóżko, przebrana w fioletową koszulę, położyłam się na nie, czując miękką satynę, w którą się wtuliłam.
Mruknęłam cicho i zaczęłam rozmyślać.
Czemu wtedy zemdlałam? Czy to przez Camila? Nie czułam się źle, wręcz przeciwnie. Próbuję się cofnąć do tamtego momentu, lecz nie mogę. Ból głowy mi to uniemożliwia.
- Tenshi.. - moje myśli przerwał Martin.
- Hm?
- Chcesz coś jeść, pić?
- Nie.. jakbyś jedynie mógł mnie przytulić..
Podniosłam się i popatrzyłam na Niego. Ten po chwili podszedł do mnie i usiadł obok, tuląc mnie do siebie po krótkim czasie.
- Nie chcesz spać?
- Nie. - Wtuliłam się w jego ciało i po cichu jęknęłam.
Spojrzałam na niego z uśmiechem na ustach, po czym pocałowałam go.

Z rana wstałam i poszłam do łazienki, zrobić sobie maseczki i różne inne rzeczy, bylebym wyglądała ładnie. To był też czas do moich przemyśleń - Czy zbyt szybko zaufałam Martinowi, czy nie powinnam przesłuchać jego kolegi. Mickael chyba i tak ma jakiegoś asa w swoim durnym rękawie.
I wtedy zorientowałam się, że zwątpiłam w mojego chłopaka.
Ale czy tak miało być?
Otworzyłam drzwi i wyszłam, schodząc na dół do kuchni. Zrobiłam sobie herbatę z cytryną, co dobrze na mnie podziałało. Zapomniałam o tym, co myślałam wcześniej.

***

Siedziałem na dachu czekając na cud - Na jakikolwiek piorun, na burzę, ale się nie doczekałem. Dzisiejszy dzień będzie słoneczny.
Poprawiłem swoje czarne, długie włosy, i przyłożyłem tego samego koloru arafatkę bliżej ust.
- Hmm.. Ciekawe czy przed tym się obronisz, Tenshi Mitsui. - Uśmiechnąłem się szyderczo, po czym uniosłem dłoń do góry. Wtem niebo zrobiło się szare, a całą ulicę rozjaśnił piorun.
Uśmiechnąłem się, lubiłem takie typu przedstawienia zwłaszcza, że najczęściej zyskiwałem to, co chciałem.
I tym razem miało tak być.

__________
Cześć! :)

Ask - Pytajcie :) Ale i też komentujcie - Motywacji nigdy za wiele. :)

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 13.

Wstałam i rozejrzałam się. Martin leżał obok mnie, całkiem nagi. Przytuliłam się do Niego czując, jak zadrżał.
Zamrugałam dwa razy, po czym zamknęłam oczy i odpłynęłam w błogi sen.

Zbudził mnie dzwonek mojego telefonu. Powoli wstałam i wzięłam go widząc, że dzwoni do mnie Camil.
- Słucham?
- Czy pojawisz się dzisiaj w pracy?
- Jasne. - Powiedziałam niewyraźnie. - A która jest godzina?
- 10, Tenshi.
- Cholera! A ustawiałam przecież pięć budzików.
Wstałam szybko i ubrałam się najszybciej, jak potrafiłam. Ukradkiem usłyszałam śmiech Martina.
- No co?!
- Nic, kochanie.. Pięknie się zbierasz..
- Zapewne specjalnie mnie nie budziłeś?
- Jasne. - Uśmiechnął się, a ja w tym czasie pokazałam mu język.
Wyjazd na komisariat niewiele mi zajął. Nie musiałam się malować, ani za bardzo szykować. Przed wyjściem oczywiście spięłam włosy w koka, nie w kitkę, jak to zawszę robiłam. Z uśmiechem na ustach weszłam na komendę, po czym zaszłam do biura Camila.
A tam doznałam szoku.
- O, jesteś.. Poznaj Mickaela, tego więźnia z podpalonego domu Martina L.
Stanęłam jak słup soli szukając adekwatnej odpowiedzi, lecz nic nie sunęło mi się na język. Postanowiłam ryzykować.
- Sądziłam, że więźniów nie przepytuje się w biurze.
- Postanowiłem zrobić wyjątek.
Mickael spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami i uśmiechnął się. Wtem ja nie zważając na nikogo uwagi, wzięłam krzesło i usiadłam obok Camila.
- Więc, co robiłeś w domu Martina Laurence'a?
- Miał jakąś sprawę do mnie. Akurat był z kimś, bo nie chciał mnie wpuścić...
- A jaka to była sprawa, wiesz może? - Spytałam zaciekawiona wiedząc, że Mickael kłamie.
- Mamy wspólną znajomą, Anette, która jest olśniewającą kobietą, bla bla bla. Martin kiedyś walczył o jej względy, może coś między nimi było..
Zamarłam. Czy i w tym momencie skłamał? Nie byłam pewna.
- Tenshi, dobrze się czujesz? - Spojrzałam na Camila, gdy tylko usłyszałam jego słowa. - Zrobiłaś się strasznie blada.
- Wszystko ok. Chyba pójdę do toalety.

Byłam oparta właśnie o umywalkę w łazience dla służby. Napisałam sms'a na telefon Martina.

" Właśnie jest przesłuchiwany Twój kolega - Mickael.
A Ty w domu lepiej szykuj ochraniacze, gdyż nie jesteś
bez winy :) "

Po czym wysłałam. Ostatecznie przyjrzałam się w lustrze i gdy nabrałam rumieńców wyszłam z pomieszczenia i usiadłam obok Camila. Mickaela już nie było, został wpuszczony z powrotem do celi.
- Co się dzieję?
- Nie wiem, od nie dawna mało śpię.. Nie ważne. Co z tym Mickaelem?
- Opisał mi tą Anette.. Wiesz, że to ta sama, co wtedy, gdy znaleźli Martina?
- Ta sama? Ciekawe..
Zaczęłam się rozglądać na boki, czyżby i mój chłopak coś przede mną ukrywał? 
Na tą wiedzę niestety musiałam poczekać. I to długo.
Praca minęła dość szybko, a gdy wracałam, postanowiłam przejechać specjalnie obok domu Martina.
I o dziwo stał w pełni okazałości, taki sam jak wcześniej.
- No co za podły... Meh. 
Pojechałam dalej, już do swojego domu. Zamknęłam auto w garażu i weszłam na górę, a tam usłyszałam rozmowę.
- Martin, przecież to nic nie warta czarodziejka, jestem bardziej wartościowa. - Usłyszałam damski głos z góry.
- Zamknij się, chce z Nią być.
- A jak Cię złapie? pomyślałeś o Tym ?
- Tak to już dawno by mnie złapała.
- Ja Cie kocham, Martin.
Nagle doznałam szoku, Weszłam na górę do pokoju i zobaczyłam, jak kobietę o blond włosach i mojego chłopaka dzieli tylko parę centymetrów.
I wtedy wytworzyłam w mojej prawej ręce czarną, mazisty obłok, który sięgał do połowy ręki. Gdy zobaczyłam wzrok blondynki, uśmiechnęłam się.
- Jak ona wytworzyła to zaklęcie? Ona mnie zabije.
- Z chęcią - Powiedziałam, wyciągając do niej rękę. - Ale nic ci nie zrobię, o ile w przeciągu trzech sekund nie znikniesz mi z oczu.
Dziewczyna używając swojej szybkości, wyszła. Spuściłam rękę i spojrzałam na Martina z smutkiem w oczach.
- Nic nie mów, nie mamy co. Na parę dni wyjeżdżam..
I nagle poczułam skurcz w podbrzuszu. Skuliłam się, po czym poczułam ręce Martina na moich ramionach.
- Tenshi, co jest?
- Boli.. - Wyjąkałam, tuląc się do siebie.
- Wezmę Cię na łóżko, położysz się.
- Dam sobie radę..
Wstałam, po chwili znów czując przeszywający mnie ból. Martin wziął mnie na ręce i zaniósł na łóżko. Jedynie w jego dłoniach czułam ukojenie od bólu.
Ale byłam na Niego zbyt zła. Za to, że nie opowiedział mi o Anette, o Domie. Po co to ukrywał?
Przymknęłam oczy i zaczęłam spokojnie oddychać. Czasem delikatnie podnosiłam powiekę, by zobaczyć, czy na mnie patrzy. Patrzył, i to zmartwionym, pełnym troski wzrokiem.
- Tenshi. Jak bym Ci powiedział, znienawidziłabyś mnie.
- Łączyło Cię coś z nią?
- Nie.. Poznałem ją dawno temu.
Mruknęłam cicho i podniosłam się, zerknęłam na Martina, pełna nadziei.
- W ogóle ile stałaś, wcale Cię nie wyczułam..
- Magia, tak jak z tą ręką.. - Uśmiechnęłam się, a po chwili cicho westchnęłam.

Pojechałam do domu Camila. Przez okno zauważyłam, jak coś ogląda, a gdy mnie zobaczył, otworzył drzwi wejściowe.
- Hej, nie przeszkadzam?
- Hej. Nie, wejdź.
Przyjęłam jego zaproszenie, po chwili weszłam i usiadłam na kanapie.
- Co cię do mnie sprowadza?
- To. - Siłą woli wytworzyłam z powrotem czarny obłok.
- Cholera, skąd to umiesz?
- Miałam nieprzyjemne spotkanie z pewnym wampirem... Wytworzyłam to w geście obrony.
- Nie używaj tego.. Nawet w obronie..
- Czemu?
- Może Cię to zabić. A nie chce stracić najlepszej policjantki.
Wstałam delikatnie i zerknęłam na Camila.
- Naucz mnie kontroli. - Popatrzyłam mu prosto w oczy.
- Słucham? Tenshi.. Cholera..
Podeszłam do Niego niepewnie. Ten przytulił się do mnie.
- Pomogę Ci.

Martin.

Usłyszałem jak ktoś wchodzi. Zszedłem po cichu i ujrzałem Tenshi.
Tylko coś mi nie pasowało - Miała blond włosy i inne ubranie - Skórzaną kurtkę, czerwoną bluzkę z pokaźnym dekoltem i spodnie, czarne.
- Witaj, Martinie, zostałam Tenshi?

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 12.

Dostarczenie papierów na komisariat zajęło mi tylko chwilę. Przy okazji pojechałam do sklepu, by kupić coś do domu. Wzięłam wózek i przejechałam przez cały sklep, biorąc jedynie dwa soki, wodę, jakieś ciasteczka z czekoladą, dwa banany i kilogram mandarynek. Przy kasie zapakowałam wszystko do siatek i zapłaciłam jedynie dwadzieścia trzy Euro.
Z reklamówkami poszłam do auta, po czym odjechałam do domu. Z uśmiechem na ustach weszłam do swojego mieszkania i rozpakowałam zakupy.
- Martin! jesteś?
Odpowiedziała mi cisza. Usiadłam na blacie stołu i napiłam się soku. Poczułam wtem smak marchwi, jabłek, truskawek i banana. Uśmiechnęłam się wtem i zeszłam z miejsca, na którym siedziałam i zostawiłam zakręcone picie. Poszłam na górę i od razu skręciłam do swojego pokoju. Martina rzeczywiście nie było w domu. Poczułam wtedy smutek.
I wyczułam kogoś..
Kogoś, kto od strony pleców tulił mnie do siebie. Spojrzałam na ową osobę, to był On.
- Nigdzie nie uciekłem. Jestem tutaj.. - Uśmiechnął się.
- Mhm.
Zawiesiłam ręce na ramieniu mojego chłopaka, po czym pocałowałam go. Czułam wtem, jak on objął mnie w biodrach, po czym podniósł.
- Martin, co Ty..
- Ćśś .. - Położył palca na moich ustach. - Cieszę się, że wróciłaś wcześniej..
- Widać, ale co knujesz?
Popatrzył na mnie zdziwiony. Sam jego głos zdradził go wcześniej, że coś jest na rzeczy. Czule pogłaskałam go po głowie, a ten, jakby specjalnie zrobił na buzi porządny grymas i ściągnął mnie na dół.
- Czy ja muszę coś szykować.. Chciałem zaprosić Cię na randkę..
Zakaszlałam nagle. Dziękowałam sobie w duchu, że nie miałam przy sobie picia w butelce, bo zapewne już leżałoby potłuczone na podłodze. Spuściłam głowę i ogarnęłam swoje włosy, po czym podniosłam wzrok na mojego chłopaka.
- Dobrze, niech będzie. Szykujesz coś tutaj, czy wychodzimy?
- Może na tarasie? - Uśmiechnął się promiennie - Przy zachodzie słońca, romantycznie.. - Po wypowiedzeniu zaczął się kiwać, splatając ręce.
- Nie wiem co Ci jest, ale mnie tym kupiłeś. Idę się wykąpać.
Po czym poszłam do łazienki i wykąpałam się, zadbałam o twarz i włosy z dokładnością milimetra. Gdy wyszłam w ręczniku z pomieszczenia, zaszłam do swojego pokoju w poszukiwaniu jakiejś ładnej sukienki.. W krótkim czasie miałam już na sobie białą sukienkę z koronką w kształcie serca na plecach, buty na obcasie o czerwonym kolorze, w dodatku włosy opięłam w delikatnego koka i spięłam czerwoną spinką.
Zeszłam na dół na taras, a gdy ujrzałam, jak mój chłopak przygotował stół, zdziwiłam się.
Miejsce zastawione było świeczkami i różami, sama ława mieściła na sobie przyrządzone już jedzenie, picie, wazon z krwistymi tulipanami i różami.
- Martin.. Wow..
Nie odpowiedział, jedynie podszedł do mnie i czule pocałował.
- To chyba nasza pierwsza randka od paru lat, Tenshi..
- Wiem.
Usiadłam na przeciwko Martina, ten nałożył mi coś, przypominające risotto.
- Ty wiesz co mi gotować. - Uśmiechnęłam się.
- Wiem, że lubisz zwłaszcza, jak Ci zrobię.
Spojrzałam na zachód słońca. Towarzyszył jemu miodowo, różowo fioletowy wygląd nieba, co wyglądało nieziemsko.
Wstałam i poszłam na trawę, po czym popatrzyłam w górę. Gdy ujrzałam księżyc w pełni, nabrałam podejrzeń. Poczułam, jak Martin łapie mnie w ramionach i przyciąga do siebie.
- Hm? Pełnia?
- Czy to prawda? Że jeśli dzisiaj..
- Niestety tak.. Ale pójdziemy, prawda? - Usłyszałam jego ironię w głosie, po czym poczułam całusa w głowę.
Wtuliłam się w ciało Martina. Robiło mi się coraz cieplej.
- A jesteś gotowy pilnować takiego małego Martinka?
- Oj, wymiękam. - Zachichotał - Kocham Cię, wariatko.
- Ja Ciebie też, kretynie.

Ciągle miałam w uszach rozmowę z moim chłopakiem. To, jak mówił i to, jak mnie tulił. Może tym chciał mi coś zasygnalizować?
Leżałam na łóżku, myśląc o wszystkim - O pracy, o Nim, o naszym domu.. Nawet nie poczułam, jak Martin położył się obok i zaczął mnie czule całować. Dopiero po dłuższej chwili ocknęłam się i odwzajemniłam coraz bardziej namiętne pocałunki mojego chłopaka.
Wszystkie moje myśli w jednej chwili odeszły na bok. W owym momencie liczyło się tylko to, co działo się między mną a Nim.
- M.. Martin, proszę..
- Dobrze. - Podniósł się. - Nie nalegam.
Poprawił delikatnie swoją koszulkę na ramiączkach i czarne spodenki, wtem mrugnęłam, po czym postanowiłam zrobić coś zabawnego.
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy wpadłam na pomysł zrobienia czegoś, co na ogół nie mieściło mi się w głowie. Nie na co dzień  jestem skłonna do takiej roboty, ale dziś mogłam się poświęcić.
Delikatnie podniosłam się i ściągnęłam z siebie sukienkę ukazując białą bieliznę, dobrze podkreślającą moje ciało. Gdy Martin to zobaczył nagle się odwrócił, a ja oparłam się o jego plecy.
- Kochanie..
- Robisz to specjalnie ?
- Nie - Zaprzeczyłam - Powiedz mi szczerze.. Widzisz nas w przyszłości?
Poczułam, jak Martin obraca się do mnie. Zeszłam z jego pleców, po czym zostałam przysunięta na jego kolana.
- Widzę.. Siedzących z gromadką dzieci. Małych Martinków, i małymi Twoimi podobiznami. Gdyby nie to, że jestem wampirem, chętnie bym się z Tobą zestarzał, skarbie.
W jednej chwili, po dotarciu jego słów do mojej głowy, rozpłakałam się. Wtuliłam się w jego ciało i próbowałam ogarnąć napływające do oczu łzy.
- Ej kochanie, to jeszcze nic.. Chcę, żebyś za mnie wyszła..
- Słucham? - Podniosłam głowę i spojrzałam na Niego z niedowierzaniem.


:)
Słodzimy kochani, słodzimy.. Co przewidujecie na następny rozdział? :)