Zadzwoniłem do Tenshi. Nie odbierała.
A ja nie mogłem czekać.
Ostatni raz zadzwoniłem do mojej byłej a kiedy nie odebrała, zebrałem się i wyruszyłem na posterunek policji.
Nie ważne, że mieli mnie za to złapać.
Po prostu chciałem się z nią spotkać.
Nic więcej.
Wsiadłem do auta i odjechałem. Będąc pod budynkiem, spróbowałem zadzwonić jeszcze raz. Gdy jednak nie odebrała, bez namysłu wszedłem do środka. Niezauważony, prześlizgnąłem się na pierwsze piętro, kierując się ku gabinetowi niejakiego Camila Goldenmage'a.
Szybkim krokiem minąłem próg pomieszczenia. Kobieta i mężczyzna, jak jeden mąż, odwrócili się w moją stronę. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie.
- Tenshi, porozmawiajmy.
- Znasz go? - Mężczyzna wskazał na mnie oszołomiony. - Przecież to.. to ten zabójca!
Całą siłą woli próbowałem zachować zimną krew. W tym momencie mało obchodziło mnie, kim jestem dla Camila. Interesowała mnie tylko kobieta.
Podszedłem do Tenshi i złapałem ją za rękę. Chwilę później poczułem dobrze znaną sobie blokadę. No jasne.. Co by było, gdyby jej kolega tego nie zrobił?
- Ściągnij to. - nakazałem, zerkając na niego spode łba.
- Zostaw ją. Zaraz i tak wtargną tu funkcjonariusze.
- Pójdę z Martinem. Camil, proszę, ściągnij to. - wyszeptała.
Mężczyzna posłusznie ściągnął barierę. Ja zaś w tym czasie pociągnąłem Tenshi w stronę wyjścia. Po zejściu na dół zmierzyliśmy w stronę auta.
Stałem niczym zaklęty na środku gabinetu, gapiąc się na krajobraz za oknem niczym ciele w malowane wrota. Byłem oszołomiony. Co ten morderca chciał od Tenshi?
Zostawiła telefon na biurku. Może to nie był najlepszy pomysł, ale za wszelką cenę musiałem się czegoś dowiedzieć. Wiedziałem, że jest to jedyna okazja.
Spojrzałem na ekran urządzenia, który porwałem z blatu, szybkim ruchem palców odblokowując go. Na tapecie widniała dwójka szczęśliwych ludzi. Od razu ich rozpoznałem.
Martin i Tenshi.
Razem.
Jeszcze raz zadałem sobie w myślach pytanie: Co to miało być?
Siedziałam na tylnym siedzeniu ze wzrokiem utkwionym w tapicerce auta. Przez ostatnie kilka minut próbowałam zawiesić wzrok na wszystkim, co nie dotyczyło Martina. On zaś próbował za wszelką cenę do mnie dotrzeć.
Nie ułatwiałam mu tego zadania.
- Potrzebuję czasu. Myślisz, że wybaczę Ci tak szybko? - warknęłam. - Sądzisz, że, ot tak, zapomnę, co robiłeś z tą lalunią? Owszem, tylko się całowaliście. Ale to było przy mnie. Nawet nie chcę myśleć, co robiliście przy wcześniejszych spotkaniach.
Opierając się o siedzenie, wzięłam głęboki oddech. Próbowałam się uspokoić, choć niezbyt mi to wychodziło. Nie możesz się denerwować!, powtarzałam sobie w myślach niczym mantrę.
- Tenshi? Co się dzieje?
- Słabo mi. - Skłamałam.
- Połóż się. Pójdę po kogoś, dobrze?
- Nie.. Zostań. Proszę, Martin, zostań. - szepnęłam.
Tonąc w spojrzeniu jego nieziemskich tęczówek, przypomniałam sobie nasze wszystkie wspólne chwile. I byłam niemal gotowa na przebaczenie wszystkich jego błędów. Chciałam zapomnieć o tym, że mnie zdradził, o tym, jaki był w przeszłości. A, co najważniejsze, pragnęłam wyrzucić z umysłu wspomnienia o jego przewinieniach w przeszłości.
Siadając na kolanach mężczyzny, którego kochałam, nie czułam żadnego skrępowania. Byłam pewna, że gdyby nie buzujące we mnie hormony ciążowe, nie odważyłabym się na taki krok.
- Zostań. - Mówiłam uspokajającym głosem, obejmując go nieśpiesznie, wręcz delikatnie, ramionami.
- Śniło mi się dziecko podobne do nas. - rzekł niespodziewanie, zagłębiając swoje usta w moje włosy. - Mówiło.. "Tato, wróć do mamy!". Dziwny sen, prawda?
- Nie. Mi śniło się podobnie. Tylko, że to dziecko tęskniło za ojcem..
Martin wtulił się w moje ciało, które idealnie do niego pasowało. Próbowałam przeanalizować całą sytuację, która wydawała mi się co najmniej chora. Nie myślałam jednak trzeźwo będąc w jego ramionach. Nie zdziwiłam się więc, że analiza mi się nie udała.
Wiedziałam jednak jedno - Martin nie mógł za żadne skarby dowiedzieć się o ciąży.
Nie teraz, bo skomplikowałabym to jeszcze bardziej.
Wróciłam do gabinetu Camila po kilkunastu minutach.Mężczyzna siedział załamany na krześle biurowym. Twarz ukrył w dłoniach. Mój telefon leżał tuż obok niego.
- Ufałem Ci. Liczyłem na Ciebie, a Ty tym czasem? Bronisz tą kanalię, tego morderce. - szepnął, nie podnosząc na mnie wzroku.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty na odpowiedź. Chciałam jedynie odebrać swoją własność i wyjść; Camil jednak postanowił mi to utrudnić. Gdy tylko wyciągnęłam dłoń, rzucił się na mnie i mocno złapał za nadgarstek. Uścisk był na tyle silny, że aż jęknęłam z bólu, który mi zadał.
- Jesteś z nim? Przyznaj się!
- Byłam, jak już. - powiedziałam oschle. - Dowiedziałam się o jego przewinieniach dopiero, jak sprawa zaczęła się nagłaśniać. Już nie powiem, kto to zrobił.
- A ja głupi myślałem co innego..
- Zrozumiem, jeśli mam jutro odebrać rzeczy i stracić pracę.
Wyrwałam mu się, chwytając zdecydowanym ruchem torebkę i telefon. Po kilku minutach wychodziłam już z budynku.
Gdy wróciłam do domu, od razu weszłam na górę. Gdy tylko uruchomiłam laptopa, weszłam na skrzynkę mailową. Nie mogłam jednak znaleźć kopii wypowiedzenia, której tak namiętnie szukałam. Byłam jednocześnie wściekła i smutna.
- Do kitu do wszystko. - Odrzuciłam laptopa, wzdychając głośno.
Zerknęłam na ekran telefonu. Odgłos, który wydawał urządzenie, co najmniej mnie irytował. Nie patrząc, kto dzwoni, odebrałam połączenie.
- Halo? - mruknęłam.
- Wyjdź na ganek. - Usłyszałam męski głos.
Moje serce zabiło szybciej. Nie miałam ani cienia wątpliwości co do rozmówcy.
Wstałam z łóżka i zeszłam po schodach, trzymając się poręczy. Jednym, szybkim susem znalazłam się na tyłach mojego domu.
Zatoczyłam się do tyłu, gdy tylko go ujrzałam. Wyglądał.. fenomenalnie. Ociekał wręcz seksem. Był niewiarygodnie przystojny w prostym, trzy częściowym garniturze i z odpiętymi górnymi guziczkami koszuli ukazującymi wyrzeźbiony, spory kawałek klatki piersiowej.
Mierząc go wzrokiem od stóp do głów, przełknęłam ślinkę. Mogłam go opisać jednym słowem - B ó g.
Widząc jednak jego wyraz twarzy, czułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Po plecach przeszły mi ciarki, gdy otwierał usta. Spodziewałam się najgorszego.
- Wyjeżdżam. - Powiedział spokojnie.
Moje tęczówki rozszerzyły się ze zdumienia. Na przemian, niczym ryba, otwierałam i zamykałam buzię. Byłam jak w amoku. Nie mogłam nic wykrztusić.
- Tenshi. A po co ja tutaj jestem? Przeze mnie dziś straciłaś pracę.
- Po co? - warknęłam nie oczekiwanie. - Czy przypadkiem jeszcze parę godzin temu nie chciałeś mnie odzyskać?
- A co ma piernik do wiatraka?
- Dużo, wiesz? - powiedziałam oschle, odwracając się na pięcie. Chciałam znaleźć się w domu - jak najdalej od niego.
Coś jednak kazało mi znów na niego spojrzeć. Zerknęłam więc w tył, gdzie stał. Przystojny i smutny. Obrazek ten był nie do zniesienia.
Nieznana mi siła pchnęła mnie w jego ramiona. Wtuliłam się w jego ciało, gdy ujął mój podbródek i pochylił głowę ku górze. Scałował delikatnie kącik ust, by wessać się delikatnym, acz stanowczym pocałunkiem w moje wargi.
- Przepraszam. - szepnęłam, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja też. - Mruknął.
Czując kopnięcie, złapałam się za brzuch. Uśmiechałam się dla pozorów, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Ale o nie był taki głupi.
- Tenshi, znów nie jesz? - spytał podejrzliwie.
- Tak. - powiedziałam najbardziej spokojnie, jak się dało. - No wiesz.. za niedługo wakacje. Wolę utrzymać linię. Nie chcę wyglądać w kostiumie jak tłusta świnia. Żadna szanująca się kobieta by tego nie chciała.
Moja irytacja na samą siebie rosła.
Modliłam się w duchu, by tylko złapał haczyk.
- Kłamiesz. Widać to po Tobie, wiesz? - Odsunął mnie od siebie, uśmiechając się z żalem. - Wrócę za siedem miesięcy. Czekaj na mnie, Tenshi.
I wtedy odszedł.
Odwrócił się i odszedł. Tak po prostu.
Pobiegłam za nim, choć nie był to dobry pomysł. Mój brzuch dawał o sobie znać, promieniejąc wręcz potwornym bólem. Nie powinnam się ani przemęczać, ani denerwować. Ale to jest warte świeczki.
- Martin! - Wykrzyczałam. - Zostań! Przecież.. ja.. kocham Cię!
Ale było za późno.
Odszedł na dobre, o czym dobrze wiedziałam. Nie mogłam w to uwierzyć.
Szczególnie nie po słowach, które przesłał mi telepatycznie.
,,Ja Ciebie też. Dbaj o siebie. "
Podziękowania dla
Mistchie - za to, że poświęciła się dla mnie.. Ona wie w jakiej sprawie.. :)
A ja nie mogłem czekać.
Ostatni raz zadzwoniłem do mojej byłej a kiedy nie odebrała, zebrałem się i wyruszyłem na posterunek policji.
Nie ważne, że mieli mnie za to złapać.
Po prostu chciałem się z nią spotkać.
Nic więcej.
Wsiadłem do auta i odjechałem. Będąc pod budynkiem, spróbowałem zadzwonić jeszcze raz. Gdy jednak nie odebrała, bez namysłu wszedłem do środka. Niezauważony, prześlizgnąłem się na pierwsze piętro, kierując się ku gabinetowi niejakiego Camila Goldenmage'a.
Szybkim krokiem minąłem próg pomieszczenia. Kobieta i mężczyzna, jak jeden mąż, odwrócili się w moją stronę. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie.
- Tenshi, porozmawiajmy.
- Znasz go? - Mężczyzna wskazał na mnie oszołomiony. - Przecież to.. to ten zabójca!
Całą siłą woli próbowałem zachować zimną krew. W tym momencie mało obchodziło mnie, kim jestem dla Camila. Interesowała mnie tylko kobieta.
Podszedłem do Tenshi i złapałem ją za rękę. Chwilę później poczułem dobrze znaną sobie blokadę. No jasne.. Co by było, gdyby jej kolega tego nie zrobił?
- Ściągnij to. - nakazałem, zerkając na niego spode łba.
- Zostaw ją. Zaraz i tak wtargną tu funkcjonariusze.
- Pójdę z Martinem. Camil, proszę, ściągnij to. - wyszeptała.
Mężczyzna posłusznie ściągnął barierę. Ja zaś w tym czasie pociągnąłem Tenshi w stronę wyjścia. Po zejściu na dół zmierzyliśmy w stronę auta.
Stałem niczym zaklęty na środku gabinetu, gapiąc się na krajobraz za oknem niczym ciele w malowane wrota. Byłem oszołomiony. Co ten morderca chciał od Tenshi?
Zostawiła telefon na biurku. Może to nie był najlepszy pomysł, ale za wszelką cenę musiałem się czegoś dowiedzieć. Wiedziałem, że jest to jedyna okazja.
Spojrzałem na ekran urządzenia, który porwałem z blatu, szybkim ruchem palców odblokowując go. Na tapecie widniała dwójka szczęśliwych ludzi. Od razu ich rozpoznałem.
Martin i Tenshi.
Razem.
Jeszcze raz zadałem sobie w myślach pytanie: Co to miało być?
Siedziałam na tylnym siedzeniu ze wzrokiem utkwionym w tapicerce auta. Przez ostatnie kilka minut próbowałam zawiesić wzrok na wszystkim, co nie dotyczyło Martina. On zaś próbował za wszelką cenę do mnie dotrzeć.
Nie ułatwiałam mu tego zadania.
- Potrzebuję czasu. Myślisz, że wybaczę Ci tak szybko? - warknęłam. - Sądzisz, że, ot tak, zapomnę, co robiłeś z tą lalunią? Owszem, tylko się całowaliście. Ale to było przy mnie. Nawet nie chcę myśleć, co robiliście przy wcześniejszych spotkaniach.
Opierając się o siedzenie, wzięłam głęboki oddech. Próbowałam się uspokoić, choć niezbyt mi to wychodziło. Nie możesz się denerwować!, powtarzałam sobie w myślach niczym mantrę.
- Tenshi? Co się dzieje?
- Słabo mi. - Skłamałam.
- Połóż się. Pójdę po kogoś, dobrze?
- Nie.. Zostań. Proszę, Martin, zostań. - szepnęłam.
Tonąc w spojrzeniu jego nieziemskich tęczówek, przypomniałam sobie nasze wszystkie wspólne chwile. I byłam niemal gotowa na przebaczenie wszystkich jego błędów. Chciałam zapomnieć o tym, że mnie zdradził, o tym, jaki był w przeszłości. A, co najważniejsze, pragnęłam wyrzucić z umysłu wspomnienia o jego przewinieniach w przeszłości.
Siadając na kolanach mężczyzny, którego kochałam, nie czułam żadnego skrępowania. Byłam pewna, że gdyby nie buzujące we mnie hormony ciążowe, nie odważyłabym się na taki krok.
- Zostań. - Mówiłam uspokajającym głosem, obejmując go nieśpiesznie, wręcz delikatnie, ramionami.
- Śniło mi się dziecko podobne do nas. - rzekł niespodziewanie, zagłębiając swoje usta w moje włosy. - Mówiło.. "Tato, wróć do mamy!". Dziwny sen, prawda?
- Nie. Mi śniło się podobnie. Tylko, że to dziecko tęskniło za ojcem..
Martin wtulił się w moje ciało, które idealnie do niego pasowało. Próbowałam przeanalizować całą sytuację, która wydawała mi się co najmniej chora. Nie myślałam jednak trzeźwo będąc w jego ramionach. Nie zdziwiłam się więc, że analiza mi się nie udała.
Wiedziałam jednak jedno - Martin nie mógł za żadne skarby dowiedzieć się o ciąży.
Nie teraz, bo skomplikowałabym to jeszcze bardziej.
Wróciłam do gabinetu Camila po kilkunastu minutach.Mężczyzna siedział załamany na krześle biurowym. Twarz ukrył w dłoniach. Mój telefon leżał tuż obok niego.
- Ufałem Ci. Liczyłem na Ciebie, a Ty tym czasem? Bronisz tą kanalię, tego morderce. - szepnął, nie podnosząc na mnie wzroku.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty na odpowiedź. Chciałam jedynie odebrać swoją własność i wyjść; Camil jednak postanowił mi to utrudnić. Gdy tylko wyciągnęłam dłoń, rzucił się na mnie i mocno złapał za nadgarstek. Uścisk był na tyle silny, że aż jęknęłam z bólu, który mi zadał.
- Jesteś z nim? Przyznaj się!
- Byłam, jak już. - powiedziałam oschle. - Dowiedziałam się o jego przewinieniach dopiero, jak sprawa zaczęła się nagłaśniać. Już nie powiem, kto to zrobił.
- A ja głupi myślałem co innego..
- Zrozumiem, jeśli mam jutro odebrać rzeczy i stracić pracę.
Wyrwałam mu się, chwytając zdecydowanym ruchem torebkę i telefon. Po kilku minutach wychodziłam już z budynku.
Gdy wróciłam do domu, od razu weszłam na górę. Gdy tylko uruchomiłam laptopa, weszłam na skrzynkę mailową. Nie mogłam jednak znaleźć kopii wypowiedzenia, której tak namiętnie szukałam. Byłam jednocześnie wściekła i smutna.
- Do kitu do wszystko. - Odrzuciłam laptopa, wzdychając głośno.
Zerknęłam na ekran telefonu. Odgłos, który wydawał urządzenie, co najmniej mnie irytował. Nie patrząc, kto dzwoni, odebrałam połączenie.
- Halo? - mruknęłam.
- Wyjdź na ganek. - Usłyszałam męski głos.
Moje serce zabiło szybciej. Nie miałam ani cienia wątpliwości co do rozmówcy.
Wstałam z łóżka i zeszłam po schodach, trzymając się poręczy. Jednym, szybkim susem znalazłam się na tyłach mojego domu.
Zatoczyłam się do tyłu, gdy tylko go ujrzałam. Wyglądał.. fenomenalnie. Ociekał wręcz seksem. Był niewiarygodnie przystojny w prostym, trzy częściowym garniturze i z odpiętymi górnymi guziczkami koszuli ukazującymi wyrzeźbiony, spory kawałek klatki piersiowej.
Mierząc go wzrokiem od stóp do głów, przełknęłam ślinkę. Mogłam go opisać jednym słowem - B ó g.
Widząc jednak jego wyraz twarzy, czułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Po plecach przeszły mi ciarki, gdy otwierał usta. Spodziewałam się najgorszego.
- Wyjeżdżam. - Powiedział spokojnie.
Moje tęczówki rozszerzyły się ze zdumienia. Na przemian, niczym ryba, otwierałam i zamykałam buzię. Byłam jak w amoku. Nie mogłam nic wykrztusić.
- Tenshi. A po co ja tutaj jestem? Przeze mnie dziś straciłaś pracę.
- Po co? - warknęłam nie oczekiwanie. - Czy przypadkiem jeszcze parę godzin temu nie chciałeś mnie odzyskać?
- A co ma piernik do wiatraka?
- Dużo, wiesz? - powiedziałam oschle, odwracając się na pięcie. Chciałam znaleźć się w domu - jak najdalej od niego.
Coś jednak kazało mi znów na niego spojrzeć. Zerknęłam więc w tył, gdzie stał. Przystojny i smutny. Obrazek ten był nie do zniesienia.
Nieznana mi siła pchnęła mnie w jego ramiona. Wtuliłam się w jego ciało, gdy ujął mój podbródek i pochylił głowę ku górze. Scałował delikatnie kącik ust, by wessać się delikatnym, acz stanowczym pocałunkiem w moje wargi.
- Przepraszam. - szepnęłam, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Ja też. - Mruknął.
Czując kopnięcie, złapałam się za brzuch. Uśmiechałam się dla pozorów, nie chcąc dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Ale o nie był taki głupi.
- Tenshi, znów nie jesz? - spytał podejrzliwie.
- Tak. - powiedziałam najbardziej spokojnie, jak się dało. - No wiesz.. za niedługo wakacje. Wolę utrzymać linię. Nie chcę wyglądać w kostiumie jak tłusta świnia. Żadna szanująca się kobieta by tego nie chciała.
Moja irytacja na samą siebie rosła.
Modliłam się w duchu, by tylko złapał haczyk.
- Kłamiesz. Widać to po Tobie, wiesz? - Odsunął mnie od siebie, uśmiechając się z żalem. - Wrócę za siedem miesięcy. Czekaj na mnie, Tenshi.
I wtedy odszedł.
Odwrócił się i odszedł. Tak po prostu.
Pobiegłam za nim, choć nie był to dobry pomysł. Mój brzuch dawał o sobie znać, promieniejąc wręcz potwornym bólem. Nie powinnam się ani przemęczać, ani denerwować. Ale to jest warte świeczki.
- Martin! - Wykrzyczałam. - Zostań! Przecież.. ja.. kocham Cię!
Ale było za późno.
Odszedł na dobre, o czym dobrze wiedziałam. Nie mogłam w to uwierzyć.
Szczególnie nie po słowach, które przesłał mi telepatycznie.
,,Ja Ciebie też. Dbaj o siebie. "
Podziękowania dla
Mistchie - za to, że poświęciła się dla mnie.. Ona wie w jakiej sprawie.. :)
Zacznijmy może od treści. Namawiałam Cię, namawiałam i namawiałam.. Cieszmy się, że pozmieniałam kilka zdań - rozdział byłby chyba troszkę krótszy, bo niektóre zdania miałaś potwornie krótkie. Widzę powtórzenie, ale to Ci na gg podeślę.
OdpowiedzUsuńPojawienie się Martina w agencji.. Musiał być naprawdę stęskniony za Tenshi, która, bądź co bądź, również nie mogła oprzeć się temu uczuciu. Byli w końcu razem od bardzo długiego czasu, toteż wcale się temu nie dziwię. Szkoda tylko, że odszedł. W dodatku po tym, jak tak się o nią starał >.< Faceci..
Nie dziękuj mi, misiu. Zrobiłam, co w mojej mocy. To ja powinnam podziękować Tobie. ♥
Weny, my love. :D