piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 4 (2)

Przepraszam, za zmianę planów.
Powiem tak - miałam totalny brak pomysłu na rozdział, serio. (Chodzi mi o rozdział rocznicowy)
Pomyślałam, że dostaniecie rekompensatę w postaci "A co by było gdyby.. Yuna pisała dalej Akademię."
Przyznam się, że od dawna piszę taki jakby "pierwszy rozdział"  akademii. Jaki jednak miałoby to sens? Podejrzewam, żaden..

Tradycyjnie podziękowania dla Mistchie. :*

                                                  --------------------

Dziś pierwszy raz od dawna spadł śnieg. Ludzie wychodzili ze swoimi pociechami, by zaznać odrobiny rozrywki.
Od miesiąca nie miałam kontaktu z żadną żywą duszą. Siedziałam z córką, odseparowując się od świata zewnętrznego. Dziś jednak postanowiłam wyjść i spędzić dzień z Yuuko. Miałam zamiar pokazać jej góry i miasto. Mimo, że miała dopiero pół roku, głęboko wierzyłam, że stanie się mądrą kobietą. Miałam również nadzieję, że nie popełni tych samych błędów, które popełniałam ja.
Włożyłam na stopy czarne kozaki na koturnie i tego samego koloru płaszcz. Yuuko zaś ubrałam w fioletowy kombinezon, kremowy szalik i białą czapkę.
Biorąc córkę na ręce, wyszłam z mieszkania. Chwilę później schodziłam ze schodów, uśmiechając się pod nosem. Wyjście na świeże powietrze dobrze mi zrobi, myślałam. Wydawało mi się, że to z tego powodu moją twarz ozdabiał uśmiech. Byłam nastrojona pozytywną energią.
Już chciałam przekroczyć ostatni stopień i zejść na zaśnieżony chodnik, gdy ktoś zagrodził mi dalszą drogę. Pacnęłam czołem o czyjąś klatkę piersiową. Niezadowolona, uniosłam głowę. Widok osoby, której nie spodziewałam się tu ujrzeć, odjął mi mowę.
- Tenshi, co za miła niespodzianka! Myślałem, że zapadłaś się pod ziemię.
Martin odsunął się, bym mogła zejść na chodnik. Gdy to uczyniłam, zjawił się obok mnie, obejmując ramieniem. Ciepło, które od niego emanowało, rozlało się po moim ciele. Z zadowoleniem wtuliłam się w jego bok. Trzymałam Yuuko, więc nie mogłam go objąć, mimo, że bardzo tego chciałam. Tęskniłam za nim po dłużącej się rozłące.
- Właśnie miałam do ciebie jechać.
- Wiem, że cię wyprzedziłem. - Martin uśmiechnął się czule. Spojrzał na dziecko, marszcząc brwi. - Strasznie urosła.
Słyszałam w jego głosie zdziwienie. Zachichotałam.
- Wiem. Rośnie jak na drożdżach. - szepnęłam, wpatrując się w czubki swoich butów.
- Umm.. - mruknął zakłopotany. Kątem oka widziałam, jak drapie się po głowie. - Może pójdziemy do mnie? Zrobię kawy, przy okazji porozmawiamy.
- Hmm.. Dobry pomysł. Dziękuję. - Z lekkim uśmiechem pognałam w stronę czarnej bramy.


Opatuliłam się szczelnie brązowym kocem, biorąc do rąk kubek z gorącą czekoladą. Upiłam spory łyk, delektując się słodkim posmakiem w ustach i ciepłem, które odczuwałam.
Oblizałam wargi, kątem oka przyglądając się osobie siedzącej tuż obok. Musieliśmy wyglądać komicznie. Przy Martinie wyglądałam na szarą myszkę, a to wszystko przez jego wzrost i mięśnie.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos:
- Co u ciebie, Tenshi? Nie chodzi mi oczywiście o nasze dziecko, tylko o ciebie.
Zachłysnęłam się czekoladą, której właśnie zasmakowałam. Martin poklepał mnie energicznie po plecach, bym przestała krztusić się gorącym smakołykiem.
Gdy się uspokoiłam, wybałuszyłam na niego oczy. Analizowałam słowa, które przed chwilą wypowiedział. Słowa, w które nie mogłam uwierzyć.
Nigdy nie myślałam, że usłyszę właśnie ten wyraz. Nie z jego ust! Nawet nie przeleciało mi przez myśl, że zaakceptuje to dziecko. Autentycznie się zdziwiłam.
Odstawiłam kubek z czekoladą, ażeby przypadkiem znów się nie zakrztusić. Niestety, ciepło, które odczuwałam w dłoniach nagle wyparowało, więc szybko schowałam je pod koc.
Zerknęłam na towarzysza spod wytuszowanych rzęs.
- Wszystko dobrze, wzięłam wolne, by odreagować od tego wszystkiego. - mruknęłam, zerkając na małą, która bawiła się laleczką. Na moje wargi wkradł się uśmiech - nie pierwszy raz, zresztą. Spoglądając na swoją córkę nie mogłam powstrzymać swojej radości. - A co u ciebie?
- Hmm.. Mam pracę. Jestem kucharzem w restauracji nieopodal. - Gdy to mówił, słyszałam w jego głosie spokój.
Westchnęłam. Cały czas spoglądałam na córkę i unoszącą się lalkę; najpierw z obojętnością, a dopiero później - ze zdziwieniem. Jak w amoku wyciągnęłam w jej stronę rękę i przyciągnęłam do siebie. Zarejestrowałam kątem oka, jak Martin przygląda mi się pytająco.
- Widzę to pierwszy raz. - wyjaśniłam cicho.
Mój towarzysz objął mnie delikatnie. Zamruczałam niczym kotka. Mimo, że nie było mi zimno, cieszyłam się z dodatkowego ciepła, jakie zapewniał mi ukochany.
- Domyślałem się, że będzie czarownicą. Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Odziedziczyła moce po matce.
Kiwnęłam głową, zagryzając dolną wargę. Martin, jak gdyby to zobaczył, ucałował moją szyję. Przemierzał ustami każdy milimetr mojej odsłoniętej skóry - od obojczyka w górę.
Mimo pieszczoty, zapytałam:
- To jest niebezpieczne. A co będzie, jeśli stanie jej się krzywda?
- Będziemy ją pilnować, Tenshi. Uspokój się. - mruknął z ustami tuż przy mojej szyi.
Powrócił do całowania miejsc, które przemierzał parę sekund temu. Wysunął koniuszek języka, by przejechać nim po obojczyku. Westchnęłam cicho z rozkoszy, odchylając głowę do tyłu. Zamglonymi oczyma zerknęłam na jego twarz.
Nim się spostrzegłam, leżałam na kanapie. Czułam przyjemny ciężar jego ciała i usta, które z żarliwością wpijały się w moje. Musiałam jednak przerwać pieszczotę. Sięgnęłam na skraj jego koszulki, by jednym ruchem ją z niego ściągnąć.
Zerknęłam na niego z lekkim uśmiechem. Pożądanie, które odczuwałam, zaćmiło moje zmysły. Z opóźnieniem dostrzegłam, że przed sobą miałam twarz Lauri'ego, a nie Martina.
Zszokowana, zapiszczałam, próbując się od niego odsunąć.


Stałam w wielkim oknie mojego domu. Przyglądałam się otoczeniu, a szczególnie mężczyźnie ubranemu na czarno. Ewidentnie zmierzał w stronę moich drzwi.
Zeszłam więc na dół i otworzyłam je na oścież. Uśmiechnęłam się do czarnowłosego, odsuwając się i pozwalając mu wejść do mieszkania. Dostrzegłam na jego kurtce płatki śniegu, więc delikatnie je strzepałam. Czułam jednak, że ten czyn był nie na miejscu, więc, zawstydzona, cofnęłam rękę.
Lauri spojrzał na mnie jednak z uśmiechem. Wskazałam dłonią salon, w którym bawiła się Yuuko.
- Co mnie tu sprowadza?
- Usiądź, proszę. Chcesz coś do picia? - zapytałam, kierując się do kuchni.
- Dziękuję. Jeśli to nie problem, może być herbata. - Rozpiął swe okrycie wierzchnie, ściągnął je i powiesił na wieszaku stojącym nieopodal.
Ja w tym czasie zdążyłam zaparzyć wodę. Z górnej szafki wyciągnęłam dwa kubki i włożyłam do nich po jednej saszetce. Zniecierpliwiona, siłą woli podgrzałam ciecz. Gwizdek, pod wpływem wrzenia, zaczął wariować.
Dolałam wody do naczyń i podreptałam do salonu. Lauri stał przy zaparowanej szybie, co rusz zerkając na moją córkę.
Widząc mnie, uśmiechnął się i zapytał:
- A więc? Co się dzieje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz