niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 8.

Dobry, wszystkim.
Powracam myślę ze zdwojoną siłą, z nowymi opowiadaniami.
Przy pisaniu przyszło mi na myśl, czy trochę by nie "podrasować" tych opowiadań.
Zobaczymy, a jak na razie trzymajcie to :)

-----------------------------------------------------------

Dzisiejszy sen przyprawiał mnie o dreszcze, że o równo trzeciej postanowiłam już dalej nie spać.
Zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kubek gorącej czekolady.
Spijałam ją powoli, z czym czułam się coraz lepiej. Moja dusza znalazła ukojenie, z czego sama się cieszyłam.
Do samego odjazdu w miejsce mojej pracy zostało mi trzy godziny.
Co mogłam zrobić przez ten czas? Wiele możliwości stało przede mną otworem.
W mojej głowie, jak grom z jasnego nieba stanął pomysł. Czemu nie mogłabym poszukać jakiś rzeczy w swojej szafie. Ta ciągle była dla mnie tajemnicza, skrywała jedynie ubrania.
Odstawiłam wtem kubek i powędrowałam na górę do mojego pokoju w kremowej piżamie i białym szlafroku, a gdy byłam na miejscu, otworzyłam swoją szafę i zauważyłam w niej coś dziwnego.
Za moimi ubraniami powinna znajdować się szara mata, a zamiast niej były pozostałości po mojej czerwonej ścianie i jakieś skały, które po moim dotyku zaczęły dziwnie migać. A po dotknięciu niebieskiej, która symbolizowała mi lapis lazuri dziwna brama, bo tylko to przyszło mi na myśl, otworzyła się.
Na samo otworzenie kolorowego wejścia, światło w pomieszczeniu zaświeciło się, a ja tam weszłam.
Pokój był duży, a jego ściany były kremowe i trzymały na sobie różne fotografie. Na jednej z nich była moja mama.
Co rodzice przede mną ukrywali? O tym dowiedziałam się dopiero po chwili, gdy zobaczyłam stację alchemiczną, a w niej książkę i kociołek. Obok stały dwie półki z jakimiś napojami, a przy jednej zżółknięta kartka.
- Co to wszystko jest? - mówię sobie w myślach, dochodząc do kartki i biorąc ją w dłonie. Otworzyłam ją i zaczęłam uważnie czytać.


Tenshi.
Zapewne czytasz to długi okres po naszej śmierci.
Już Ci wyjaśniam, moja droga, o co chodzi z Twoją ścianą, bo pewnie to w głębi duszy Cię trapi.
Być może pamiętasz, jak bawiłaś się w czarodziejkę? Jak dawałam Ci różdżkę, którą masz na stoliku alchemicznym? W pewnym sensie jest to prawdą.
Ja i Tata byliśmy czarodziejami. Chroniliśmy Cię, dotychczas, lecz musisz wiedzieć o złu, który czai się na Ciebie poza domem.
Wampiry, wilkołaki i inne stworzenia.
Sama ściana otworzyła się teraz dlatego, że za niedługo będzie pełnia. Zaklęłam ją, by tak się otwierała - i nie bez powodu.
Uważaj na siebie, Mama i Tata.


Chodziłam po pokoju jak na szpilkach. 
Pełnia? Co prawda pamiętam, że podczas tego zawsze coś mi się działo - jak nie ból brzucha, to głowy, zaś jakaś jednodniowa choroba.
Nic samego się nie zrobi. Podeszłam do tajemniczej księgi i otworzyłam ją, a w niej wiele zaklęć, przepisów na wszelakie mikstury.
Usłyszałam wtem telefon, który wyrwał mnie z letargu myśli i czytania. Poszłam do pokoju i ujrzałam na wyświetlaczu Camila. Odebrałam z uśmiechem na ustach.
- Halo?
- Chciałbym Ci powiedzieć, że dziś zamiast do pracy zapraszam Cię na kawę. Zgadzasz się?
Przeszłam do tajemniczego pokoju i jęknęłam, przetwarzając sobie co powiedział.
- Tak - Powiedziałam otwierając księgę i czytając wszystkie zaklęcia. - I czemu tak wcześnie dzwonisz, ranny ptaszku?
- Zastanawiałem się, czy Cię zbudzę, ale po głosie słychać, że nie spałaś.. - Poczułam, jak się uśmiecha - To o czternastej przyjadę po Ciebie. - Szybko się rozłączył.


Siedziałam właśnie w kawiarni, ubrana w sukienkę z gorsetem i czerwone szpilki. Elegancki ubiór doprawiłam czerwonym błyszczykiem.
- Rozpraszasz mnie.
Popatrzyłam na Niego zdziwiona i delikatnie poprawiłam się, zerkając po chwili w okno.
- Czemu mnie zaprosiłeś?
- Hmm.. Jak kolega koleżankę, po prostu.. Coś się stało?
- Nie.. - Spijam łyk pysznej kawy. - Tak tylko zapytałam. - Uśmiechnęłam się.
- Rozumiem.. - Uśmiechnął się do mnie, po czym poklepał miejsce obok siebie - Chodź.
Popatrzyłam na Niego zdziwiona, ten za to wskazał z tyłu i pokazał z powrotem na miejsce przy sobie.
Usiadłam obok Camila, a ten ogarnął moje włosy i wyszeptał mi na ucho coś w stylu "Ktoś nas obserwuje"
Rozejrzałam się po kawiarni. W rogu siedział czarnowłosy mężczyzna o czarnych wręcz oczach, który patrzył wprost na mnie.
- To wampir - Wyszeptał mi Camil.
- Wiem. - Mruknęłam i popatrzyłam z powrotem na Camila. - Musimy coś wymyślić, a przestanie - Uśmiechnęłam się do Niego słodko.
Camil uniósł jedną powiekę do góry, po czym w jej stronę się uśmiechnął. Położyłam rękę na blacie i oparłam się o nią.
Wzięłam swój telefon i napisałam na dotykowym wyświetlaczu "No nie wiem, trochę czułości? :)", a gdy mu pokazałam, ten się zaśmiał.
- Camil, czy to coś zmieni?
- Tylko przyjaciele - Powiedział, po chwili mnie całując.

Wszedłem do kawiarni nie daleko mojego domu. Mickael miał do mnie ważną sprawę, związaną z moim odejściem. Popatrzyłem na Niego, a on wskazał na stół naprzeciw mnie.
Osłupiałem.
Tenshi całowała się właśnie z jakimś facetem. Momentalnie zrobiłem się zły i zaczęły mi lecieć łzy.
Ta chyba wyczuła sytuację i odwróciła się, jakby rozumując, co się dzieje.
Szybko wyszedłem z tego miejsca. Wiedziałem wtem, że to intryga Mickaela.
Jedną z najcięższych jego mocy jest manipulacja, potrafi ostro pomieszać, zwłaszcza człowiekowi.
Ale czy tak było z Nią?
Oparłem się o swoje auto i zacząłem płakać jak dziecko. Lecz coś bardzo chciało przerwać mój płacz, charakterystyczny stukot szpilek.
Ujrzałem ją, podeszła do mnie, również zapłakana.
Wzięła moją rękę i wplotła swoje palce w moje.
- Witaj z powrotem, kochanie. - Uśmiechnęła się do mnie.


-------------------------------------------------

Zakończenie smutne, tak jak ja dzisiaj.
Wiem, że zaraz się zacznie, że za szybko TenshixMartin ale.. nie marudźcie :)
Lubię czasem posłodzić w opowiadaniu :D

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 7.

Chyba zwariowałam.
Zaprosiłam do domu faceta, który.. Mógł być moim opiekunem..
- Odstrój się, Tenshi.. Masz nie wyobrażalną szanse.. - mówię sobie w myślach.
Po chwili słucham się ich i idę do łazienki kąpiąc się. Delikatnie się maluję i poprawiam włosy, co przyprawiłam jeszcze czerwonymi spodniami, podkreślającymi chude nogi i czarną bluzkę, na którą nałożyłam czarny gorset underbust.
Usłyszałam pukanie do drzwi, po czym dzwonek do nich. Szybko zeszłam na dół i otworzyłam mu.
Ubrany był dziś w czarną kurtkę, jeansowe spodnie i trampki. Wpuściłam go do środka.
- Przyniosłem jakieś winko.. Podobno dobre..
- Dobrze.. - Uśmiechnęłam się, po czym zamknęłam drzwi na klucz.
Prowadzę go do kuchni i od razu wyciągam z szafki dwie literatki.
- Chcesz może przed tym coś do picia? - uśmiecham się.
- Herbatę, jak można..
Z gazu biorę czajnik i wlewam tam wodę. Gdy jednak próbuję odpalić palnik coś dzieje się nie tak. Gaz wcale nie chce się odpalić.
- Cholera.. Co jest..? - pytam sama siebie.
Po chwili czuję dziwny gorąc w rękach. Przyglądając się nim doznaje szoku. Obydwie moje ręce płoną.
- Tenshi.. Spokojnie.. Nie myśl o tym.. - Wyrywa mnie z tego Camill, przytulając mnie, a z tym gestem dziwne ciepło znika... I płomienie też.
- Co się stało.. Widziałeś to?
- Tak.. To początkowy etap czarodziejstwa.. Musiałaś mieć bolesne zetknięcie z wampirem..
- Z kim?!
Patrzę na Niego zdziwiona, po czym coś widzę.

- Martin. Nigdy mnie nie opuścisz.. Prawda..? - Pytam się go ze strachem.
Ten za to stoi ze spuszczoną głową. Patrzę na Niego ze łzami w oczach. Przed chwilą prawie się pożarliśmy.. a Teraz? Odwraca się do mnie i mówi cicho.
- I tak sobie przypomnisz.. Wiem o tym. Lecz.. Muszę Cię opuścić. - kładzie rękę na moim policzku i patrzy głęboko w moje oczy - Przepraszam, Tenshi.

- Nie.. - Ucisza mnie, przykładając mi palec do ust.
- Zapomnisz o tym. - Jego oczy są jakby hipnotyzujące. - Będziesz dalej żyła, chodziła do pracy. - Widzę, jak i jemu pojawiają się łzy. - Bawiła się ze znajomymi.. Ale nie ze mną.. Kocham Cię.

Otwieram oczy. Camill patrzy na mnie pytająco.

- Co widziałaś..?
- Jakiegoś faceta.. Nie znam go..
Zauważam nagle, że Camill z wyrazu twarzy zrobił się podejrzliwy. Jednak po chwili odwraca się i bierze flaszkę wina.
- Rozumiem.. I lepiej załagodźmy to tym.. - Wskazał na trunek - Pomaga.

Siedzieliśmy właśnie w salonie, delektując się drugą butelką wina.
Camill opowiedział mi kim jest od razu prosząc, żebym zachowała dyskrecję, co ja potwierdzam.
- Jestem czarodziejem. Wiem o tym od paru lat po tym, jak straciłem rodziców.
Nie odpowiadam. Ten jedynie przykłada mi rękę do policzka. Na ten gest widzę to, co wcześniej. Tajemniczego faceta i mnie...
- Znowu to widziałaś?
- Tak..
Bez pytania opieram się o jego ramię. Wiedząc, że pewnie zostanę odepchnięta, jednak tak się nie dzieje. Camill kładzie rękę na moich plecach i porusza nią.
- To musiał zrobić wampir. I to ten, którego widzisz w wizji.. I musisz go odnaleźć.. Lecz jeśli to jest rzeczywiście wampir to.. Możesz mieć kłopoty..
- Czemu?
- Wampiry żywią się krwią.. Może Cię.. Brzydko powiedzieć - Zrobił przerwę, po czym westchnął - Dziabnąć.
- To.. Może sobie odpuszczę.. - Opadłam na sofę bezradna.

Kolejny dzień przywitał mnie słońcem, wpadającym przez okna. Wstałam wypoczęta i rześka, i z uśmiechem na ustach zeszłam na dół wyciągnąć wodę. Poszłam od razu do łazienki na parterze i przebrałam się w sportowe ubranie - dresowe spodnie, bluzka na ramiączka, a na nią bluza dresy szarego koloru, bluzka biała, a do tego czarne trampki. Moje włosy w nieładzie związałam w kitkę.
Ranne bieganie - dla mojej rozszarpanej duszy był jak lek na zbawienie. Wybiegłam z domu i postanowiłam przebiec całą ulicę.. I spróbować przy tym nie ucierpieć.
Ale i w moim przypadku nic nie jest pewne. Niechcący, zamyślona trafiam na kogoś, po czym po zderzeniu upadam.
- Jak chodzisz kobieto?!
- Raczej jak biegasz.. - Powiedziałam oschle i wstałam.
Lecz gdy zobaczyłam na kogo trafiłam przeraziłam się. To był chłopak z mojej wizji.
- O cholera... - wyszeptałam.
- Coś się stało? Jest Pani ranna?
- Nie.. Nie ważne... - jąkam się, patrząc na Niego. - Zdaje mi się, jakbym Pana znała.

Martin.

Tenshi trafiła na mnie. Czułem, że coś takiego się wydarzy. żałuję jednak, że kazałem jej o sobie zapomnieć.
Kojarzy mnie? Musiała już mieć wizję. Jest czarownicą, więc jest to kwestia czasu, kiedy sobie przypomni.
- Przepraszam.. - zająknąłem się. - Śpieszę się.
Odszedłem od Niej i szybko wsiadłem do swojego auta. Po włożeniu kluczyka do stacyjki odjechałem z piskiem opon. U lusterkach widziałem, jak ta biegła w stronę domu.
Brakowało mi jej. Kocham ją, a pomimo tego muszę kazać jej odejść.. Czemu?
Tenshi jest czarodziejką, a ja wampirem. Magowie w pewnym sensie dominują nad nami. Jedna nasza nieuwaga co do czaru i możemy przypieczętować tym nawet życie. Nawet słaby czarodziej może to zrobić.
Zacisnąłem rękę na konsoli zmiany biegów. Muszę być dla niej oschły, choć będzie mi ciężko. Cała ta sprawa nie jest mi na rękę, ale nie mogę nic zaradzić.
Dojechałem wtem do baraków i wysiadłem z auta. Roztrzepany poszedłem do jednego z czarnych domów, i skierowałem się do jednego z pokoi po lewo.
- Witam, Martinie... Cóż za nagłe przyjście..
- Chce z tym skończyć. Pracuję dla Ciebie przeszło 100 lat i sądzę, że spłaciłem swoją nieśmiertelność?
Mickael zaśmiał się, po czym na szybko przejechał rękami po swoich czarnych włosach i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami.
- Wiesz, myślałem, że to niezła zabawa.
- Ale nie jest. - Powiedziałem oschle.
- Hmm.. A może to dla Niej? - Gdy to powiedział czułem, jak serce podchodzi mi do gardła - Dla Tenshi? Tej czarownicy? Ciekawe, co powiedzą na to założyciele. - Powiedział na koniec chichocząc. - A może się nią zajmę?
- Nie dotkniesz jej! - Rękę zgiąłem w pięść i walnąłem w jego biurko tak, że to się rozwaliło. - Ani mi się waż, wymazałem jej wspomnienia. Poza tym, mogę zgłosić wymówienie. - Uśmiechnąłem się - I to zrobię.
- Dobra, Martin. Niech Ci będzie. Ale radzę Ci chronić Tenshi, bo z niej łatwo nie zrezygnuję. - Zaśmiał się
- Psychol.
Po czym wyszedłem.
I co ja mam zrobić?


_______________

Sądzę, że to jest jeden z lepszych moich rozdziałów.. zwłaszcza wizja Tenshi.. Przyznam się, że gdy ją pisałam, o dziwo w moich oczach pojawiły się łzy. Dziwne, ale sama nie miałam na to wpływu..
Co sądzicie o rozdziale?  Co zrobi Martin? :) 

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 6.

                Oczekiwałam, jak Martin zacznie swą opowieść. Po chwili zaczął przemawiać, ale też i jąkać się.
                - To było w 1838 roku, wtedy też ćwiczyłem sztuki walki. Odnalazł mnie pewien Mickael, obecnie mój pracodawca. Wtedy.. Przemienił mnie..
                - W co?
                - W wampira.. Tak, jestem bestią.
                - Słucham..? Czy to żart? - Po chwili zaczęłam chichotać.
                Gdy spojrzałam na Martina, ten wyglądał na poważnego.
                - To prawda.
                Odsunęłam się od Niego, bałam się. Bałam się cholernie. Ten za to przybliżył się do mnie.
                - Nic Ci nie zrobię. Jestem tym samym Martinem, którym byłem.
                - Nie mogę Ci ponownie zaufać. To wymaga czasu.
                - Nie nalegam.
                Wszystko z mojej głowy wyleciało. Odzyskując szum po alkoholu delikatnie opieram się o ramię Martina. i obejmuję dłońmi jego rękę.
                - Nie tego się spodziewałam. Dzisiejsi faceci..
                - Tak, jestem idiotą i egoistą. - Poczułam, jak wyciąga rękę z uścisku i wkłada prawą rękę pod moje nogi, a lewą podkłada pod plecy, po czym unosi mnie.
                - Co Ty mi..
                - Zabieram Cię do łóżka. Koniec imprezy.
                - Sprzeciw.. mam jeszcze coś w barku..
                - Nie dyskutuj ze mną. - Poczułam, jak wnosi mnie na górę, po czym kładzie na łóżku.
                Popatrzyłam na Niego, a on na mnie.
                - Połóż się obok.. Chce choć raz zasnąć u Twojego boku. - Wymawiam rozglądając się. po chwili czuję, jak się kładzie.
                W moment przytulam się do Niego. Do jego miękkiej, wysportowanej klatki piersiowej. Po chwili nastała ciemność i usnęłam.


                 Z rana zbudziło mnie słońce. zdziwiona tym zjawiskiem wstałam. Mój zegarek wskazywał 5:48, po czym się uśmiechnęłam. Zeszłam na dół i doznałam momentalnego szoku.
                 Martin w mojej kuchni?
                 A no tak. Przecież wczoraj mi się tłumaczył.
                 - Nie patrz tak na mnie. Masz dziś do pracy?
                 - Mam.
                 Podchodzę do Niego bliżej.
                 - Skoro jesteś wampirem.. To musisz mieć jakieś moce.. Prawda ?
                 - Jasne.. Latam w przestworzach i zabijam każdą napotkaną. - Powiedział ironicznie.
                 - A tak serio?
                 - Mogę.. Się przenosić.. O tak. - Po chwili widzę, że go nie ma. Odwracam się i od razu widzę, że jest za mną, na co się wystraszyłam. Martin łapie mnie w ramionach i przyciąga do siebie - Nie bój się, ja nic Ci nie zrobię. - Mówi spokojnie.
                 - Ja.. Lepiej pójdę się przebrać. - Odchodzę z jego objęć - Za dużo wrażeń.
               
               
                 Bycie policjantką nie jest łatwe. Co prawda miałam się o tym dopiero przekonać, ale i tak już to wiedziałam. Dziś wykonywałam dosyć papierkową robotę - Odnośnie poszukiwanych, więźniów i cel. w ich stercie zauważyłam akta sprawy. I to nie byle jakie. Zatytułowane były "Poszukiwany Martin Laurence". Poczułam wtem, jak rośnie mi ciśnienie.
                 Otworzyłam je i wyciągnęłam pierwszą kartkę z jego danymi, po czym zaczęłam czytać.


Martin Daniel Laurence.
Ur. 30 marca 1992
Stan cywilny - Wolny
Praca - Bezrobotny.
Wykształcenie zawodowe - Mechanik samochodowy - Cztery lata technikum
Miejsce zamieszkania - Kitto 53, Helsinki, Finlandia.
Opis: Podejrzany ma na swoim koncie ponad 30 zabójstw. Najczęściej są one w regionie Helsinek, portów Kotka. Nie można go złapać, co świadczą jego liczne ucieczki lub długie pościgi, z późniejszym zgubieniem poszukiwanego. 
Camillus Goldenmage


                 Upuściłam kartkę. Czy jest coś, o czym Martin mi nie powiedział ?
                 Szybko wyciągnęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer do Martina. Ten od razu odebrał.
                 - Halo?
                 - Od kiedy jesteś zabójcą ? - Wymawiam cicho.
                 - Ech.. Przyjedź do mnie o dwudziestej i Ci to wyjaśnię. 

                 - Teraz ...
                 Nie dokończyłam. Martin szybko rozłączył się, nie dając mi dokończyć. Teraz zostało mi tylko czekać i pracować.

                 Do domu wjechałam tylko po to, by się przebrać. Ubrałam się w czerwoną bluzkę na ramiączkach z czarną kokardą na dekoldzie, czarne spodnie i dokładam do tego czarne kozaki na obcasie. Przyjrzałam się w lustrze. Uznałam wtem, że wyglądam dobrze, co dodało mi pewności siebie. Po całkowitym zebraniu się biorę płaszcz i wychodzę do garażu, z którego biorę ukochany motocykl. Wsiadłam na niego, włożyłam klucz do stacyjki, po czym odjechałam.
                Jazda zajęła mi do pięciu minut. Wjechałam na działkę Martina od razu, po czym zaparkowałam i sprawnie wyłączyłam silnik motocykla. Szybkim ruchem poszłam do jego domu. Zobaczyłam jak siedzi na kanapie, a gdy mnie widzi, uśmiecha się.
                Siadam naprzeciwko Niego i przez chwile patrzę mu w oczy. Gdy przez dłuższy czas nic nie mówi, przemawiam.
                - A więc?
                - A więc? co chciałaś?
                Popatrzyłam na niego równie zdziwiona, co on na mnie. Słucham?
                - Nie udawaj, że nie wiesz.
                Wstaję i podchodzę do drzwi. Martin energicznie staje za mną, a gdy stoi za mną, odwracam się do Niego.
                Spojrzawszy mu w oczy, zacisnęłam mocno zęby.
               - Ile to wszystko miało trwać? - wycedziłam powoli, zwijając w dłonie pięści.
               Spojrzał na mnie jak na wariatkę, co tylko spotęgowało moją złość. Zmrużyłam oczy, czując, jak moje ciało niebezpiecznie drży.
              - Nie udawaj, że nic nie wiesz! - ryknęłam, zamachując się.
              Martin był jednak przygotowany. Mój nadgarstek znajdował się w jego silnym uścisku dłoni. Był opanowany, choć czułam, jak i on drży ze złości.
             - To nie należy ode mnie. Michael zażądał ode mnie zapłaty.
             - Jakiej? - mruczę, patrząc na niego ze zdenerwowaniem.
             - Muszę zabijać.
             - Ty... Bydlaku jeden.. - Zaczęłam się z nim szarpać, i gdy udaje mi się go odepchnąć, a ten wraca, machnęłam ręką. A on..
             Odleciał. Tak nagle.
             - Co ja zrobiłam?!
             - O cholera. Jak mogłem to pominąć?! - Szybko podniósł się i jeszcze szybciej podszedł do mnie.
             - Zostaw mnie..
             - Teraz nie mogę.
             - Zostaw! - Odepchnęłam go od siebie i znów machnęłam ręką, tym razem wskazując do Niego. Tym razem poleciała na Martina jakaś czerwona kula, jakby ognia.

             Budzę się w swoim łóżku. Kompletnie nie pamiętam, co wczoraj robiłam. Dziwnie się czuję, szczególnie z czerwoną lampką, która zapewne w tejże chwili pojawia się nad moją głową, ostrzegając przed niebezpieczeństwem.
            Ostatnie do czego wracam to mój przyjazd do domu. Przebrana w ubranie codzienne, czekałam na kogoś.
            Dalej nic. Dziwne uczucie.
            Jakby coś sobie przypominając, rzucam się w stronę biurka. Szybko odszukuję telefon, szybko wpisując hasło i wchodząc w kontakty.
           Szybko jednak odzyskuję gardę.
           - Tenshi, serio coś z Tobą nie tak. - mruczę pod nosem.
           Wstałam i przy lustrze ogarnęłam swoje włosy. Związałam je w kitkę i spojrzałam na siebie, nie będąc pewna rezultatów. Samotność, moim minusem.
           Westchnęłam cicho i odepchnęłam tą myśl ze swojej głowy. O dziwo po chwili usłyszałam telefon, który szybko wzięłam i odebrałam, nie patrząc na numer.
           - Halo?
           - Tenshi ? Cześć, tu Camill. Słuchaj.. Masz dzisiaj czas?
           - Jasne.. Wpadnij, Kitto 35. - Rozłączam się.
           Uśmiecham się radośnie do siebie.

---------------------------------------------
Rozdział.. długi..
Lecz zdaje mi się, że strasznie źle napisany.. zobaczymy.. Prosiłabym o komentarze i dzięki, za prawie 500 odsłon bloga! Oby tak dalej :)
(a ja biorę się za dalsze pisanie) 

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 5.

                Praca, praca i jeszcze raz praca.
                Ten, kto codziennie pracuje od siódmej do dziewiętnastej wie, co odczuwam. W domu mam czas jedynie na kąpiel, i od razu padam z nóg na łóżko.
                Ze względu na piękną pogodę w Finlandii mój humor uległ polepszeniu. Piękna, słoneczna pogoda dała się we znaki.Po porannej kąpieli ubrałam mundur policyjny i śmielej ruszyłam w stronę schodów, po czym szybko przeszłam do garażu i wzięłam auto.
                Szybko wyjechałam z domu, zamykając pilotem garaż i furtkę, razem z drzwiami wejściowymi. Dodając gazu pojechałam w stronę komendy policji. Czas mnie gonił. Była już 6:59, a musiałam być w pracy punktualnie. Taki wymóg, a ja nie mogę się sprzeciwiać, tylko przyjąć to do siebie.
                7:03 byłam na miejscu. Z powodu korków musiałam się trochę spóźnić. Wchodząc do biura mojego opiekuna natykam się, że nie jest on sam. Jest z nim jakaś blondyna. Jej rys twarzy nie widzę, ponieważ jest tyłem do mnie
                - Ops. Przepraszam.
                - Shh... Cholera! Ten..! - Nie daje mu dokończyć. Szybko wychodzę i wbiegam na górę, patrząc grafik grup.

                                                   Grupa pierwsza - treningi na strzelnicy.

                O rajciu.. Szybko zbiegłam dwa piętra w dół i udałam się do strzelnicy, gdzie już rozgrywał się huk strzał. Weszłam szybko i zamarłam w progu.
                To nie był mój oddział. Facet siedzący na krześle popatrzył na mnie zdziwiony, po czym zmierzył mnie wzrokiem. Ciemny blondyn o niebieskich oczach i muskulaturze.. Smaczny kąsek dla nie jednej dziewczyny. Nawet nie zauważam, że po chwili stoi przede mną i delikatnie wypycha mnie za drzwi, po czym zamyka je i patrzy na mnie.
                - Słucham?
                - Yyy... Zgubiłam się.. - mówię, jąkając się. Patrzę na Niego, po czym zmierzam wzrokiem ku sufitowi.. Cholera. Jest przystojny.
                - Z jakiej jesteś grupy? To znaczy.. Kto jest Twoim przełożonym?
                - Eric... Coś tam.. - Robię minę, jakbym zaraz miała zemdleć.
                Odruchowo wzrok sam mi na Niego leci. Wpadłam przysłowiowo jak śliwka w kompot. Mój rozmówca zaczyna się śmiać. To chyba dobrze.
                - Eric Hayes. Z tego, co wiem, macie w sali z bronią...
                - Camill. Znaleźli Martina Laurence'a.
                Zamieram w sekundzie. Zamieram aż tak, że robi mi się słabo. Chłopak łapie mnie w ramionach.
                - Odnajdziesz się.. Ja idę.. Sprawa najwyższej wagi. Chłopak jest poszukiwany od roku.
                - Chcę iść z Tobą - Wymawiam odruchowo, dopiero po chwili orientując się, że to powiedziałam.
                - Nie jesteś z mojej grupy. Nie mogę Cię zabrać.
                  Spuściłam głowę i otrzęsłam się. Co mi jest?
                - Weź ją. Steven jest na chorobowym. Przyda jej się trochę nauki.
                - Chodź.
                Poszłam szybko za facetem. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam do drugiego mężczyzny, dzięki któremu pewnie poszłam na to zadanie.
                - W ogóle jak Cię zwą? - Czuję wzrok chłopaka na sobie. nie mylę się, gdy widzę, jak na mnie patrzy.
                - Tenshi Mitsui. A Ciebie?
                - Camillus Goldenmage. Strasznie nietypowe.. Jesteś z Japonii ? - Nim się oriętuję, siedzimy w aucie.
                - Urodziłam się tam. - Uśmiechnęłam się, po czym odjechaliśmy w pośpiechu.


                Siedzieliśmy w policyjnym samochodzie. Czekaliśmy na jakikolwiek ruch ze strony Martina. Po chwili wyszedł z jakąś blondynką.
                - Patrol 0359 zgłoś się! Mamy podejrzanego.
                - Przyjąłem. - Odezwał się jakiś nieznajomy głos z Pagera Camilla.
                Martin i tajemnicza blondynka przystali. I nagle moim oczom ukazała się przykra rzecz.

                                                                        Camillus

                Przyglądałem się z zaciekawieniem, jak poszukiwany całował się z kobietą, która wyglądała jak z domu do towarzystwa. Nie cierpiałem takiego typu kobiet. Popatrzyłem na moją partnerkę i momentalnie doznałem szoku. Płakała.
                - Ej. Co jest?
                Przez długi czas nic nie mówiła. Dopiero po czasie cicho przemówiła, szlochając.
                - Przypomniało mi się coś. Zły zawód miłosny.
                - Rozum... - Przerwałem na moment. Z orientowałem się, że poszukiwany i blondynka znikneli. - Cholera.
                - Przepraszam.. To moja wina. Gdybym nie zajęła Cię teraz to.. Byście go mieli.
                - To było zaplanowane. - Powiedziałem, przyglądając się dziewczynie.
                 Była niebieskooką, czerwonowłosą dziewczyną. Nie wyglądała na kruchą, lecz to, że niedawno się popłakała, wskazywało na to. Była piękną, młodą kobietą. Aż chyba pokuszę się sprawdzenia jej akt policyjnych.
                - Patrol 0356. Czy widzieliście, jak podejrzany ucieka?
                - Tak. Usiekł na wschód. - Odezwał się Conrad, po czym się rozłączył.
                - No to jedziemy. - Uśmiechnąłem się.


                Przyjrzałam się sobie w lustrze. Moim oczom znów ukazał się ten widok. Jego i jej.
                I znów w moich oczach pojawiły się łzy. Cholerny dupek i egoista.
               Weszłam na górę i weszłam do salonu. Wyciągnęłam z barku dziesięcioletnią whisky i od razu zaopatrzyłam się w szklankę, w którą nalałam bursztynowy trunek. Szybko wypiłam jedną szklankę czując powoli, jak kręci mi się w głowie.
               Kończąc butelkę whisky usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo przywiało o tej godzinie? Poszłam na dół chwiejąc się, a gdy zobaczyłam w nich Martina poczułam, jak ciśnienie mi rośnie.
               - Słucham?
               - Mogę?
               - Jak musisz.. - Odsunęłam się, po czym upadłam. - Cholera.
               - Piłaś? - Nachylił się nade mną i złapał mnie w ramionach - Co z Tobą? Ty nie pijesz..
               - Pije. Okazyjnie. - Łapie się jego bioder i wstaję. - Zdradził mnie facet. Oups. To Ty.
               - To nie tak.
               - Nie mów mi jak - Zaczęłam ściągać jego ręce z moich ramion. - Z nami koniec.
                Odeszłam wolnym krokiem do mini-salonu. Martin dogonił mnie i szybko przyłożył do ściany. Czułam wtem jego oddech na skórze.
                - Zrozum. Jestem w sytuacji, z której nie wyjdę. W głębi duszy chce Ci opowiedzieć. Chce Ci pokazać jak bardzo Cię kocham.
                - To mi to pokaż. Nie czuję tego uczucia.
                - Tak? Dobrze - Powiedział złowieszczym głosem - To teraz poczujesz.
                Nagle,szybko poczułam jego usta na mojej szyi i rękę, która powędrowała na drugą stronę, ściągając powoli ramiączko od koszulki. Z tą czułością odzyskałam rozsądek, i momentalnie wytrzeźwiałam.
                - Zdradziłeś mnie.
                - Kiedy niby? - Powiedział, patrząc swoim zgłodniałym wzrokiem na mnie.
                - Dzisiaj, Godzina 7:25. W centrum byłeś z jakąś... Pustą lafiryndą.
                - To była Melanie. Koleżanka mojej siostry. Claudie wymyśliła sobie, że mnie z nią zeswata.
                - Puść mnie. Nie chce tego słuchać. Dla mnie to wszystko jest skończone.
                - Przyszedłem Ci to wyjaśnić. - Powiedział, puszczając mnie. Powoli poszedł na kobaltową kanapę, i wskazał miejsce obok. Usiadłam obok Niego, a ten objął mnie w pasie.
                - No to opowiadaj. Ja postaram się zapamiętać.


--------------------------------------------------------------------

No to kończymy w najbardziej chusteczkowym momencie! :) Następny rozdział pojawi się dość szybko.

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 4.

Wstaję o 6. Czuje nagły podmuch wiatru. Kątem oka zauważam, że drzwi balkonowe mam otwarte.
Otwierałam je?
Nie umiem sobie tego przypomnieć. Ogólnie mało co z wczoraj pamiętam, wszystko przeleciało mi jakby przez mgłę. A jedyne, co wiem, to jak Martin mówi coś w stylu  "Teraz grzecznie pójdziesz do łóżeczka i poczekasz tam na mnie."
Wstałam z łóżka i zamknęłam okno. Dygocząc z zimna zeszłam na dół do kuchni, po czym odgrzałam sobie dietetyczne spaghetti.
Włączyłam telewizor w pokoju obok. Akurat leciały wiadomości.


"                                            Pilna wiadomość!

                                   W Espoo, drugim pod względem większości mieście,
                                   zostało zabitych dziesięć osób. Policja dalej nie wie,
                                   czy to ten sam człowiek, który stoi za morderstwem w
                                   mieście Kotka. Prosimy zachować ostrożność. Mamy
                                   także prawdopodobny rysopis sprawcy, który właśnie
                                   ukazuje się na ekranie.                                                                     "




Zamarłam.

To był... Martin.


Pojechałam w miejsce, gdzie podobno mój chłopak pracuje. Zero wiadomości o nim.
Miejsce było duże. Składało się z dziesięciu pięter, i na żadnym nie było znaku, że ktokolwiek go zna.
W dodatku czułam się tam obserwowana.
Na jednym z czterech czerwonych foteli siedział mężczyzna w czarnym, kowbojskim kapeluszu, czytając gazetę "Suomi". Gdy na nią spojrzał pokiwał palcem, podbródkiem wskazując wolne miejsce przed sobą.
Zdziwiłam się. Jednak podeszłam do owego mężczyzny i usiadłam przed nim.
- Szuka Pani Martina.. Prawda ?
Zamarłam i popatrzyłam w pobliskie okno.
- Czyli tak. Obecnie jest na polowaniu. Mogę wiedzieć, kim jesteś dla Niego?
- Dziewczyną.
- O cholera. - Nagle jego gazeta spadła i ukazała się jego twarz. Był cały biały, a jego oczy czerwone. - Przepowiednia.
- Słucham? - Próbowałam zachować powagę, na której miejsce wchodził strach. - Mogę chociaż wiedzieć kim jesteś?
- Kolegą Martina. Razem w 1945 ratowaliśmy miejscowe tyłki - powiedział z ironią.
Zakryłam twarz rękoma. Cholera.
Co on gadał? Przecież Martin nie jest aż tak stary. Nie ma 68 lat.
- Ale co Ty tam wiesz.. W ogóle.. Co wiesz o swoim chłopaku?
- Że muszę go znaleźć i wyrwać mu włosy z głowy - powiedziałam znudzona.
- Twarda jesteś. Nie oprzesz się takiemu wa..ndalowi Martinowi.
- Wandalowi? - Powiedziałam, unosząc brwi.
- Och, tak. Pamiętam mianowicie, jak w 1895 roku rozbił paręnaście sklepów. Mocny jest.
- Jak to? - Powiedziałam ponownie ze zdziwioną twarzą.
- Martin Cię nie wtajemniczył?
- I nie wtajemniczy. - Usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się i wiedziałam już, że był to Martin - Tym razem jakby zdenerwowany.
- Och, przyjacielu, jak miło, że Cię widzę. Usiądź obok nas.
- Niestety nie mam czasu, Joseph. Ja i moja dziewczyna musimy o czymś ważnym porozmawiać. - Na jego ostatnie słowa poczułam, jakby nie miał na nic ochoty, prócz wyjścia stąd.
Wstałam i spojrzałam na Martina. Popatrzył na mnie z niechęcią.
No co jest, skarbie?
- Właśnie opowiadałem tej uroczej damie o 1895. Była na prawdę zainteresowana. - Joseph uśmiechnął się ironicznie.
- Ale dalej nie musisz. - Martin złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Otworzył mi drzwi od auta, a sam usiadł po drugiej stronie. Wsiadłam do środka.
- Kto Ci kazał tutaj przyjść?!
- A miał ktoś kazać? Jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju. - Przewróciłam oczami.
- Tenshi. Straciłem pracę, a Joseph mi w tym pomógł. Dogryza mi.
- I słusznie. Jakbyś mógł zawieź mnie do domu. Muszę się szykować.
- Do czego? - Powiedział patrząc na mnie przenikliwie.
- Do uroczystości. Zostałam przyjęta do pracy.
Popatrzyłam na Niego.
- W policji? - Zdziwił się.
- Tak..
Ujął moją twarz i pocałował mnie
- Cieszę się, skarbie. Bardzo. - Pokiwał nosem po moim. - Jak przyjedziesz po tym, to to uczcimy.
- Trzymam Cię za słowo.
Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy tego dnia.

Byłam właśnie na parkingu policji. Parkowałam tam mojego ścigacza, którym przyjechałam. Weszłam szybko wejściem dla pracowników.
W środku wystrój mnie nie urzekł - był prosty jak na komendę policji.
Ściany tego pomieszczenia były delikatnie żółte. Po każdej stronie stały metalowe półki z aktami, a przed nimi czarne biurka z krzesłami.
- Pani jest nowa? - Usłyszałam nieznajomy głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam bruneta o brązowych oczach. Po przemierzeniu go wzrokiem okazało się,że miał na sobie szarą koszulkę, jeansowe spodnie i czarne conversy.
- Tak jakby...
- Nowy oddział ? - wyprzedził mnie z wymówieniem ostatnich słów. - Jeśli tak, to jestem Twoim opiekunem.
- Nie miałam tego opisanego w potwierdzeniu.
- Może łatwiej - Westchnął, po czym podrapał się po brodzie - Jak Ci na imię?
- Tenshi... Mitsui.
- To jesteś ze mną - uśmiechnął się. - Jestem Eric Hayes. - Podał mi rękę. objęłam ją w serdecznym uścisku. - Zaprowadzę Cię do mojego biura. Tam jest spotkanie.
Poszedł przede mnie i wszedł na górę po brukowych schodach. Poszłam za nim i po paru skrętach byliśmy w jego biurze. W środku było już dwóch funkcjonariuszy, którzy po krótkim wywiadzie okazali się moimi kolegami z oddziału.
Z tego, co zapamiętałam jeden był Joshua, miał czarne włos, jasną cerę i brązowe oczy. Ubrany był w czarną koszulę i jeansowe spodnie. Drugi zaś, Dave był niebieskowłosym, niebieskookim facetem. Ubrany był w szarą bluzę i dresowe spodnie. Z resztą osób, a było ich siedem, wymieniłam tylko przelotne spojrzenia.
Eric wszedł i z uśmiechem usiadł przy biurku. Wyciągnął stertę papierów z szafki, po czym krok po kroku zaczął omawiać to, co jest  tam napisane. Od razu każdy z nas dostał po mundurze w swoim rozmiarze.

Po niespełna godzinie spotkanie zakończyło się. Mundur i jakieś drobne papiery włożyłam do schowka w moim ścigaczu, po czym odjechałam.
Prawie z piskiem opon.
Chwila moment i byłam w domu. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na kobaltowej kanapie, czując cudowny zapach gotującego się jedzenia. Weszłam po schodach i zobaczyłam oblepionego Martina w makaronie. W co to dziecko się bawiło?
- Co Ci się stało.. ? - Wymawiam z przerwą i podchodzę do Niego.
- Będziesz mnie dalej kochać z tym.. Makaronem ? - uśmiechnął się ironicznie i sięgnął po ścierkę. Szybkim ruchem odebrałam mu ją i palnęłam nią go w głowę. - A To za co ?
- Za całokształt. - Powiedziałam ironicznie. Stanęłam na palcach i zaczęłam go całować.
Wtem zobaczyłam coś dziwnego, jakby wizję.
Ja, całująca się z Martinem przy mojej kanapie, i nagle odkrywam to - Pasek z bronią.
Nagle obraz się urywa. Mój chłopak przerwał pocałunek czując moją nieobecność.
- Co się stało?
Nie odpowiedziałam. Musiałam sprawdzić, czy aby na pewno obraz jest zgodny z rzeczywistością.
Włożyłam rękę pod jego koszulę i poczułam coś - ten materiał był szorstki. Podwinęłam ją i doznałam szoku.
- O cholera.. Kim Ty.. ?
- Ćśś... Spokojnie..
- Zapytałam o coś.. - Powiedziałam wytrącona już z równowagi.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Przykro mi.
Zachichotałam. Popatrzyłam na Niego z żalem.
- Wiesz co? Zgłoś się do mnie dopiero wtedy, gdy będziesz mógł. Jak na razie nie widzę sensu, by to ciągnąć. Takie jest moje zdanie.
Spuściłam wzrok i odeszłam. Poszłam na górę i położyłam się.



---------------------------------------------
Coś dla osób, które skarżą się na krótkie opowiadania!

sobota, 26 października 2013

Rozdział 3

Właśnie jechałam do domu - Martin poświęcił się i wziął dzień urlopu - jakby zwyczajnie dla mnie. Bycie prokuratorem nie jest łatwe tak samo, jak wzięcie sobie wolnego. Zwłaszcza w jego biurze.
- Będę u Ciebie parę nocy. Akurat teraz mam spokój więc damy radę. Muszę Cię obserwować.
- Dam radę.
- Wcześniej też dałaś radę? Mdlejąc mi w ramionach?
Miał racje.
Po chwili milknę i czekam aż dojedziemy. Jego czarna BMW z serii M3 jechała szybko, ale najwidoczniej Martin wolał uważać na drodze.
W tym momencie pierwsze miejsce zajęły moje myśli.
Czy coś schrzaniłam?
Może nie odpowiadam Martinowi?
On widzi pracę. Oczywiście nie wiadomo czemu.
Martin od bardzo, ale to bardzo dawna w tych sprawach był skryty - nie pokazał mi swojej pracy, znam tylko adres. Na razie mi to wystarczyło..
Ale do kiedy?
Nagle moje myśli przerywa Martin, który prosi mnie o pilot do bramy. Wyciągnęłam rzecz z torebki i otworzyłam bramę czerwonym przyciskiem. Gdy Martin zaparkował na mojej posesji wyszłam odrazu z auta. szybko poszłam pod drzwi, szukając kluczy.
Gdy wreszcie uporałam się z odszukaniem zguby usłyszałam krzyk Martina. Odwróciłam się.
- Pojadę do sklepu i coś kupię.
- Mam pełną lodówkę. - Odpowiadam poirytowana
- Tenshi. Do cholery. Nie zachowuj się jak dziecko.
- Tak, tak. A Ty przestań być pracoholikiem i zajmij się swoim siedmioletnim związkiem ze mną.
Weszłam do domu. Położyłam torbę i zauważyłam, że Martin wchodzi za mną.
- Idź się położyć, a ja zrobię coś do jedzenia. - poszedł do kuchni i otworzył lodówkę, jakby stęskniony.
- Nie.. po chwili pomrukuję cicho, Obejmując go od tyłu.
- Idź się połóż - poczułam, jak się spina.
Nie posłuchałam się go.
Wtuliłam się jeszcze mocniej. Poczułam wtem jak cały drży.
- Idź się połóż..
- Nie chce. - stanęłam przed nim - mam ochotę na całkowicie co innego.
- Tenshi.. - powiedział jakby jąkając się.
- Nie chce jeść - podwinęłam jego koszulkę - ani pić - popatrzyłam na Niego.
- Nie możemy.
I w tym momencie nastały ciemne chmury.
- Ouch.. Czemu ?
- Przepraszam. Nie mogę Ci tego wytłumaczyć..
- Ok. Nie przepraszaj. - puściłam go i uciekłam na górę, zamykając drzwi na klucz.
- Tenshi!
Popatrzyłam na łóżko. Leżał na nim list.
Ten list.
Otworzyłam go i przeczytałam :

"                                                                                                              Droga Tenshi Mitsui.
                                                                  
                                       Została Pani przyjęta do oddziału Policyjnego.
                                       Proszę się wstawić 15 lipca na uroczystości
                                       przywitania nowych pracowników.

                                                                                                               Sierżant N. Madman           "

Zamarłam.

Udało mi się! Udało mi się przejść te góry i jeziora, by dostać się do pracy, w której chce być.
Otworzyłam drzwi uradowana. To, co stało się przed chwilą przestało mnie męczyć.
Zeszłam na dół z papierkiem w ręku. Widok Martina nie wpłynął na mnie.
- Tenshi..
Nie zareagowałam.
Podeszłam jedynie do lodówki, by wziąć jogurt z owoców leśnych.
Moja kuchnia była dość duża. Miała jedną, wielką lodówkę, kuchenkę, dwa piece. Całość była w metalicznym kolorze. Nie brakowało też dużej ilości szafek w odcieniu perłowym i kremowych ścian.
Przeszłam na koniec kuchni i zeszłam do mniejszego salonu - Nazywam to salonem z powodu dwóch kobaltowych kanap i dużego telewizora. Oczywiście, na górze znajdował się większy salon z drzwiami na mój pokój.
Miał to być pokój kinowy. Jednak z perspektywy czasu jest to mini-salon.
- Tenshi.
- Idź do pracy. Na pewno masz dużo roboty.
Wzięłam pilot i włączyłam pięćdziesięcio calowy telewizor.
- Dobra.. Sama tego chciałaś. - Szybko podszedł do mnie i zaczął mnie całować.
Podwijając jego bluzkę poczułam dziwny pasek. Spuściłam głowę i doznałam szoku.
Były tam dołączone dwa pistolety i dużo, ale to dużo amunicji.
- Co to do cholery jest?! Masz na to licencję ?! - warknęłam patrząc w jego oczy.
- Nie.
- Masz szczęście, że jeszcze nie mam uprawnień.

Martin.

Zdziwiłem się zachowaniem Tenshi. Uśmiechała się teraz do mnie słodko.
Co było grane? 
Nagle wabi mnie do łóżka, a potem straszy. Gardło strasznie mnie drapało, po ostatniej misji mało co się najadłem.
- Tenshi - popatrzyłem w jej oczy i uśmiechnąłem się - Zapomnisz o tym co widziałaś. A teraz grzecznie pójdziesz do łóżeczka i poczekasz tam na mnie.
Nie reagowała.
Co jest do cholery?
- Dobrze... Panie... - Uśmiechnęła się i położyła papiery. Wyszła na przedpokój, po czym weszła po schodach.
Patrząc, czy nie podgląda wziąłem świstek papieru i przeczytałem go.
- O kurcze.. No to nie dobrze..
Złapałem się za głowę i położyłem kartkę z powrotem.


piątek, 11 października 2013

Rozdział 2



Dzień Dobry! Tu Alice Brooke. Zaczynamy poranne, piątkowe wiadomości w SuomiTV! 
Seria morderstw nasila się. Tym razem zabójstwo nastąpiło w mieście Kotka w porcie rybackim, a ciała są podobno wyssane z krwi. Prosimy zachować ostrożność..

            Wyłączam telewizor i wstaję z czerwonej kanapy. Ile się dzieje zła na tym świecie?

            Zabójstwa mnożą się i mnożą bez końca, a fińska policja nic nie umie z tym zrobić. Z resztą, co zrobiliby z założonymi rękoma?
            Właśnie.
            Przecież miałam dostać pismo odnośnie tego, czy się dostałam do "pierwszej klasy" policyjnej, czy też nie. Cholera. Który dzisiaj jest? Dwudziesty drugi czerwca.. List powinien już dawno być.
            Wychodzę na taras mojego domu, gdzie znajduje się skrzynka na listy. Jest pusta. Po chwili doznaję szoku widząc wchodzącego na teren domu policjanta.
- Słucham ? w czym mogę służyć? - mówię dość spokojnie, schodząc z marmurowych czarnych schodów.
- Pewnie słyszałaś o zabójstwach.. To list o zabezpieczeniach i .. o Twojej posadzie w pracy, Tenshi. Proszę.
Policjant podał mi dwa listy. Ciekawszy jednak był dla mnie ten drugi. O wiele.
Wróciłam do domu i weszłam do salonu. Od razu wydałam dość głośny krzyk.
- To tylko ja. - Martin podchodzi do mnie i całuje w usta.
            Od razu się uspokajam. Przechodzi mi cała złość i lęk związana z "niby-włamaniem". Patrzę na niego i widzę, że jest spokojny.
- Następnym razem ostrzegaj jak wchodzisz. W ogóle to.. - zrobiłam małą przerwę, po czym dokończyłam - Jak tu wszedłeś?
- Balkonem.. - wskazał na otwarte drzwi -  Zamykaj następnym razem jak nie chcesz niechcianych gości.
            Chwila moment.. Jak to balkonem?
            Dotychczas byłam pewna, że okna balkonowe mam zamknięte. Ughr... Może zapomniałam..
            Szybko odciągam od siebie myśli i skupiam się na moim chłopaku.
- Więc.. Co tam?
- Dobrze..
            Nagle jego głos w mojej głowie się urywa. Choć widzę, że przemawia do mnie - nie słyszę tego.
            Coś dziwnego sprawiło, że zablokowały się we mnie funkcje życiowe. Nagle odczuwam też, że robi mi się słabo i duszno pomimo otwartego okna.
            Martin szturcha mnie - nie czuję tego.
            Nagle wszystko się zatrzymuje.

            Odzyskuję świadomość, gdy budzę się jakimś pomieszczeniu, a dopiero po chwili okazuję się, że to szpital - kremowy kolor ścian, jedno łóżko szpitalne i szafka po stronie okna. Po prawej znajdują się drzwi i umywalka.
            Martin siedzi obok mnie i trzyma mnie za moją prawą dłoń.
- Co się stało?
- Zemdlałaś. W sumie.. Lekarze myśleli już, że umarłaś.
- Jak to.. ? To który dzisiaj jest?
- Dziewiąty lipca. Byłaś w śpiączce jedenaście dni.
           O cholera.
           Jak to możliwe? Jakim cudem?
- Jesz coś w ogóle?
- Jasne - mówię, po chwili słysząc w głosie ironię.
- Tenshi. Jesteś poważna? Mogło się skończyć gorzej! - powiedział, ściskając moją rękę.
- Co zrobię, skoro nie czuję głodu?
          Na moje słowa Martin poważnieje.
          Przybliża swoje usta do moich i składa na nich pocałunek. Z tym pocałunkiem czuję również dziwne zimno wywodzące się od niego.
- Muszę wyjść. Praca.. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się.
          Zauważyłam, jak Martin wychodzi delikatnie skrzywiony na buzi. Martwi mnie to, jak i jego zachowanie.

Cześć i czołem wszystkim!
Chciałam spytać, czy mile widziana byłaby perspektywa Martina w opowiadaniu?
Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu, ale chciałabym poznać też Wasze zdanie.
Dziękuję. Prosiłabym o komentarze! :)

sobota, 21 września 2013

Rozdział 1


           Siedzę na parapecie w swoim pokoju i wpatruję się w krajobraz, jaki mam za oknem - pełno drzew, a za nimi plaża, gdzie w okresie wakacyjnym i przy dobrej pogodzie nie idzie wytrzymać z powodu hałasów. Moje życie dotychczas mijało dobrze, o ile mogę zaliczyć przeprowadzkę z moim chłopakiem ze Stanów do Finlandii. Choć kocham ten kraj nie wiem, czemu do licha Martin tak szybko chciał się wyprowadzić.
            Nagle słyszę dzwonek swojego telefonu. Kto to może być? Szybko schodzę z miejsca, na którym siedziałam i odbieram komórkę.
- Halo ?
- Cześć skarbie. - słysząc głos Martina czuję, jak nogi się pode mną ugięły.
- H..Hej. - wymawiam, jąkając się.
- Przyjedziesz do mnie?
- Hmm.. Jasne.
- To jedź. Czekam. - Martin rozłączył się.
            Stałam jak wryta na łóżku gdy nagle zrozumiałam, co muszę zrobić.
            Uczesałam szybko swoje długie, czerwone włosy, umalowałam się i nałożyłam swój kombinezon motocyklowy, po czym z czarnej komody wzięłam kask. Strój był czarny a okrycie głowy czarno-czerwone. Równie szybko wzięłam telefon, kluczyki od mojej Hondy CBR 600R, od domu i zeszłam do garażu.
            Mój dom był duży, można by powiedzieć, że aż za wielki jak dla jednej osoby. Miał ledwie dwa piętra, w których znajdowało się jakieś dziesięć pomieszczeń. Zewnętrzna część domu była otoczona kremowym budulcem w rodzaju kamienia, a ramy okna były czarne, tak jak dach, co według mnie podkreślało cały wizerunek domu.
            Gdy minęłam czerwone schody, wielki, bordowy korytarz znalazłam się w garażu, a tam było coś, co na prawdę mnie interesowało. Stały tam trzy pojazdy - dwa motocykle i jedno auto. wybrałam Hondę CBR 600R, do której zresztą miałam kluczyki. Motocykl był czarny z markowym czerwonym napisem.
            Zamknęłam bramę pilotem i odjechałam.
            Gdzie mieszkał mój chłopak? zaledwie trzy kilometry, choć nie rozumiem jego decyzji - według mnie mógł zamieszkać ze mną, lecz on adekwatnie zasłaniał się tym, że to mieszkanie miał od rodziców, i że ci nie pozwalają mu go sprzedać, lecz by się nie kłócić, przymknęłam na to oko.
            Jego dom znajdował się na obrzeżach lasu, jak i miasta - mieszkaliśmy w Helsinkach, w kierunku na Tampere. Po ledwie pięciu minutach byłam na miejscu, gdy ściągnęłam kask ujrzałam na schodach Martina, ubranego w czarną koszulkę i jeansowe spodnie. Szybko zeszłam z motocykla i podbiegłam do Niego, ściągając kask, po czym zaczęłam go całować.
- Miłe powitanie - zamruczał.
- Wiem. - popatrzyłam w jego niebieskie oczy i uśmiechnęłam się promiennie.
- Wejdź. - otworzył drzwi wejściowe, a gdy weszłam, sam wszedł i zamknął je za sobą.
           Od razu skierowałam się w stronę łazienki Martina by upewnić się, czy aby na pewno dobrze wyglądam. Poprawiłam włosy, makijaż i spojrzałam na siebie.
           Byłam czerwonowłosą kobietą o niebieskich oczach i idealnej figurze. Miałam dwadzieścia lat i pracowałam w policji. Cóż, za dużo powiedziane. "chciałam" pracować, ale dyrektor ma obecnie za dużo pracowników. Mówi się trudno. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam, jak Martin siedzi na skórzanej kanapie w kształcie litery U i na stole leży... Kolacja?
- Pamiętasz? Mija właśnie 7 lat naszego związku.
- Cholera.. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.
- Moja Tenshi. Moja Pani Mitsui. - w mgnieniu oka widzę jak wstaje i obejmuje mnie.
            Wtulam się w jego ciało. Nagle coś mi to przerywa, to mój telefon.
- Halo ?- odbieram go.
- Tenshi wejdź na ... - i tu głos się urywa. Dopiero po dłuższej chwili orientuje się, że Martin ma mój telefon.
- Dziś moja dziewczyna nie da rady, więc daj sobie spokój, chłopczyku. - Rozłączył się i oddał mi komórkę. - No co ? To prawda. Musimy wykorzystać tą rocznicę. - Uśmiechnął się.
- To co robimy w ten siódmy rok, co ? - spytałam, siadając na sofie.
            Nie odpowiedział. Stał cicho dopóki nie zadzwonił jego telefon. No tak. Co to za rocznica bez interwencji osób trzecich?
- Halo? - odbiera - Tak.. Niestety nie mogę.. Mówiłem Ci czemu.. Agrr.. Nie jadę i koniec. - rozłączył się.
            Zerknęłam na Niego. O dziwo był biały. Szubko wstałam i stanęłam przed nim. Położyłam ręce na jego policzkach i popatrzyłam w jego oczy bardzo dokładnie. Widać było, że jest zagubiony.
- Co jest? Powiedz mi..
- Nic.. Nie chce o tym mówić.
            Stanęłam jak wryta. Czemu on mi nic nie mówi? Wykluczam kryzys wieku średniego, ponieważ miał tylko 21 lat.
- Jedz, skarbie. Ja pójdę do łazienki - ściągnął moje ręce i posłał mi czułego całusa, po czym odszedł w stronę łazienki.
            Usiadłam na kanapie tylko po to, by się zaraz na niej położyć. Zasnęłam.

            Budzę się w nie swoim łóżku. Gdy się rozglądam orientuję się, że jestem w sypialni Martina. Sama. Wstaje delikatnie i schodzę na dół.
- Już wstałaś?
- Mhm. -Złapałam się za głowę i poczułam, jakbym miała zaraz spaść. Oparłam się o barierkę schodów
- Tenshi.. ? - Podbiegł do mnie i ujął w pasie - Coś jadłaś?
- Nie. - Opieram głowę o jego ramię, po czym wtulam się w jego ciało
            Po chwili znów odpływam w błogi sen.



Dedykowane:
M. - Za te 3-4 lata.. Piękne zresztą. 
D. - Ty już wiesz za co :* Dzięki za tło.

czwartek, 19 września 2013

Prolog




- Nie mogę dłużej, a jednak to robię. - Mówię sobie w myślach, będąc już w głębi lasu całkiem zdyszana, z powodu ciągłego biegu.
Czemu uciekam? Czemu akurat teraz postanowiłam to zrobić, gdy przeszłam już całe te bagno? Sama nawet nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Ale gdy napotykam znajomy dom na obrzeżach lasu wiem już, po co tu jestem.
Wiem już, co muszę zrobić.
I już wiem, że nie będzie to łatwe.




Dzień dobry wszystkim. Jest to mój 2 blog i myślę, że będzie stosunkowo lepszy od Akademii. Rozdział 1 pojawi się niebawem !