piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 6.

                Oczekiwałam, jak Martin zacznie swą opowieść. Po chwili zaczął przemawiać, ale też i jąkać się.
                - To było w 1838 roku, wtedy też ćwiczyłem sztuki walki. Odnalazł mnie pewien Mickael, obecnie mój pracodawca. Wtedy.. Przemienił mnie..
                - W co?
                - W wampira.. Tak, jestem bestią.
                - Słucham..? Czy to żart? - Po chwili zaczęłam chichotać.
                Gdy spojrzałam na Martina, ten wyglądał na poważnego.
                - To prawda.
                Odsunęłam się od Niego, bałam się. Bałam się cholernie. Ten za to przybliżył się do mnie.
                - Nic Ci nie zrobię. Jestem tym samym Martinem, którym byłem.
                - Nie mogę Ci ponownie zaufać. To wymaga czasu.
                - Nie nalegam.
                Wszystko z mojej głowy wyleciało. Odzyskując szum po alkoholu delikatnie opieram się o ramię Martina. i obejmuję dłońmi jego rękę.
                - Nie tego się spodziewałam. Dzisiejsi faceci..
                - Tak, jestem idiotą i egoistą. - Poczułam, jak wyciąga rękę z uścisku i wkłada prawą rękę pod moje nogi, a lewą podkłada pod plecy, po czym unosi mnie.
                - Co Ty mi..
                - Zabieram Cię do łóżka. Koniec imprezy.
                - Sprzeciw.. mam jeszcze coś w barku..
                - Nie dyskutuj ze mną. - Poczułam, jak wnosi mnie na górę, po czym kładzie na łóżku.
                Popatrzyłam na Niego, a on na mnie.
                - Połóż się obok.. Chce choć raz zasnąć u Twojego boku. - Wymawiam rozglądając się. po chwili czuję, jak się kładzie.
                W moment przytulam się do Niego. Do jego miękkiej, wysportowanej klatki piersiowej. Po chwili nastała ciemność i usnęłam.


                 Z rana zbudziło mnie słońce. zdziwiona tym zjawiskiem wstałam. Mój zegarek wskazywał 5:48, po czym się uśmiechnęłam. Zeszłam na dół i doznałam momentalnego szoku.
                 Martin w mojej kuchni?
                 A no tak. Przecież wczoraj mi się tłumaczył.
                 - Nie patrz tak na mnie. Masz dziś do pracy?
                 - Mam.
                 Podchodzę do Niego bliżej.
                 - Skoro jesteś wampirem.. To musisz mieć jakieś moce.. Prawda ?
                 - Jasne.. Latam w przestworzach i zabijam każdą napotkaną. - Powiedział ironicznie.
                 - A tak serio?
                 - Mogę.. Się przenosić.. O tak. - Po chwili widzę, że go nie ma. Odwracam się i od razu widzę, że jest za mną, na co się wystraszyłam. Martin łapie mnie w ramionach i przyciąga do siebie - Nie bój się, ja nic Ci nie zrobię. - Mówi spokojnie.
                 - Ja.. Lepiej pójdę się przebrać. - Odchodzę z jego objęć - Za dużo wrażeń.
               
               
                 Bycie policjantką nie jest łatwe. Co prawda miałam się o tym dopiero przekonać, ale i tak już to wiedziałam. Dziś wykonywałam dosyć papierkową robotę - Odnośnie poszukiwanych, więźniów i cel. w ich stercie zauważyłam akta sprawy. I to nie byle jakie. Zatytułowane były "Poszukiwany Martin Laurence". Poczułam wtem, jak rośnie mi ciśnienie.
                 Otworzyłam je i wyciągnęłam pierwszą kartkę z jego danymi, po czym zaczęłam czytać.


Martin Daniel Laurence.
Ur. 30 marca 1992
Stan cywilny - Wolny
Praca - Bezrobotny.
Wykształcenie zawodowe - Mechanik samochodowy - Cztery lata technikum
Miejsce zamieszkania - Kitto 53, Helsinki, Finlandia.
Opis: Podejrzany ma na swoim koncie ponad 30 zabójstw. Najczęściej są one w regionie Helsinek, portów Kotka. Nie można go złapać, co świadczą jego liczne ucieczki lub długie pościgi, z późniejszym zgubieniem poszukiwanego. 
Camillus Goldenmage


                 Upuściłam kartkę. Czy jest coś, o czym Martin mi nie powiedział ?
                 Szybko wyciągnęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer do Martina. Ten od razu odebrał.
                 - Halo?
                 - Od kiedy jesteś zabójcą ? - Wymawiam cicho.
                 - Ech.. Przyjedź do mnie o dwudziestej i Ci to wyjaśnię. 

                 - Teraz ...
                 Nie dokończyłam. Martin szybko rozłączył się, nie dając mi dokończyć. Teraz zostało mi tylko czekać i pracować.

                 Do domu wjechałam tylko po to, by się przebrać. Ubrałam się w czerwoną bluzkę na ramiączkach z czarną kokardą na dekoldzie, czarne spodnie i dokładam do tego czarne kozaki na obcasie. Przyjrzałam się w lustrze. Uznałam wtem, że wyglądam dobrze, co dodało mi pewności siebie. Po całkowitym zebraniu się biorę płaszcz i wychodzę do garażu, z którego biorę ukochany motocykl. Wsiadłam na niego, włożyłam klucz do stacyjki, po czym odjechałam.
                Jazda zajęła mi do pięciu minut. Wjechałam na działkę Martina od razu, po czym zaparkowałam i sprawnie wyłączyłam silnik motocykla. Szybkim ruchem poszłam do jego domu. Zobaczyłam jak siedzi na kanapie, a gdy mnie widzi, uśmiecha się.
                Siadam naprzeciwko Niego i przez chwile patrzę mu w oczy. Gdy przez dłuższy czas nic nie mówi, przemawiam.
                - A więc?
                - A więc? co chciałaś?
                Popatrzyłam na niego równie zdziwiona, co on na mnie. Słucham?
                - Nie udawaj, że nie wiesz.
                Wstaję i podchodzę do drzwi. Martin energicznie staje za mną, a gdy stoi za mną, odwracam się do Niego.
                Spojrzawszy mu w oczy, zacisnęłam mocno zęby.
               - Ile to wszystko miało trwać? - wycedziłam powoli, zwijając w dłonie pięści.
               Spojrzał na mnie jak na wariatkę, co tylko spotęgowało moją złość. Zmrużyłam oczy, czując, jak moje ciało niebezpiecznie drży.
              - Nie udawaj, że nic nie wiesz! - ryknęłam, zamachując się.
              Martin był jednak przygotowany. Mój nadgarstek znajdował się w jego silnym uścisku dłoni. Był opanowany, choć czułam, jak i on drży ze złości.
             - To nie należy ode mnie. Michael zażądał ode mnie zapłaty.
             - Jakiej? - mruczę, patrząc na niego ze zdenerwowaniem.
             - Muszę zabijać.
             - Ty... Bydlaku jeden.. - Zaczęłam się z nim szarpać, i gdy udaje mi się go odepchnąć, a ten wraca, machnęłam ręką. A on..
             Odleciał. Tak nagle.
             - Co ja zrobiłam?!
             - O cholera. Jak mogłem to pominąć?! - Szybko podniósł się i jeszcze szybciej podszedł do mnie.
             - Zostaw mnie..
             - Teraz nie mogę.
             - Zostaw! - Odepchnęłam go od siebie i znów machnęłam ręką, tym razem wskazując do Niego. Tym razem poleciała na Martina jakaś czerwona kula, jakby ognia.

             Budzę się w swoim łóżku. Kompletnie nie pamiętam, co wczoraj robiłam. Dziwnie się czuję, szczególnie z czerwoną lampką, która zapewne w tejże chwili pojawia się nad moją głową, ostrzegając przed niebezpieczeństwem.
            Ostatnie do czego wracam to mój przyjazd do domu. Przebrana w ubranie codzienne, czekałam na kogoś.
            Dalej nic. Dziwne uczucie.
            Jakby coś sobie przypominając, rzucam się w stronę biurka. Szybko odszukuję telefon, szybko wpisując hasło i wchodząc w kontakty.
           Szybko jednak odzyskuję gardę.
           - Tenshi, serio coś z Tobą nie tak. - mruczę pod nosem.
           Wstałam i przy lustrze ogarnęłam swoje włosy. Związałam je w kitkę i spojrzałam na siebie, nie będąc pewna rezultatów. Samotność, moim minusem.
           Westchnęłam cicho i odepchnęłam tą myśl ze swojej głowy. O dziwo po chwili usłyszałam telefon, który szybko wzięłam i odebrałam, nie patrząc na numer.
           - Halo?
           - Tenshi ? Cześć, tu Camill. Słuchaj.. Masz dzisiaj czas?
           - Jasne.. Wpadnij, Kitto 35. - Rozłączam się.
           Uśmiecham się radośnie do siebie.

---------------------------------------------
Rozdział.. długi..
Lecz zdaje mi się, że strasznie źle napisany.. zobaczymy.. Prosiłabym o komentarze i dzięki, za prawie 500 odsłon bloga! Oby tak dalej :)
(a ja biorę się za dalsze pisanie) 

1 komentarz:

  1. Fajny :D
    Ehh co by tu więcej napisać?
    Ja mam pustkę w głowie.
    Fajnie napisany.
    Genialna akcja.
    Wręcz znakomicie :)
    Pozdrawiam LuCe

    OdpowiedzUsuń