Zaprosiłam do domu faceta, który.. Mógł być moim opiekunem..
- Odstrój się, Tenshi.. Masz nie wyobrażalną szanse.. - mówię sobie w myślach.
Po chwili słucham się ich i idę do łazienki kąpiąc się. Delikatnie się maluję i poprawiam włosy, co przyprawiłam jeszcze czerwonymi spodniami, podkreślającymi chude nogi i czarną bluzkę, na którą nałożyłam czarny gorset underbust.
Usłyszałam pukanie do drzwi, po czym dzwonek do nich. Szybko zeszłam na dół i otworzyłam mu.
Ubrany był dziś w czarną kurtkę, jeansowe spodnie i trampki. Wpuściłam go do środka.
- Przyniosłem jakieś winko.. Podobno dobre..
- Dobrze.. - Uśmiechnęłam się, po czym zamknęłam drzwi na klucz.
Prowadzę go do kuchni i od razu wyciągam z szafki dwie literatki.
- Chcesz może przed tym coś do picia? - uśmiecham się.
- Herbatę, jak można..
Z gazu biorę czajnik i wlewam tam wodę. Gdy jednak próbuję odpalić palnik coś dzieje się nie tak. Gaz wcale nie chce się odpalić.
- Cholera.. Co jest..? - pytam sama siebie.
Po chwili czuję dziwny gorąc w rękach. Przyglądając się nim doznaje szoku. Obydwie moje ręce płoną.
- Tenshi.. Spokojnie.. Nie myśl o tym.. - Wyrywa mnie z tego Camill, przytulając mnie, a z tym gestem dziwne ciepło znika... I płomienie też.
- Co się stało.. Widziałeś to?
- Tak.. To początkowy etap czarodziejstwa.. Musiałaś mieć bolesne zetknięcie z wampirem..
- Z kim?!
Patrzę na Niego zdziwiona, po czym coś widzę.
- Martin. Nigdy mnie nie opuścisz.. Prawda..? - Pytam się go ze strachem.
Ten za to stoi ze spuszczoną głową. Patrzę na Niego ze łzami w oczach. Przed chwilą prawie się pożarliśmy.. a Teraz? Odwraca się do mnie i mówi cicho.
- I tak sobie przypomnisz.. Wiem o tym. Lecz.. Muszę Cię opuścić. - kładzie rękę na moim policzku i patrzy głęboko w moje oczy - Przepraszam, Tenshi.
- Nie.. - Ucisza mnie, przykładając mi palec do ust.
- Zapomnisz o tym. - Jego oczy są jakby hipnotyzujące. - Będziesz dalej żyła, chodziła do pracy. - Widzę, jak i jemu pojawiają się łzy. - Bawiła się ze znajomymi.. Ale nie ze mną.. Kocham Cię.
Otwieram oczy. Camill patrzy na mnie pytająco.
- Co widziałaś..?
- Jakiegoś faceta.. Nie znam go..
Zauważam nagle, że Camill z wyrazu twarzy zrobił się podejrzliwy. Jednak po chwili odwraca się i bierze flaszkę wina.
- Rozumiem.. I lepiej załagodźmy to tym.. - Wskazał na trunek - Pomaga.
Siedzieliśmy właśnie w salonie, delektując się drugą butelką wina.
Camill opowiedział mi kim jest od razu prosząc, żebym zachowała dyskrecję, co ja potwierdzam.
- Jestem czarodziejem. Wiem o tym od paru lat po tym, jak straciłem rodziców.
Nie odpowiadam. Ten jedynie przykłada mi rękę do policzka. Na ten gest widzę to, co wcześniej. Tajemniczego faceta i mnie...
- Znowu to widziałaś?
- Tak..
Bez pytania opieram się o jego ramię. Wiedząc, że pewnie zostanę odepchnięta, jednak tak się nie dzieje. Camill kładzie rękę na moich plecach i porusza nią.
- To musiał zrobić wampir. I to ten, którego widzisz w wizji.. I musisz go odnaleźć.. Lecz jeśli to jest rzeczywiście wampir to.. Możesz mieć kłopoty..
- Czemu?
- Wampiry żywią się krwią.. Może Cię.. Brzydko powiedzieć - Zrobił przerwę, po czym westchnął - Dziabnąć.
- To.. Może sobie odpuszczę.. - Opadłam na sofę bezradna.
Kolejny dzień przywitał mnie słońcem, wpadającym przez okna. Wstałam wypoczęta i rześka, i z uśmiechem na ustach zeszłam na dół wyciągnąć wodę. Poszłam od razu do łazienki na parterze i przebrałam się w sportowe ubranie - dresowe spodnie, bluzka na ramiączka, a na nią bluza dresy szarego koloru, bluzka biała, a do tego czarne trampki. Moje włosy w nieładzie związałam w kitkę.
Ranne bieganie - dla mojej rozszarpanej duszy był jak lek na zbawienie. Wybiegłam z domu i postanowiłam przebiec całą ulicę.. I spróbować przy tym nie ucierpieć.
Ale i w moim przypadku nic nie jest pewne. Niechcący, zamyślona trafiam na kogoś, po czym po zderzeniu upadam.
- Jak chodzisz kobieto?!
- Raczej jak biegasz.. - Powiedziałam oschle i wstałam.
Lecz gdy zobaczyłam na kogo trafiłam przeraziłam się. To był chłopak z mojej wizji.
- O cholera... - wyszeptałam.
- Coś się stało? Jest Pani ranna?
- Nie.. Nie ważne... - jąkam się, patrząc na Niego. - Zdaje mi się, jakbym Pana znała.
Martin.
Tenshi trafiła na mnie. Czułem, że coś takiego się wydarzy. żałuję jednak, że kazałem jej o sobie zapomnieć.
Kojarzy mnie? Musiała już mieć wizję. Jest czarownicą, więc jest to kwestia czasu, kiedy sobie przypomni.
- Przepraszam.. - zająknąłem się. - Śpieszę się.
Odszedłem od Niej i szybko wsiadłem do swojego auta. Po włożeniu kluczyka do stacyjki odjechałem z piskiem opon. U lusterkach widziałem, jak ta biegła w stronę domu.
Brakowało mi jej. Kocham ją, a pomimo tego muszę kazać jej odejść.. Czemu?
Tenshi jest czarodziejką, a ja wampirem. Magowie w pewnym sensie dominują nad nami. Jedna nasza nieuwaga co do czaru i możemy przypieczętować tym nawet życie. Nawet słaby czarodziej może to zrobić.
Zacisnąłem rękę na konsoli zmiany biegów. Muszę być dla niej oschły, choć będzie mi ciężko. Cała ta sprawa nie jest mi na rękę, ale nie mogę nic zaradzić.
Dojechałem wtem do baraków i wysiadłem z auta. Roztrzepany poszedłem do jednego z czarnych domów, i skierowałem się do jednego z pokoi po lewo.
- Witam, Martinie... Cóż za nagłe przyjście..
- Chce z tym skończyć. Pracuję dla Ciebie przeszło 100 lat i sądzę, że spłaciłem swoją nieśmiertelność?
Mickael zaśmiał się, po czym na szybko przejechał rękami po swoich czarnych włosach i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami.
- Wiesz, myślałem, że to niezła zabawa.
- Ale nie jest. - Powiedziałem oschle.
- Hmm.. A może to dla Niej? - Gdy to powiedział czułem, jak serce podchodzi mi do gardła - Dla Tenshi? Tej czarownicy? Ciekawe, co powiedzą na to założyciele. - Powiedział na koniec chichocząc. - A może się nią zajmę?
- Nie dotkniesz jej! - Rękę zgiąłem w pięść i walnąłem w jego biurko tak, że to się rozwaliło. - Ani mi się waż, wymazałem jej wspomnienia. Poza tym, mogę zgłosić wymówienie. - Uśmiechnąłem się - I to zrobię.
- Dobra, Martin. Niech Ci będzie. Ale radzę Ci chronić Tenshi, bo z niej łatwo nie zrezygnuję. - Zaśmiał się
- Psychol.
Po czym wyszedłem.
I co ja mam zrobić?
_______________
Sądzę, że to jest jeden z lepszych moich rozdziałów.. zwłaszcza wizja Tenshi.. Przyznam się, że gdy ją pisałam, o dziwo w moich oczach pojawiły się łzy. Dziwne, ale sama nie miałam na to wpływu..
Co sądzicie o rozdziale? Co zrobi Martin? :)
Zacisnąłem rękę na konsoli zmiany biegów. Muszę być dla niej oschły, choć będzie mi ciężko. Cała ta sprawa nie jest mi na rękę, ale nie mogę nic zaradzić.
Dojechałem wtem do baraków i wysiadłem z auta. Roztrzepany poszedłem do jednego z czarnych domów, i skierowałem się do jednego z pokoi po lewo.
- Witam, Martinie... Cóż za nagłe przyjście..
- Chce z tym skończyć. Pracuję dla Ciebie przeszło 100 lat i sądzę, że spłaciłem swoją nieśmiertelność?
Mickael zaśmiał się, po czym na szybko przejechał rękami po swoich czarnych włosach i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami.
- Wiesz, myślałem, że to niezła zabawa.
- Ale nie jest. - Powiedziałem oschle.
- Hmm.. A może to dla Niej? - Gdy to powiedział czułem, jak serce podchodzi mi do gardła - Dla Tenshi? Tej czarownicy? Ciekawe, co powiedzą na to założyciele. - Powiedział na koniec chichocząc. - A może się nią zajmę?
- Nie dotkniesz jej! - Rękę zgiąłem w pięść i walnąłem w jego biurko tak, że to się rozwaliło. - Ani mi się waż, wymazałem jej wspomnienia. Poza tym, mogę zgłosić wymówienie. - Uśmiechnąłem się - I to zrobię.
- Dobra, Martin. Niech Ci będzie. Ale radzę Ci chronić Tenshi, bo z niej łatwo nie zrezygnuję. - Zaśmiał się
- Psychol.
Po czym wyszedłem.
I co ja mam zrobić?
_______________
Sądzę, że to jest jeden z lepszych moich rozdziałów.. zwłaszcza wizja Tenshi.. Przyznam się, że gdy ją pisałam, o dziwo w moich oczach pojawiły się łzy. Dziwne, ale sama nie miałam na to wpływu..
Co sądzicie o rozdziale? Co zrobi Martin? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz