niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 8.

Dobry, wszystkim.
Powracam myślę ze zdwojoną siłą, z nowymi opowiadaniami.
Przy pisaniu przyszło mi na myśl, czy trochę by nie "podrasować" tych opowiadań.
Zobaczymy, a jak na razie trzymajcie to :)

-----------------------------------------------------------

Dzisiejszy sen przyprawiał mnie o dreszcze, że o równo trzeciej postanowiłam już dalej nie spać.
Zeszłam na dół i zaparzyłam sobie kubek gorącej czekolady.
Spijałam ją powoli, z czym czułam się coraz lepiej. Moja dusza znalazła ukojenie, z czego sama się cieszyłam.
Do samego odjazdu w miejsce mojej pracy zostało mi trzy godziny.
Co mogłam zrobić przez ten czas? Wiele możliwości stało przede mną otworem.
W mojej głowie, jak grom z jasnego nieba stanął pomysł. Czemu nie mogłabym poszukać jakiś rzeczy w swojej szafie. Ta ciągle była dla mnie tajemnicza, skrywała jedynie ubrania.
Odstawiłam wtem kubek i powędrowałam na górę do mojego pokoju w kremowej piżamie i białym szlafroku, a gdy byłam na miejscu, otworzyłam swoją szafę i zauważyłam w niej coś dziwnego.
Za moimi ubraniami powinna znajdować się szara mata, a zamiast niej były pozostałości po mojej czerwonej ścianie i jakieś skały, które po moim dotyku zaczęły dziwnie migać. A po dotknięciu niebieskiej, która symbolizowała mi lapis lazuri dziwna brama, bo tylko to przyszło mi na myśl, otworzyła się.
Na samo otworzenie kolorowego wejścia, światło w pomieszczeniu zaświeciło się, a ja tam weszłam.
Pokój był duży, a jego ściany były kremowe i trzymały na sobie różne fotografie. Na jednej z nich była moja mama.
Co rodzice przede mną ukrywali? O tym dowiedziałam się dopiero po chwili, gdy zobaczyłam stację alchemiczną, a w niej książkę i kociołek. Obok stały dwie półki z jakimiś napojami, a przy jednej zżółknięta kartka.
- Co to wszystko jest? - mówię sobie w myślach, dochodząc do kartki i biorąc ją w dłonie. Otworzyłam ją i zaczęłam uważnie czytać.


Tenshi.
Zapewne czytasz to długi okres po naszej śmierci.
Już Ci wyjaśniam, moja droga, o co chodzi z Twoją ścianą, bo pewnie to w głębi duszy Cię trapi.
Być może pamiętasz, jak bawiłaś się w czarodziejkę? Jak dawałam Ci różdżkę, którą masz na stoliku alchemicznym? W pewnym sensie jest to prawdą.
Ja i Tata byliśmy czarodziejami. Chroniliśmy Cię, dotychczas, lecz musisz wiedzieć o złu, który czai się na Ciebie poza domem.
Wampiry, wilkołaki i inne stworzenia.
Sama ściana otworzyła się teraz dlatego, że za niedługo będzie pełnia. Zaklęłam ją, by tak się otwierała - i nie bez powodu.
Uważaj na siebie, Mama i Tata.


Chodziłam po pokoju jak na szpilkach. 
Pełnia? Co prawda pamiętam, że podczas tego zawsze coś mi się działo - jak nie ból brzucha, to głowy, zaś jakaś jednodniowa choroba.
Nic samego się nie zrobi. Podeszłam do tajemniczej księgi i otworzyłam ją, a w niej wiele zaklęć, przepisów na wszelakie mikstury.
Usłyszałam wtem telefon, który wyrwał mnie z letargu myśli i czytania. Poszłam do pokoju i ujrzałam na wyświetlaczu Camila. Odebrałam z uśmiechem na ustach.
- Halo?
- Chciałbym Ci powiedzieć, że dziś zamiast do pracy zapraszam Cię na kawę. Zgadzasz się?
Przeszłam do tajemniczego pokoju i jęknęłam, przetwarzając sobie co powiedział.
- Tak - Powiedziałam otwierając księgę i czytając wszystkie zaklęcia. - I czemu tak wcześnie dzwonisz, ranny ptaszku?
- Zastanawiałem się, czy Cię zbudzę, ale po głosie słychać, że nie spałaś.. - Poczułam, jak się uśmiecha - To o czternastej przyjadę po Ciebie. - Szybko się rozłączył.


Siedziałam właśnie w kawiarni, ubrana w sukienkę z gorsetem i czerwone szpilki. Elegancki ubiór doprawiłam czerwonym błyszczykiem.
- Rozpraszasz mnie.
Popatrzyłam na Niego zdziwiona i delikatnie poprawiłam się, zerkając po chwili w okno.
- Czemu mnie zaprosiłeś?
- Hmm.. Jak kolega koleżankę, po prostu.. Coś się stało?
- Nie.. - Spijam łyk pysznej kawy. - Tak tylko zapytałam. - Uśmiechnęłam się.
- Rozumiem.. - Uśmiechnął się do mnie, po czym poklepał miejsce obok siebie - Chodź.
Popatrzyłam na Niego zdziwiona, ten za to wskazał z tyłu i pokazał z powrotem na miejsce przy sobie.
Usiadłam obok Camila, a ten ogarnął moje włosy i wyszeptał mi na ucho coś w stylu "Ktoś nas obserwuje"
Rozejrzałam się po kawiarni. W rogu siedział czarnowłosy mężczyzna o czarnych wręcz oczach, który patrzył wprost na mnie.
- To wampir - Wyszeptał mi Camil.
- Wiem. - Mruknęłam i popatrzyłam z powrotem na Camila. - Musimy coś wymyślić, a przestanie - Uśmiechnęłam się do Niego słodko.
Camil uniósł jedną powiekę do góry, po czym w jej stronę się uśmiechnął. Położyłam rękę na blacie i oparłam się o nią.
Wzięłam swój telefon i napisałam na dotykowym wyświetlaczu "No nie wiem, trochę czułości? :)", a gdy mu pokazałam, ten się zaśmiał.
- Camil, czy to coś zmieni?
- Tylko przyjaciele - Powiedział, po chwili mnie całując.

Wszedłem do kawiarni nie daleko mojego domu. Mickael miał do mnie ważną sprawę, związaną z moim odejściem. Popatrzyłem na Niego, a on wskazał na stół naprzeciw mnie.
Osłupiałem.
Tenshi całowała się właśnie z jakimś facetem. Momentalnie zrobiłem się zły i zaczęły mi lecieć łzy.
Ta chyba wyczuła sytuację i odwróciła się, jakby rozumując, co się dzieje.
Szybko wyszedłem z tego miejsca. Wiedziałem wtem, że to intryga Mickaela.
Jedną z najcięższych jego mocy jest manipulacja, potrafi ostro pomieszać, zwłaszcza człowiekowi.
Ale czy tak było z Nią?
Oparłem się o swoje auto i zacząłem płakać jak dziecko. Lecz coś bardzo chciało przerwać mój płacz, charakterystyczny stukot szpilek.
Ujrzałem ją, podeszła do mnie, również zapłakana.
Wzięła moją rękę i wplotła swoje palce w moje.
- Witaj z powrotem, kochanie. - Uśmiechnęła się do mnie.


-------------------------------------------------

Zakończenie smutne, tak jak ja dzisiaj.
Wiem, że zaraz się zacznie, że za szybko TenshixMartin ale.. nie marudźcie :)
Lubię czasem posłodzić w opowiadaniu :D

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 7.

Chyba zwariowałam.
Zaprosiłam do domu faceta, który.. Mógł być moim opiekunem..
- Odstrój się, Tenshi.. Masz nie wyobrażalną szanse.. - mówię sobie w myślach.
Po chwili słucham się ich i idę do łazienki kąpiąc się. Delikatnie się maluję i poprawiam włosy, co przyprawiłam jeszcze czerwonymi spodniami, podkreślającymi chude nogi i czarną bluzkę, na którą nałożyłam czarny gorset underbust.
Usłyszałam pukanie do drzwi, po czym dzwonek do nich. Szybko zeszłam na dół i otworzyłam mu.
Ubrany był dziś w czarną kurtkę, jeansowe spodnie i trampki. Wpuściłam go do środka.
- Przyniosłem jakieś winko.. Podobno dobre..
- Dobrze.. - Uśmiechnęłam się, po czym zamknęłam drzwi na klucz.
Prowadzę go do kuchni i od razu wyciągam z szafki dwie literatki.
- Chcesz może przed tym coś do picia? - uśmiecham się.
- Herbatę, jak można..
Z gazu biorę czajnik i wlewam tam wodę. Gdy jednak próbuję odpalić palnik coś dzieje się nie tak. Gaz wcale nie chce się odpalić.
- Cholera.. Co jest..? - pytam sama siebie.
Po chwili czuję dziwny gorąc w rękach. Przyglądając się nim doznaje szoku. Obydwie moje ręce płoną.
- Tenshi.. Spokojnie.. Nie myśl o tym.. - Wyrywa mnie z tego Camill, przytulając mnie, a z tym gestem dziwne ciepło znika... I płomienie też.
- Co się stało.. Widziałeś to?
- Tak.. To początkowy etap czarodziejstwa.. Musiałaś mieć bolesne zetknięcie z wampirem..
- Z kim?!
Patrzę na Niego zdziwiona, po czym coś widzę.

- Martin. Nigdy mnie nie opuścisz.. Prawda..? - Pytam się go ze strachem.
Ten za to stoi ze spuszczoną głową. Patrzę na Niego ze łzami w oczach. Przed chwilą prawie się pożarliśmy.. a Teraz? Odwraca się do mnie i mówi cicho.
- I tak sobie przypomnisz.. Wiem o tym. Lecz.. Muszę Cię opuścić. - kładzie rękę na moim policzku i patrzy głęboko w moje oczy - Przepraszam, Tenshi.

- Nie.. - Ucisza mnie, przykładając mi palec do ust.
- Zapomnisz o tym. - Jego oczy są jakby hipnotyzujące. - Będziesz dalej żyła, chodziła do pracy. - Widzę, jak i jemu pojawiają się łzy. - Bawiła się ze znajomymi.. Ale nie ze mną.. Kocham Cię.

Otwieram oczy. Camill patrzy na mnie pytająco.

- Co widziałaś..?
- Jakiegoś faceta.. Nie znam go..
Zauważam nagle, że Camill z wyrazu twarzy zrobił się podejrzliwy. Jednak po chwili odwraca się i bierze flaszkę wina.
- Rozumiem.. I lepiej załagodźmy to tym.. - Wskazał na trunek - Pomaga.

Siedzieliśmy właśnie w salonie, delektując się drugą butelką wina.
Camill opowiedział mi kim jest od razu prosząc, żebym zachowała dyskrecję, co ja potwierdzam.
- Jestem czarodziejem. Wiem o tym od paru lat po tym, jak straciłem rodziców.
Nie odpowiadam. Ten jedynie przykłada mi rękę do policzka. Na ten gest widzę to, co wcześniej. Tajemniczego faceta i mnie...
- Znowu to widziałaś?
- Tak..
Bez pytania opieram się o jego ramię. Wiedząc, że pewnie zostanę odepchnięta, jednak tak się nie dzieje. Camill kładzie rękę na moich plecach i porusza nią.
- To musiał zrobić wampir. I to ten, którego widzisz w wizji.. I musisz go odnaleźć.. Lecz jeśli to jest rzeczywiście wampir to.. Możesz mieć kłopoty..
- Czemu?
- Wampiry żywią się krwią.. Może Cię.. Brzydko powiedzieć - Zrobił przerwę, po czym westchnął - Dziabnąć.
- To.. Może sobie odpuszczę.. - Opadłam na sofę bezradna.

Kolejny dzień przywitał mnie słońcem, wpadającym przez okna. Wstałam wypoczęta i rześka, i z uśmiechem na ustach zeszłam na dół wyciągnąć wodę. Poszłam od razu do łazienki na parterze i przebrałam się w sportowe ubranie - dresowe spodnie, bluzka na ramiączka, a na nią bluza dresy szarego koloru, bluzka biała, a do tego czarne trampki. Moje włosy w nieładzie związałam w kitkę.
Ranne bieganie - dla mojej rozszarpanej duszy był jak lek na zbawienie. Wybiegłam z domu i postanowiłam przebiec całą ulicę.. I spróbować przy tym nie ucierpieć.
Ale i w moim przypadku nic nie jest pewne. Niechcący, zamyślona trafiam na kogoś, po czym po zderzeniu upadam.
- Jak chodzisz kobieto?!
- Raczej jak biegasz.. - Powiedziałam oschle i wstałam.
Lecz gdy zobaczyłam na kogo trafiłam przeraziłam się. To był chłopak z mojej wizji.
- O cholera... - wyszeptałam.
- Coś się stało? Jest Pani ranna?
- Nie.. Nie ważne... - jąkam się, patrząc na Niego. - Zdaje mi się, jakbym Pana znała.

Martin.

Tenshi trafiła na mnie. Czułem, że coś takiego się wydarzy. żałuję jednak, że kazałem jej o sobie zapomnieć.
Kojarzy mnie? Musiała już mieć wizję. Jest czarownicą, więc jest to kwestia czasu, kiedy sobie przypomni.
- Przepraszam.. - zająknąłem się. - Śpieszę się.
Odszedłem od Niej i szybko wsiadłem do swojego auta. Po włożeniu kluczyka do stacyjki odjechałem z piskiem opon. U lusterkach widziałem, jak ta biegła w stronę domu.
Brakowało mi jej. Kocham ją, a pomimo tego muszę kazać jej odejść.. Czemu?
Tenshi jest czarodziejką, a ja wampirem. Magowie w pewnym sensie dominują nad nami. Jedna nasza nieuwaga co do czaru i możemy przypieczętować tym nawet życie. Nawet słaby czarodziej może to zrobić.
Zacisnąłem rękę na konsoli zmiany biegów. Muszę być dla niej oschły, choć będzie mi ciężko. Cała ta sprawa nie jest mi na rękę, ale nie mogę nic zaradzić.
Dojechałem wtem do baraków i wysiadłem z auta. Roztrzepany poszedłem do jednego z czarnych domów, i skierowałem się do jednego z pokoi po lewo.
- Witam, Martinie... Cóż za nagłe przyjście..
- Chce z tym skończyć. Pracuję dla Ciebie przeszło 100 lat i sądzę, że spłaciłem swoją nieśmiertelność?
Mickael zaśmiał się, po czym na szybko przejechał rękami po swoich czarnych włosach i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami.
- Wiesz, myślałem, że to niezła zabawa.
- Ale nie jest. - Powiedziałem oschle.
- Hmm.. A może to dla Niej? - Gdy to powiedział czułem, jak serce podchodzi mi do gardła - Dla Tenshi? Tej czarownicy? Ciekawe, co powiedzą na to założyciele. - Powiedział na koniec chichocząc. - A może się nią zajmę?
- Nie dotkniesz jej! - Rękę zgiąłem w pięść i walnąłem w jego biurko tak, że to się rozwaliło. - Ani mi się waż, wymazałem jej wspomnienia. Poza tym, mogę zgłosić wymówienie. - Uśmiechnąłem się - I to zrobię.
- Dobra, Martin. Niech Ci będzie. Ale radzę Ci chronić Tenshi, bo z niej łatwo nie zrezygnuję. - Zaśmiał się
- Psychol.
Po czym wyszedłem.
I co ja mam zrobić?


_______________

Sądzę, że to jest jeden z lepszych moich rozdziałów.. zwłaszcza wizja Tenshi.. Przyznam się, że gdy ją pisałam, o dziwo w moich oczach pojawiły się łzy. Dziwne, ale sama nie miałam na to wpływu..
Co sądzicie o rozdziale?  Co zrobi Martin? :) 

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 6.

                Oczekiwałam, jak Martin zacznie swą opowieść. Po chwili zaczął przemawiać, ale też i jąkać się.
                - To było w 1838 roku, wtedy też ćwiczyłem sztuki walki. Odnalazł mnie pewien Mickael, obecnie mój pracodawca. Wtedy.. Przemienił mnie..
                - W co?
                - W wampira.. Tak, jestem bestią.
                - Słucham..? Czy to żart? - Po chwili zaczęłam chichotać.
                Gdy spojrzałam na Martina, ten wyglądał na poważnego.
                - To prawda.
                Odsunęłam się od Niego, bałam się. Bałam się cholernie. Ten za to przybliżył się do mnie.
                - Nic Ci nie zrobię. Jestem tym samym Martinem, którym byłem.
                - Nie mogę Ci ponownie zaufać. To wymaga czasu.
                - Nie nalegam.
                Wszystko z mojej głowy wyleciało. Odzyskując szum po alkoholu delikatnie opieram się o ramię Martina. i obejmuję dłońmi jego rękę.
                - Nie tego się spodziewałam. Dzisiejsi faceci..
                - Tak, jestem idiotą i egoistą. - Poczułam, jak wyciąga rękę z uścisku i wkłada prawą rękę pod moje nogi, a lewą podkłada pod plecy, po czym unosi mnie.
                - Co Ty mi..
                - Zabieram Cię do łóżka. Koniec imprezy.
                - Sprzeciw.. mam jeszcze coś w barku..
                - Nie dyskutuj ze mną. - Poczułam, jak wnosi mnie na górę, po czym kładzie na łóżku.
                Popatrzyłam na Niego, a on na mnie.
                - Połóż się obok.. Chce choć raz zasnąć u Twojego boku. - Wymawiam rozglądając się. po chwili czuję, jak się kładzie.
                W moment przytulam się do Niego. Do jego miękkiej, wysportowanej klatki piersiowej. Po chwili nastała ciemność i usnęłam.


                 Z rana zbudziło mnie słońce. zdziwiona tym zjawiskiem wstałam. Mój zegarek wskazywał 5:48, po czym się uśmiechnęłam. Zeszłam na dół i doznałam momentalnego szoku.
                 Martin w mojej kuchni?
                 A no tak. Przecież wczoraj mi się tłumaczył.
                 - Nie patrz tak na mnie. Masz dziś do pracy?
                 - Mam.
                 Podchodzę do Niego bliżej.
                 - Skoro jesteś wampirem.. To musisz mieć jakieś moce.. Prawda ?
                 - Jasne.. Latam w przestworzach i zabijam każdą napotkaną. - Powiedział ironicznie.
                 - A tak serio?
                 - Mogę.. Się przenosić.. O tak. - Po chwili widzę, że go nie ma. Odwracam się i od razu widzę, że jest za mną, na co się wystraszyłam. Martin łapie mnie w ramionach i przyciąga do siebie - Nie bój się, ja nic Ci nie zrobię. - Mówi spokojnie.
                 - Ja.. Lepiej pójdę się przebrać. - Odchodzę z jego objęć - Za dużo wrażeń.
               
               
                 Bycie policjantką nie jest łatwe. Co prawda miałam się o tym dopiero przekonać, ale i tak już to wiedziałam. Dziś wykonywałam dosyć papierkową robotę - Odnośnie poszukiwanych, więźniów i cel. w ich stercie zauważyłam akta sprawy. I to nie byle jakie. Zatytułowane były "Poszukiwany Martin Laurence". Poczułam wtem, jak rośnie mi ciśnienie.
                 Otworzyłam je i wyciągnęłam pierwszą kartkę z jego danymi, po czym zaczęłam czytać.


Martin Daniel Laurence.
Ur. 30 marca 1992
Stan cywilny - Wolny
Praca - Bezrobotny.
Wykształcenie zawodowe - Mechanik samochodowy - Cztery lata technikum
Miejsce zamieszkania - Kitto 53, Helsinki, Finlandia.
Opis: Podejrzany ma na swoim koncie ponad 30 zabójstw. Najczęściej są one w regionie Helsinek, portów Kotka. Nie można go złapać, co świadczą jego liczne ucieczki lub długie pościgi, z późniejszym zgubieniem poszukiwanego. 
Camillus Goldenmage


                 Upuściłam kartkę. Czy jest coś, o czym Martin mi nie powiedział ?
                 Szybko wyciągnęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer do Martina. Ten od razu odebrał.
                 - Halo?
                 - Od kiedy jesteś zabójcą ? - Wymawiam cicho.
                 - Ech.. Przyjedź do mnie o dwudziestej i Ci to wyjaśnię. 

                 - Teraz ...
                 Nie dokończyłam. Martin szybko rozłączył się, nie dając mi dokończyć. Teraz zostało mi tylko czekać i pracować.

                 Do domu wjechałam tylko po to, by się przebrać. Ubrałam się w czerwoną bluzkę na ramiączkach z czarną kokardą na dekoldzie, czarne spodnie i dokładam do tego czarne kozaki na obcasie. Przyjrzałam się w lustrze. Uznałam wtem, że wyglądam dobrze, co dodało mi pewności siebie. Po całkowitym zebraniu się biorę płaszcz i wychodzę do garażu, z którego biorę ukochany motocykl. Wsiadłam na niego, włożyłam klucz do stacyjki, po czym odjechałam.
                Jazda zajęła mi do pięciu minut. Wjechałam na działkę Martina od razu, po czym zaparkowałam i sprawnie wyłączyłam silnik motocykla. Szybkim ruchem poszłam do jego domu. Zobaczyłam jak siedzi na kanapie, a gdy mnie widzi, uśmiecha się.
                Siadam naprzeciwko Niego i przez chwile patrzę mu w oczy. Gdy przez dłuższy czas nic nie mówi, przemawiam.
                - A więc?
                - A więc? co chciałaś?
                Popatrzyłam na niego równie zdziwiona, co on na mnie. Słucham?
                - Nie udawaj, że nie wiesz.
                Wstaję i podchodzę do drzwi. Martin energicznie staje za mną, a gdy stoi za mną, odwracam się do Niego.
                Spojrzawszy mu w oczy, zacisnęłam mocno zęby.
               - Ile to wszystko miało trwać? - wycedziłam powoli, zwijając w dłonie pięści.
               Spojrzał na mnie jak na wariatkę, co tylko spotęgowało moją złość. Zmrużyłam oczy, czując, jak moje ciało niebezpiecznie drży.
              - Nie udawaj, że nic nie wiesz! - ryknęłam, zamachując się.
              Martin był jednak przygotowany. Mój nadgarstek znajdował się w jego silnym uścisku dłoni. Był opanowany, choć czułam, jak i on drży ze złości.
             - To nie należy ode mnie. Michael zażądał ode mnie zapłaty.
             - Jakiej? - mruczę, patrząc na niego ze zdenerwowaniem.
             - Muszę zabijać.
             - Ty... Bydlaku jeden.. - Zaczęłam się z nim szarpać, i gdy udaje mi się go odepchnąć, a ten wraca, machnęłam ręką. A on..
             Odleciał. Tak nagle.
             - Co ja zrobiłam?!
             - O cholera. Jak mogłem to pominąć?! - Szybko podniósł się i jeszcze szybciej podszedł do mnie.
             - Zostaw mnie..
             - Teraz nie mogę.
             - Zostaw! - Odepchnęłam go od siebie i znów machnęłam ręką, tym razem wskazując do Niego. Tym razem poleciała na Martina jakaś czerwona kula, jakby ognia.

             Budzę się w swoim łóżku. Kompletnie nie pamiętam, co wczoraj robiłam. Dziwnie się czuję, szczególnie z czerwoną lampką, która zapewne w tejże chwili pojawia się nad moją głową, ostrzegając przed niebezpieczeństwem.
            Ostatnie do czego wracam to mój przyjazd do domu. Przebrana w ubranie codzienne, czekałam na kogoś.
            Dalej nic. Dziwne uczucie.
            Jakby coś sobie przypominając, rzucam się w stronę biurka. Szybko odszukuję telefon, szybko wpisując hasło i wchodząc w kontakty.
           Szybko jednak odzyskuję gardę.
           - Tenshi, serio coś z Tobą nie tak. - mruczę pod nosem.
           Wstałam i przy lustrze ogarnęłam swoje włosy. Związałam je w kitkę i spojrzałam na siebie, nie będąc pewna rezultatów. Samotność, moim minusem.
           Westchnęłam cicho i odepchnęłam tą myśl ze swojej głowy. O dziwo po chwili usłyszałam telefon, który szybko wzięłam i odebrałam, nie patrząc na numer.
           - Halo?
           - Tenshi ? Cześć, tu Camill. Słuchaj.. Masz dzisiaj czas?
           - Jasne.. Wpadnij, Kitto 35. - Rozłączam się.
           Uśmiecham się radośnie do siebie.

---------------------------------------------
Rozdział.. długi..
Lecz zdaje mi się, że strasznie źle napisany.. zobaczymy.. Prosiłabym o komentarze i dzięki, za prawie 500 odsłon bloga! Oby tak dalej :)
(a ja biorę się za dalsze pisanie)